Matka Teresa masakruje system

Jakub Jałowiczor

|

GN 36/2016

publikacja 01.09.2016 00:00

– Jak Siostra sądzi, dlaczego nie mieliśmy jeszcze w Białym Domu kobiety jako prezydenta? – zapytała 
Hillary Clinton. Matka Teresa 
nie podniosła głowy znad lunchu. 
– Bo pewnie
 ją Pani abortowała 
 – odparła.

Matka Teresa przez ponad czterdzieści lat w Kalkucie służyła ubogim, chorym, osieroconym dzieciom i umierającym. Matka Teresa przez ponad czterdzieści lat w Kalkucie służyła ubogim, chorym, osieroconym dzieciom i umierającym.
dpa /pap

Gdyby za życia założycielki Misjonarek Miłości urządzenia z kamerami były równie popularne jak dziś serwis YouTube, można byłoby zalać filmami z cyklu „Matka Teresa mocno o...”. Nie byłyby to wyłącznie wypowiedzi o aborcji, choć pochodząca z Albanii zakonnica słynęła z ostrej krytyki zabijania nienarodzonych. Potępiła je w przemówieniu, jakie wygłosiła w 1979 r., odbierając Nagrodę Nobla. Potrafiła też mówić rzeczy idące kompletnie wbrew popularnym prądom. „Siłą mężczyzny jest  jego charakter, a siłą kobiety mężczyzna z charakterem” – stwierdziła kiedyś, nie przysparzając sobie zapewne przyjaciół ani wśród „męścizn”, ani wśród feministek. Myliłby się jednak ten, kto spodziewałby się po Matce Teresie wyłącznie prowokacyjnych tekstów.

Biedne kraje

Spotkanie, podczas którego Hillary Clinton natrafiła na ripostę albańskiej zakonnicy, miało miejsce w czasie, gdy obecna kandydatka na prezydenta była pierwszą damą Stanów Zjednoczonych. O zdarzeniu opowiada Abby Johnson, amerykańska działaczka pro life, niegdyś kierowniczka przychodni aborcyjnej. Clinton lubi przypominać, że spotkała się z szanowaną na całym świecie twórczynią ośrodków opieki dla najbiedniejszych. Denerwuje to amerykańskich obrońców życia, bo żona byłego prezydenta zawsze wspierała aborcję i doskonale wiedziała, co myśli o zabijaniu dzieci Matka Teresa. W przemówieniu przed Norweskim Komitetem Noblowskim w 1979 r. albańska zakonnica stwierdziła, że to właśnie pozbawianie życia nienarodzonych jest największym zagrożeniem dla pokoju na świecie. – Wielu ludzi bardzo martwi się o dzieci z Indii, dzieci z Afryki, gdzie wiele ich umiera wskutek niedożywienia, głodu i tak dalej, ale miliony dzieci umierają zabijane celowo, z woli matek – tłumaczyła. – Dlatego właśnie aborcja jest największym niszczycielem pokoju. Bo przecież jeśli matka może zabić własne dziecko, czymże jest dla mnie zabić ciebie, a dla ciebie – zabić mnie? Nic już nie stoi nam na przeszkodzie.

Zamiast mówić o wyzyskiwaczach, którzy powodują biedę krajów Trzeciego Świata, założycielka Misjonarek Miłości krytykowała kraje wprowadzające aborcyjne ustawodawstwo. – Dla mnie te narody, które zalegalizowały aborcję, są najbiedniejsze ze wszystkich. Boją się małych dzieci, lękają się jeszcze nienarodzonych. I dziecko musi ginąć, dlatego że go nie chcą – ani jednego dziecka więcej – i dziecko musi umrzeć. Błagam was w imieniu tego dziecka: uratuj nienarodzone dziecko, rozpoznaj w nim obecność Chrystusa!

Za dużo ludzi

Słowa te padły zaledwie kilka lat po publikacji słynnego raportu Klubu Rzymskiego zatytułowanego „Granice wzrostu”. Opracowanie opisujące kończące się rzekomo zasoby naturalne Ziemi (wiele informacji później nie potwierdziło się) miało dowodzić, że ludzi jest za dużo. Raport głosił, że rozwijać się może tylko takie społeczeństwo, którego członkowie mają dostęp do stuprocentowo skutecznych metod kontroli urodzin. Rozwiązaniem problemu nędzy w takich krajach jak Indie, gdzie pracowała Matka Teresa, miało być zatem propagowanie wśród niższych klas społecznych antykoncepcji i aborcji, a także sterylizacji. Siostra dobrze znała jednak rzeczywistość i nie zamierzała zmieniać zdania. Przeciwnie, podczas spotkań z najważniejszymi światowymi decydentami starała się uświadomić im, jakie jest prawdziwe źródło zagrożenia dla współczesnego świata.

