23.06.2016 00:00 GN 26/2016
publikacja 23.06.2016 00:00
O Niemczech jako kraju misyjnym i konsekwencjach „Amoris laetitia” z abp. Heinerem Kochem rozmawia Tomasz Kycia.
Bernd Von Jutrczenka /epa/pap
Tomasz Kycia: Zawołanie Księdza Arcybiskupa brzmi: „Radujcie się zawsze w Panu. Pan jest blisko!” (Flp 4,4-5). Co Księdza Arcybiskupa cieszy w Kościele w Niemczech w 2016 roku?
Arcybiskup Heiner Koch: Czuję, że Bóg jest, że działa. Wcale nie zanosimy Go do ludzi, bo On już wśród nich jest! Głównym zadaniem Kościoła jest uczyć się wraz z nimi zobaczyć Go i odkrywać. Jestem tak głęboko poruszony wiarą w Boga, który jest dla nas i będzie dla nas po naszej śmierci, że chciałbym tę wiarę przekazywać innym.
Dlaczego Niemcy są krajem misyjnym? Dlaczego do tego doszło?
Z wielu powodów. Po pierwsze, w życiu publicznym wiara nie ma już zobowiązującego charakteru. Wielu ludzi trwa biernie w masie społeczeństwa, które jest z tradycji chrześcijańskie. Ale kiedy tradycja i zwyczaje zanikają i stają się wyjątkiem, chcą oni trwać biernie w innej masie. Po drugie, Niemcy niosą historyczny bagaż doświadczenia nazistowskiego i komunistycznego reżimu. A te systemy aktywnie zwalczały wiarę i utrudniały ludziom przyznawanie się do niej. Z powodu wiary wielu nie mogło ukończyć szkoły albo studiować. Dużo ich to kosztowało. I wreszcie po trzecie, wielu istnienie Boga podaje w wątpliwość. Ludzie mówią mi tu ciągle: „nie widzę Boga” albo „dlaczego Bóg dopuszcza cierpienia?”, a jeszcze inni mówią: „mnie nic nie brakuje, nie potrzebuję żadnego Boga, nie tęsknię za życiem wiecznym”. Wiele możemy w Kościele zreformować, ale dziś chodzi o samą Jego istotę, o głębię. Nie rozwiążemy kryzysu wiary, jeśli nie zobaczymy, że wielu ludzi podaje w wątpliwość istnienie Boga.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.