Już czwarte lato z rzędu Armenią wstrząsają polityczno-społeczne kryzysy. W tym roku niepokoje miały wyjątkowo dramatyczny przebieg.
Jirair Sefilian – działacz antyprezydenckiej opozycji, którego uwolnienia domagali się uczestnicy ostatnich zamieszek w Armenii.
VAHRAM BAGHDASARYAN /PHOTOLURE/epa/pap
W niedzielę 31 lipca, po dwóch tygodniach, zakończyła się okupacja gmachu komendy głównej policji w Erywaniu – stolicy Armenii. 17 lipca 30 uzbrojonych napastników wtargnęło do budynku, zastrzeliło jednego z funkcjonariuszy i wzięło czterech zakładników, w tym zastępcę komendanta głównego policji gen. Vardana Egiazaryana. W ciągu 14 dni kilkakrotnie dochodziło do ostrej wymiany ognia między wojskiem a okupującymi komendę, którzy zdobyli magazyny broni. Rebelianci poddali się dopiero po postrzeleniu kilku z nich przez snajperów i zapowiedzi generalnego szturmu.
Kryzys w Armenii przez cały czas pozostawał w cieniu tragicznych wydarzeń we Francji, Niemczech i udaremnionego przewrotu w Turcji. Pierwsze strzępki informacji docierające do Polski wskazywały na zamach terrorystyczny. Wkrótce jednak okazało się, że to kolejna odsłona zaostrzającego się sporu między prezydentem Serżem Sarkisjanem a opozycją. Napastnicy domagali się ustąpienia głowy państwa oraz uwolnienia polityka Jiraira Sefiliana. Działania te poparło wielu opozycyjnych deputowanych oraz kilka tysięcy mieszkańców stolicy, którzy w ciągu dwóch tygodni wielokrotnie ścierali się z siłami porządkowymi. Przyzwolenie panujące po obu stronach na stosowanie przemocy oraz brak woli dialogu źle wróży rozwojowi sytuacji w Armenii.
Dostępne jest 14% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.