List otwarty do ministra Macierewicza

Andrzej Nowak

|

GN 30/2016

publikacja 21.07.2016 00:00

Czy chcemy wygrać wojnę domową, czy raczej powinniśmy próbować zmniejszać jej temperaturę?

List otwarty do ministra Macierewicza

Niedawno miałem smutny powód do opublikowania oświadczenia solidarności z Panem Ministrem. Owym powodem była bijąca rekordy cynizmu kampania oszczerstw skierowanych przeciw Panu tuż przed rozpoczęciem szczytu NATO. Szczyt był wielkim sukcesem. Nie tylko Pana Ministra, nie tylko Prezydenta Andrzeja Dudy, ale przede wszystkim Polski. Jego decyzje zwiększyły bezpieczeństwo krajów naszego regionu.

Kolejne dramatyczne wydarzenia przypomniały jednak, jak kruche może być bezpieczeństwo. Straszny zamach w Nicei, a potem dziwny i straszny pseudopucz w Turcji mają jeden wspólny mianownik: głęboki podział obywateli, który stawia ich naprzeciw siebie w roli śmiertelnych wrogów. U nas nie ma oczywiście tego podziału, który wynika z konfrontacji lojalności religijno-cywilizacyjnej wyznawców fundamentalistycznego islamu z lojalnością obywateli europejskich państw. Ale mamy także swój głęboki podział. Jednym z jego przejawów jest wspomniana kampania nienawiści, kierowana od lat przeciw Panu.

Najostrzejszą oś konfliktu wyznacza kwestia tragedii smoleńskiej. 96 osób zginęło na służbie Rzeczpospolitej. Z Prezydentem Rzeczpospolitej, z ostatnim Prezydentem RP na uchodźstwie, z bohaterką „Solidarności”, z ministrami, generałami, posłami i senatorami RP (wszystkich politycznych opcji). Tak, to była największa hekatomba wśród elit naszego kraju od czasu II wojny światowej. Musimy zbadać rzetelnie przyczyny tej tragedii, inaczej niż przedstawiciele obozu władzy odpowiedzialnego za organizację tragicznego lotu i polityczną decyzję o rozdzieleniu wizyty Prezydenta i Premiera RP w Katyniu. Nie możemy o tej tragedii zapomnieć.

Pan Minister postanowił służyć tej sprawie także przez obowiązkowe dołączenie apelu smoleńskiego do innych apeli, które uświetnia swoim udziałem Wojsko Polskie. Skutki widzieliśmy na przykładzie skandalu, który rzecznicy wojny domowej w Polsce zorganizowali w Poznaniu, w rocznicę Czerwca‘56. Gwiżdżący obsadzili się w roli narażających naprawdę swoje życie bohaterów tamtego Czerwca, a dzisiejsze Wojsko Polskie ośmielili się porównać do sowieckich zbrodniarzy przebranych w polskie mundury (z przedwojennym dyrektorem sowchozu Stanisławem Gilarowiczem-Popławskim oraz Jurijem Wiaczesławowiczem Bordziłowskim na czele). Teraz, przed rocznicą Powstania Warszawskiego, człowiek występujący w imieniu Światowego Związku Żołnierzy AK już zapowiada, iż „nie można łączyć bohaterskiej walki powstańców z katastrofą komunikacyjną” (jakby chodziło o kraksę pijanego motocyklisty). Zwolennicy wojny domowej w Polsce zacierają już ręce na tę okazję, jaką będzie może tym razem porównanie Kompanii Reprezentacyjnej Wojska Polskiego do armii Stalina czekającej za Wisłą na zamordowanie Warszawy przez Niemców…

Zadaję sobie w tej sytuacji dwa pytania: czy chcemy wygrać wojnę domową, czy chcemy raczej jej uniknąć? I czy do wygrania wojny domowej mogą nam służyć ofiary tragedii smoleńskiej? Obydwa pytania pozwalam sobie skierować także do Pana Ministra.

Wśród osób, które zginęły 10 kwietnia 2010 roku, było wielu moich znajomych i kilku przyjaciół. Pan Minister miał na pewno więcej osób sobie bliskich wśród ofiar. Czy uważa Pan Minister, że Lech Kaczyński, Janusz Kurtyka, Sławomir Skrzypek czy Tomasz Merta uznaliby za stosowne obowiązkowe postawienie ich nazwisk obok nazwisk bohaterów i ofiar związanych z każdą wielką rocznicą polskiej walki o niepodległość? Na ile ich znałem – śmiem wątpić. Tym bardziej moją wątpliwość budzi używanie w owym obowiązkowym apelu nazwisk wielu innych ofiar 10 kwietnia i ranienie uczuć ich bliskich, którzy mogą czuć się zakładnikami obcej sobie polityki historycznej. Chodzi przecież także o indywidualnych ludzi, o ich tożsamość ideową, o uczucia ich najbliższych. Czym innym jest przywoływanie wszystkich 96 nazwisk w dorocznej państwowej uroczystości, przypominającej hekatombę 10 kwietnia, czym innym zaś – przymusowe włączanie tych nazwisk w spowszedniałe akademie i każdą wskazaną przez urzędnika RP uroczystość.

Tak, to drugie jest czymś innym. Prowadzi bowiem do zaostrzenia konfliktu wewnętrznego. Tu właśnie warto zastanowić się nad pierwszą z postawionych wyżej kwestii: czy chcemy wygrać wojnę domową, czy raczej zmniejszać jej temperaturę? Najlepszą odpowiedzią Pana Ministra na kampanie oszczerstw i nienawiści, której jest Pan tak niesprawiedliwie adresatem, może być podjęcie refleksji nad tymi pytaniami. Zmniejszajmy liczbę okazji do nienawiści, która nas, obywateli Rzeczpospolitej, dziś niestety dzieli. Nie padniemy sobie w ramiona z okrzykiem: „Kochajmy się!”. Ale możemy chociaż usunąć jeden pretekst do niszczących powagę polskiej pamięci gwizdów. W wojnie domowej nie ma zwycięzców. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.