Międzynarodowy Komitet Olimpijski umywa ręce w kwestii ukarania Rosjan za masowe stosowanie dopingu. Oznacza to ogromny chaos w przededniu rozpoczęcia letnich igrzysk w Rio de Janeiro.
Prezydent MKOl
Thomas Bach
nie odważył się zadrzeć
z Władimirem
Putinem.
LAURENT GILLIERON /epa/pap
W ten sposób zrównoważymy potrzebę zbiorowej odpowiedzialności oraz prawo uczciwego rozpatrywania przypadków każdego pojedynczego sportowca – tak tłumaczył decyzję o dopuszczeniu Rosjan do występu na igrzyskach prezydent Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) Thomas Bach podczas konferencji prasowej 24 lipca. Świat sportu, a szczególnie międzynarodowe organy przeciwdziałające zjawisku dopingu, odpowiedział falą ostrej krytyki. Joseph de Pencier, dyrektor Instytutu Narodowych Organizacji Antydopingowych (INADO), mówi o „czarnym dniu dla czystego sportu”. Dick Pound, były szef Światowej Agencji Antydopingowej (WADA), ironicznie podsumował stanowisko MKOl: „Zero tolerancji dla dopingu, chyba że chodzi o Rosję”.
Frustracja działaczy walczących z nielegalnym wspomaganiem wydaje się w pełni uzasadniona. Rosjanie oszukiwali konkurencję przez wiele lat, a w proceder byli zaangażowani nie tylko sportowcy, ale też trenerzy, urzędnicy, a nawet służby specjalne. Tymczasem Thomas Bach w kluczowym momencie podjął decyzję uważaną nie tylko za niesprawiedliwą, ale też tchórzliwą i pogłębiającą chaos na ostatniej prostej przed igrzyskami w Rio.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.