Kto powstrzyma szaleńców?

Jacek Dziedzina

„Ojcowie położyciele” odsłonili wszystkie karty. Superpaństwo to koniec Unii Europejskiej.

Kto powstrzyma szaleńców?

Jeśli za 100 lat będzie jeszcze istniał świat i jeśli w tym świecie będzie istniała edukacja, szkolnictwo, a zwłaszcza nauki humanistyczne, to z lekcji historii uczniowie będą musieli wynieść przynajmniej dwie rzeczy.

Po pierwsze, samą nazwę „Unia Europejska” – że w ogóle coś takiego w historii istniało.

Po drugie, jedną datę: rok 2016 – jako cezurę czasową realnego rozpadu tejże. Dla ambitniejszych będzie też do zapamiętania parę innych starszych i młodszych dat, ale 2016 wystarczy, by zdać egzamin.

W poszczególnych obszarach Europy (boję się użyć słowa: „krajach”) wykładowcy będą różnić się tylko w ocenie tego, kto w tym 2016 roku nawalił. W Unii Celtyckiej (dawniej Irlandia i Szkocja), a także w Euranii (dawne Niemcy, Francja, Luksemburg, Belgia, Holandia) będzie obowiązywała wersja, że winne rozpadowi UE jest przede wszystkim Królestwo Wanglii (dawna Walia i Anglia) i kibicujące jej resztki dawnej struktury, czyli Polska, Czechy, Węgry (dawniej Polska, Czechy, Węgry). W drugim obozie będzie dominowała opcja przeciwna: że rozpadowi winne są kraje Euranii, które po wyjściu Anglii i Walii z Unii Europejskiej, zamiast zreformować Unię i przywrócić jej dawny charakter (strefa wolnego handlu, solidarności i pomocniczości), przekształciły ją w jedno superpaństwo. To znaczy zrobiły to, co w wielu krajach doprowadziło do eurosceptycyzmu i pociągnęło za sobą kolejne referenda, zakończone masowym wystąpieniem z tak przekształconej Unii Europejskiej. Dodajmy tylko, że podręczniki z tą wersją będą masowo rozprowadzane w Euranii w drugim obiegu, jako tzw. bibuła...

Można się z drwiną uśmiechnąć na tę futurystyczną wizję, ale powody do takiej fantazji dostarczają sami zainteresowani. Jeszcze nie opadły emocje po wyniku referendum w Wielkiej Brytanii, a już Niemcy i Francja postawiły ultimatum pozostałym krajom członkowskim UE: albo tworzymy superpaństwo z jednym rządem, armią, służbami specjalnymi polityką wizową, albo... auf wiedersehen i au revoir. Okazało się zresztą, że dokument, w którym taka wizja „zjednoczonej” Europy została przedstawiona, musiał być gotowy na długo przed referendum na Wyspach: to precyzyjnie rozpisany plan budowy już rzeczywistej federacji, a raczej wprost superpaństwa, w którym nie ma miejsca na samodzielną politykę słabszych „obszarów”. Trudno nawet mówić, że referendum brytyjskie niczego nie nauczyło unijnych elit. Wygląda na to, jakby brukselscy, niemieccy i francuscy dygnitarze tylko czekali na Brexit i pozbycie się ciągle niezadowolonego z integracji członka.

W książce „Superpaństwo. Powieść o Europie przyszłości” jest taka scena: Na weselu Victora de Bourcey’a, syna prezydenta Unii Europejskiej, miejsce nieobecnej (!) panny młodej zajmuje... android. Goście, przyzwyczajeni nie do takich narzucanych przez władzę „rozwiązań”, wznoszą uroczysty toast za „młodą parę”. Wesele przerywa nagły najazd galopujących koni, które symbolizują tu siły natury przebijające nadmuchany absurdami balon... Jeśli jakieś galopujące konie nie przerwą natychmiast tej groteski, którą fundują Europie „ojcowie położyciele”, to za parę lat mieszkańcy Euranii sami będą wnosić toasty w równie absurdalnym przedstawieniu.