Żyj swoim życiem

GN 36/2016

publikacja 01.09.2016 00:00

O ucieczce z domu, pięciu latach włóczęgi po włoskich ulicach i o tym, jak Bóg wyciągnął go z dna, opowiada Marek „Makaron” Motyka.

Żyj swoim życiem roman koszowski /foto gość

Szymon Babuchowski: Śpiewasz w jednej z piosenek: „Fajne życie miołeś”. Możesz tak powiedzieć o sobie?

Marek „Makaron” Motyka: Te słowa napisał Jacek Myszka, kolega z bloku, po moim powrocie z Włoch, po których włóczyłem się przez pięć lat. Zacząłem mu opowiadać o tym, co przeżyłem, i o moim nawróceniu. A on, zaskoczony, ułożył taki tekst. Nie jest on zwieńczony świadectwem, ale mówi o sięgnięciu dna.

Czyli tak naprawdę nie zawsze było fajnie?

Wydaje mi się, że radość była we mnie zawsze. Tyle że niepełna, bo nie była podparta zaufaniem. Pełna wiara i radość pojawiły się dopiero po nawróceniu. Właśnie po tym, jak sięgnąłem dna.

Co Tobą kierowało, kiedy uciekałeś z domu?

Byłem krótko po powrocie z wojska i kierował mną bunt. Tata dużo pił, bił mamę. W moim domu miłość była zastępowana pieniędzmi. Tata pracował w Niemczech. Chciałem motor, to miałem motor, ale relacji z ojcem nie miałem w ogóle. Zawsze były tylko krzyk i ocenianie. Widziałem wprawdzie miłość rodziców, ale widziałem też podczas pijaństwa straszne rzeczy.

Dostępne jest 9% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.