Trudna nadzieja

Jerzy Szygiel

|

GN 34/2016

publikacja 18.08.2016 00:00

W sierpniu mija druga rocznica „wielkiego wygnania” – antychrześcijańskiej czystki przeprowadzonej przez dżihadystów w północnym Iraku.

Prawie 300 tys. chrześcijan do dziś w bardzo trudnych warunkach koczuje w namiotowych obozach kurdyjskich. Prawie 300 tys. chrześcijan do dziś w bardzo trudnych warunkach koczuje w namiotowych obozach kurdyjskich.
MOHAMED MESSARA /epa/pap

Operacja trwała dwa miesiące. Mosul, ponadmilionowe, największe dziś miasto Państwa Islamskiego (PI), został zdobyty przez dżihadystów w czerwcu 2014 roku. Przez pierwsze tygodnie nie zwracali uwagi na chrześcijan – około 30-tysięczną społeczność – koncentrowali się na aresztowaniach szyickich żołnierzy, policjantów i urzędników. Potem wysadzili w powietrze trzy kościoły, a z reszty kazali pozdejmować krzyże. Chrześcijanie stracili wolność wyznania, ale wierzyli, że jakoś przetrwają. Kobiety zaczęły nosić hidżaby, by nie rzucać się w oczy. Dżihadyści byli zadowoleni, przekonywali nawet, że wyznawcy Jezusa będą chronieni, żeby się nie martwić.

Znaki na ścianach

I nagle nocą z 15 na 16 lipca na domach rodzin chrześcijańskich pojawiły się wielkie czerwone znaki: na wszystkich wymalowano arabską literę „N” – nuun. To skrót od słowa nassarah („nazarejczycy”), którym Koran określa chrześcijan. Ale i wtedy ich niepokój próbowano rozproszyć. Nowa policja zbierała ich numery telefonów, zapewniała, że to dla „lepszego bezpieczeństwa”. Następnego ranka jednak obok czerwonej litery nuun przerażeni ludzie mogli przeczytać czarny napis: „Własność Państwa Islamskiego”. Na ulicach pojawiły się obwieszczenia, a po porannej modlitwie z megafonów na minaretach popłynęło ogłoszenie o ultimatum. Do soboty 19 lipca chrześcijanie mają wybór: przejść na islam, zostać i płacić dżizję, czyli specjalny, bardzo wysoki podatek obowiązujący „niewiernych”, albo wyjechać. W razie odrzucenia tych opcji było czwarte wyjście – zginąć „od miecza”. Przy trasach wyjazdowych z miasta stały puste ciężarówki, na które ładowano całe mienie wyjeżdżających, nawet jedzenie na drogę, nawet mleko dla niemowląt. Mogli opuścić miasto tylko w ubraniu, które mieli na sobie. Tak wyglądał początek „wielkiego wygnania”, które wkrótce objęło całą prowincję Niniwy.

Dostępne jest 25% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.