Cena "taniego gestu"

Franciszek Kucharczak

|

GN 33/2016

publikacja 11.08.2016 00:00

Darem dla potrzebującego jest to, co otrzymuje, darem dla dającego jest to, od czego się uwalnia.

Cena "taniego gestu"

Widziałem w Łagiewnikach cztery golfy z numerami od K1 do K4 POPE. Wożono w nich Franciszka w czasie jego niedawnej wizyty w Polsce. Teraz trafią na aukcję, a zdobyte w ten sposób pieniądze pójdą na cele charytatywne.

Patrząc na te samochody, zadumałem się. Osobliwe wrażenie robił na ekranie telewizora taki golf pośród wypasionych limuzyn. Najważniejszy pojazd wyglądał tak, jakby jakiś kierowca z miasta przypadkowo dołączył się do konwoju, a papież dosiadł się do niego na stopa.

Jak wiadomo, tak sobie życzy Franciszek, gdziekolwiek udaje się z wizytą.

– I po co papież robi takie ceregiele! – słyszałem nieraz. – Przecież to normalna rzecz, że głowy państw jeżdżą autami odpowiednimi do ich urzędu – argumentowano, dodając, że te „fanaberie” to nawet drożej wychodzą.

Cóż, może i drożej, ja tam nie wiem, ale wiem na pewno, że absolutnie bezcenny jest komunikat, jaki z takich gestów płynie do Kościoła i wszystkich ludzi dobrej woli. Brzmi on tak: „Chcę być jak Jezus i chcę, żeby cały Kościół coraz bardziej się do Jezusa upodabniał”.

Co by nie gadać, skromny styl bycia bliższy jest Chrystusowi niż wystawny. Nie chodzi o celebrację nędzy, chodzi o bycie z ludźmi, a nie nad ludźmi. Te „tanie” papieskie gesty krzyczą wielokrotnie głośniej niż najgłośniejsze słowa. Obraz przebija się w jednym błysku do świadomości milionów. Dla jednych jest pokrzepieniem w ich trudnej sytuacji, dla innych – wyrzutem sumienia i/lub wezwaniem, żeby zauważyć tych, którzy źle się mają, i zrobić dla nich wreszcie coś konkretnego.

Ale nie o prostą „charytatywność” tu idzie. Gra toczy się o Kościół, o jego wiarygodność, o świeżość Ewangelii, o poważne traktowanie słów Pana Jezusa.

Gdy św. Franciszek pokochał Panią Biedę, też wielu nie rozumiało jego misji. – Po co kłuć w oczy aż takim ubóstwem? – pytali dygnitarze w purpurach i fioletach. A to były, zauważmy, czasy największej potęgi materialnej Kościoła. I właśnie w takich warunkach potężny papież Innocenty III widzi w nocnym koszmarze walącą się bazylikę na Lateranie – symbol całego Kościoła. Spocony i przerażony oddycha z ulgą, gdy widzi obdartusa – Franciszka właśnie, który podtrzymuje budowlę i zasklepia jej pęknięcia.

Co z tego wynika? Ano to, że dla Boga Kościół zasobny w dobra materialne i ziemską władzę wcale nie musi być Kościołem mocnym i stabilnym. Bo Bóg najwyraźniej chce, żeby kapłani i wierni Kościoła ufali Jemu, a nie środkom, które zgromadzili. To Bóg chce nas prowadzić, On chce być naszym wszystkim. Dlatego posyła nam proroków, którzy, jak to prorocy, zrazu nie są zrozumiani. Tak jak Franciszek w XII wieku, tak jak Franciszek w wieku XXI.

* * *

Wyznanie autorskie

Wiceprezydent USA Joe Biden jest katolikiem, ale bezobjawowym. A nawet gorzej – bo ma objawy odwrotne: 1 sierpnia przewodniczył ceremonii zawarcia homoseksualnego „małżeństwa” przez dwóch pracowników Białego Domu. Stanowczo sprzeciwili się temu biskupi z kierownictwa episkopatu Stanów Zjednoczonych. W oświadczeniu stwierdzili m.in., że w takiej sytuacji „powstaje zamieszanie w odniesieniu do katolickiej nauki o małżeństwie i związanych z nią obowiązków moralnych katolików. To, co widzimy, jest antyświadectwem, a nie wierną postawą w oparciu o prawdę”. To, zdaje się, modny w niektórych środowiskach styl wprowadzania w błąd co do prawdziwego wyznania. No bo myśli sobie taki człowiek: „O, katolik”. A to Biden.

Strachy na obcych

Młodzież, która przyjechała z zagranicy na Światowe Dni Młodzieży, zobaczyła, że Polacy nie tylko nie chodzą ze swastykami i nie biją obcych, ale są fenomenalnie gościnni i życzliwi, niezależnie od koloru skóry i narodowości przybyszów. Stało to w rażącej sprzeczności z tym, czego spodziewali się goście zwłaszcza z krajów Zachodu. Wielu wycofało się z planów przyjazdu, a ci, którzy przyjechali, byli pełni obaw o to, jak zostaną przyjęci. Wynikało to z „gęby”, jaką Polsce dorobiły – i wciąż dorabiają – tamtejsze media, przedstawiając nasz kraj jako dyktaturę ciemnoty i reakcji. A skąd im ta wiedza przyszła? Ano, mają „informatorów” z Polski, głęboko zbolałych nad utratą swoich świetlanych wpływów. Cóż, jacy informatorzy, taka gęba.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.