Świętuję dziś wolność

Dzień 31 sierpnia 1980 r. to dla mnie nie tylko powstanie NSZZ Solidarność, ale też symboliczny moment odzyskania wolności.

Wiem, wiem – w 1980 r. wciąż pozostawaliśmy pod panowaniem sowieckim, jako państwo satelickie. O upadku PRL i odzyskaniu wolności tak naprawdę można mówić dopiero w 1989 r. Jednak wówczas byliśmy już podzieleni. Skutki tego podziału są widoczne do dziś w życiu politycznym i społecznym. Stąd, na przykład, trudność ze wskazaniem daty, którą można by uznać za symboliczny moment odzyskania wolności.

Proponuję się cofnąć o dziewięć lat. Gdy powstawała Solidarność, mimo różnic byliśmy razem. Zjednoczyliśmy się wokół wspólnego celu – walczyliśmy o wolność i godność. Byliśmy w tym dążeniu razem – i ówczesna opozycja, i duża część ludzi związanych z aparatem partyjnym, choć nie zajmujących wysokich stanowisk. Uwierzyliśmy, że można żyć lepiej, że jest nadzieja na większą wolność.

W ciągu kilku miesięcy „karnawału Solidarności" doszło do cudu, a właściwie tysięcy małych niezwykłych wydarzeń. Byliśmy dla siebie serdeczni, walczyliśmy o dobro wspólne, celem było jak sobie pomóc, jak zrobić, aby było lepiej, abyśmy my byli lepsi. To rzadki monet w naszej historii, zwykle jednoczyliśmy się przeciwko czemuś/komuś, najczęściej okupantom.

Wyjątkowość pierwszej Solidarności polegała na realnej realizacji wezwani św. Pawła „jeden drugiego brzemiona rośnie". Dlatego w dzień powstania Solidarności świętuję odzyskanie wolności. Nawet jeśli ostatecznie nastąpiło to kilka lat później, zaczęło się w sierpniu 1980 r.