– Wszyscy chcemy pokoju, a jednak boimy się broni jądrowej, boimy się też nowej choroby AIDS – przemawiała w 1985 r. na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych. – Nie boimy się jednak zabić niewinnego dziecka, małego nienarodzonego dziecka, które zostało stworzone dla tego samego celu co my – aby kochać Boga oraz kochać ciebie i mnie. To niesłychana sprzeczność i uważam, że tym, co obecnie najbardziej niszczy pokój, jest aborcja. Obawiamy się broni jądrowej, ponieważ przeraża nas wizja jej użycia, ale nie obawiamy się – wiele matek nie obawia się – popełnić tego straszliwego mordu, mimo że mówi o nim sam Bóg: „Nawet gdyby matka zapomniała o swym dziecku, Ja nie zapomnę o tobie. Wyryłem cię na mych dłoniach, jesteś cenny w moich oczach. Kocham cię”. Te słowa Bóg wypowiada do ciebie, do mnie i do małego nienarodzonego dziecka. Dlatego też, jeżeli naprawdę pragniemy pokoju, jeżeli pragniemy go dziś szczerym sercem, podejmijmy stanowczą decyzję, że nie pozwolimy, aby w naszych krajach, w naszych miastach choć jedno dziecko czuło się niechciane, czuło się niekochane, czuło się odepchnięte przez społeczeństwo. Umacniajmy się też w staraniach o to, aby przerażające prawo, które pozwala na zabijanie niewinnych, niszczy życie, niszczy obecność Boga, zostało z naszych krajów, z naszych społeczeństw i naszych rodzin usunięte.

Adopcja? 
Nie dla wszystkich

Matka Teresa szła wbrew także tym, którzy twierdzili, że skoro nie chcemy aborcji, to należy promować antykoncepcję. Założycielka Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Miłości uczyła proste hinduskie kobiety, jak rozpoznawać swoją płodność, by móc mieć dzieci. Wyraźnie mówiła przy tym, że antykoncepcja niszczy relacje między ludźmi, a naturalne metody planowania rodziny nie różnią się od niej jedynie techniką. – Za sprawą antykoncepcji niszczone są siły dawania życia i miłowania, mąż i żona czynią coś dla siebie samych – tłumaczyła na spotkaniu w Waszyngtonie w 1994 roku. – To odwraca uwagę, zwracając ją ku samemu sobie i w ten sposób niszcząc w nim i w niej dar miłości. W miłowaniu mąż i żona zwracają uwagę jedno na drugie, tak jak się to dzieje w przypadku naturalnego planowania rodziny, a nie ku sobie samym, jak ma to miejsce w przypadku antykoncepcji. Kiedy to miłowanie jest zniszczone przez antykoncepcję, wówczas aborcja następuje bardzo łatwo.

Siostra dodała, że nie pozwala na adopcję dzieci przez rodziny, gdzie stosowano antykoncepcję. – Jeśli matka zniszczyła siłę miłowania, w jaki sposób będzie ona kochać moje dziecko? – pytała.

Oddaj duszę 
za zdjęcie

Matka Teresa nie mówiła wyłącznie o antykoncepcji i aborcji. Cała jej działalność wzięła się z miłości do Chrystusa i błogosławiona dawała temu wyraz. „Za nic w świecie nie chciałabym nawet przez ułamek sekundy zrobić czegoś, co Mu się mniej podoba” – pisała w 1947 r. w liście do abp. Ferdinanda Periera.

Pewnego razu do jej zgromadzenia przyszła młoda dziewczyna, która chciała pomagać biednym. Matka Teresa poleciła jej, by codziennie przed rozpoczęciem pracy adorowała przez pół godziny Najświętszy Sakrament. Wolontariuszka tłumaczyła, że nie jest wierząca i nie potrafi się modlić. – To niech twoje kolana się modlą – odparła zakonnica.

Pomimo mistycznych przeżyć Matka Teresa twardo stąpała po ziemi. „Przyszły same z siebie i odeszły” – pisała o głosach i widzeniach, jakich doświadczała. Nie lekceważyła ich – przeciwnie, to pod ich wpływem zaczęła pracę z nędzarzami z Kalkuty. Ale też nie próbowała nimi uzasadniać swoich racji. Bliska relacja z Chrystusem była dla niej czymś naturalnym, co pokazała rozmowa z pewnym peruwiańskim księdzem. Podczas publicznego spotkania w Rzymie wiele osób ustawiało się do zdjęcia z Matką Teresą. Kapłan poprosił o to samo i zapytał, czy siostra nie czuje się tym zmęczona. – Tak, ale mam z Jezusem umowę – odpowiedziała. – Za jedną fotografię jedna dusza z czyśćca idzie do nieba. •

Dostępne jest 9% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.