Straszenie obawą

GN 30/2016

publikacja 21.07.2016 00:00

Kto unika wszystkiego, co grozi śmiercią, nie da rady żyć.

Straszenie obawą

Po zamachu w Nicei rozmawiałem z polskim księdzem, który tam pracuje. Miał przyjechać na Światowe Dni Młodzieży z grupą młodych Francuzów. – Teraz nie wiadomo, co będzie, ludzie się boją – powiedział. Ale jednak niebawem okazało się, że nikt nie odwołał wyjazdu, zgłosiło się nawet więcej chętnych. To świetna wiadomość, bo kto daje się zastraszyć, realizuje scenariusz Nieprzyjaciela, który ludzi nienawidzi z definicji i zawsze działa tak, aby im zaszkodzić. A szkodą jest nie tylko ponieść konkretną stratę, lecz także stracić okazję do czegoś dobrego. ŚDM zaś to rzecz bardzo dobra, to stół z łaskami, który zastawił sam Pan Bóg. Zły to chyba czuje, skoro tyle przeszkód rzuca pod nogi potencjalnym uczestnikom. Ale, jak to u niego, są to przeszkody urojone. Straszy pustym niepokojem o to, co może się stać w Krakowie, bo stało się gdzie indziej.

A przecież zawsze może stać się wszystko. Czy ktoś, kto w obawie o życie nie pojedzie na ŚDM, może być pewien, że to go zabezpieczy? Skąd wie, czy nie spadnie mu na głowę cegła, czy się nie utopi? Można umrzeć przy obiedzie i we śnie, w kinie, kawiarni i schronie przeciwatomowym. Nie ma na tym świecie bezpiecznego miejsca, ale też nie miejsce pobytu jest gwarantem ludzkiego bezpieczeństwa, lecz Bóg. Po co zatruwać swoje życie obawami dlatego, że ktoś gdzieś zginął?

Pamiętam młodą kobietę, która mimo chęci nie pojechała na wycieczkę rowerową, bo nie umiała jeździć na rowerze. A nie umiała, bo rodzice zabronili jej wsiadać na rower, a zabronili, bo brat mamy zginął w wypadku, jadąc na rowerze. I w ten sposób kobieta w imię życia została pozbawiona umiejętności, która ułatwia życie.

To głupie nie podejmować wyzwań życia z obawy, że coś może się wydarzyć. Jasne, że może, ale z reguły wydarza się nie wtedy, gdy człowiek się z tym liczy, tylko właśnie wówczas, gdy się tego nie spodziewa.

Można stracić życie na próbach unikania śmierci – tylko po co takie życie? Smak życiu nadaje właśnie to, w czym człowiek przekracza swoje lęki i ograniczenia. Z tego wykuwa się charakter.

– A kto mi zagwarantuje, że mojemu dziecku nic się na ŚDM nie stanie? – zapyta może jakiś rodzic. Otóż nikt. Gwarancję to my mamy jedynie na śmierć. Ważne, żeby prowadziła do prawdziwego życia. A temu służy to, co Jezus nazywa traceniem życia dla Niego. Natomiast próba zachowania życia kończy się jego utratą.

Wszędzie grozi śmierć, ale nie wszędzie czeka życie. Na ŚDM akurat czeka – i to w wielkiej ilości. I tu są wyjątkowe szanse na zyskanie życia. Można nie skorzystać i ciułać kolejne minuty jałowej wegetacji, żyjąc na ćwierć gwizdka w strachu o to, nad czym i tak nie ma się żadnej władzy. Ale można też zaufać Bogu i zasiąść do Jego stołu. To jest życie.

* * *

Obłęd po kanadyjsku

Kanadyjski Kościół Anglikański będzie udzielał „ślubów” parom osób tej samej płci. Tak zdecydował synod tego wyznania, mimo że zebrane na styczniowym spotkaniu w Canterbury Kościoły anglikańskie przestrzegały współwyznawców przed takim krokiem. Anglikanie kanadyjscy i tak nie są pierwsi w swojej bluźnierczej decyzji. Jak podała PAP, tego rodzaju „ślubów” udziela United Church of Canada, największy Kościół protestancki w Kanadzie, podobnie Kościół Unitariański, Kwakrzy i Metropolitan Community Church. W jaki sposób chrześcijanie, uznający Biblię za podstawowe źródło poznania woli Bożej, doszli do takiego szaleństwa? Ano, gdy ludzie, zamiast wypełniać słowo Boże, dopasowują je do swoich zachcianek, to udowodnią dokładnie wszystko. Z czasem nawet Bóg się nie ostoi.

Naprawa psuciem

Tadeusz Bartoś, z zawodu były dominikanin, a obecnie także profesor Akademii Humanistycznej w Pułtusku, ogłosił w „Gazecie Wyborczej”, że „osłabienie wpływów i pozycji kleru jest warunkiem sine qua non naprawy Rzeczypospolitej”. W długim wywodzie uzasadnia dlaczego to Kościół tak strasznie szkodzi Polsce (hipokryzja, mafijność, zakłamanie – takie rzeczy). Podpowiada, że Kościół polski powinien przyjąć system fiskalny „tak jak jest to w Niemczech, Austrii, Francji”. Cóż, nie można odmówić Tadeuszowi Bartosiowi przenikliwości. Już on wie, co trzeba zrobić, żeby polski Kościół przypominał ten „w Niemczech, Austrii, Francji”. Wtedy na pewno nie będzie przeszkadzał w „naprawie Rzeczpospolitej”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.