Morderczy różaniec

Edward Kabiesz

W „Tarzanie: legendzie” dochodzi do głosu, zgodnie z panującą dzisiaj w mainstreamowym kinie tendencją, antykatolicka obsesja reżysera.

Morderczy różaniec

W filmie bohater wyrusza do Konga, gdzie król Belgów, Leopold II, stworzył tzw. Wolne Państwo Kongo będące tak naprawdę opartym na niewolniczej pracy i wyzysku tubylców prywatnym folwarkiem. Tarzan jedzie do Afryki na zlecenie rządu, by sprawdzić, co naprawdę dzieje się w Kongu i czy napływające informacje o dokonywanych tam okrucieństwach są prawdziwie.

Edgar Rice Burroughs, autor literackiego pierwowzoru opowieści o Tarzanie, nie chciał zajmować się przeróbkami swoich powieści na scenariusz. Sprzedał studiom filmowym postać bohatera, pozwalając na dowolność w potraktowaniu wątków powieści. Postawił tylko jeden warunek. Charakter Tarzana w żadnym z filmowych scenariuszy nie może odbiegać od tego, jaki czytelnicy znają z literackiego pierwowzoru.  Zastrzeżenie to nie dziwi, bo pisarz doskonale wiedział, co studia filmowe potrafią wyczyniać z bohaterami książek, przenosząc je na ekran.

Tarzan w filmie Yatesa, zgodnie z zastrzeżeniem Burroughsa, pozostał sobą. Natomiast nawet niezbyt uważnemu widzowi rzuci się w oczy, że film został zrealizowany według wszelkich kanonów poprawności politycznej. A więc mamy tu wyłącznie Europejczyków bezlitośnie eksploatujących tubylców z Afryki, radosnych i spokojnych, a do tego władających biegle angielskim, oraz brutalnych, też wyłącznie białych, żołnierzy z kolonialnej Force Publique. By uniknąć zarzutów o rasizm, bo czasem pojawiały się takie zarzuty, Tarzan wyprawia się do Konga w towarzystwie Murzyna, byłego kowboja i uczestnika wojny secesyjnej.

W „Tarzanie: legendzie” dochodzi do głosu, zgodnie z panującą dzisiaj w mainstreamowym kinie tendencją,  antykatolicka obsesja reżysera. Wielokrotnie, w nachalnie powtarzanych zbliżeniach, oglądamy różaniec, z którym nie rozstaje się Leon Rom, czarny charakter i przeciwnik Tarzana. Różańcem morduje swoich przeciwników, a on sam staje się symbolem ucisku i opresji, jaką przyniosło tubylcom chrześcijaństwo. Rom w rozmowie z Jane, żoną Tarzana, wyjaśnia, że różaniec w dzieciństwie przywiózł mu z Jerozolimy znajomy ksiądz. Na co ta odpowiada, że widocznie łączyły ich bliskie stosunki. To chyba dosyć wyraźna aluzja, chociaż Jane posądzić można byłoby o homofobię. Darujcie sobie tego Tarzana, bo niewiele zostało z jego legendy.