Ostatnia deska ratunku

GN 26/2016

publikacja 23.06.2016 00:00

Zanim dojdzie do ponownego przyjścia Pana, chce On dać ludzkości ostatnią deskę ratunku, którą jest Boże miłosierdzie – opowiada Lech Dokowicz.

Ostatnia deska ratunku Lech Dokowicz Ks. Sławomir Czalej

Marcin Jakimowicz: Hitchcock zaczynał film od trzęsienia ziemi. Wy od tajfunu. Co czuliście, gdy ocalona dziewczynka opowiadała wam: „Zobaczyłam Jezusa”?

Lech Dokowicz: Wielokrotnie już rozmawialiśmy z ludźmi, którzy spotkali się z Bogiem. W tym znaczeniu nie było to dla nas nic dziwnego. Po prostu On jest taki sam: „wczoraj, dziś i na wieki”. Tak więc to, co znamy z kart Ewangelii, co działo się dwa tysiące lat temu, dzieje się tak samo dzisiaj. Nie ma tu żadnej różnicy. Pan Bóg pozwala doświadczyć tej bliskości wszystkim tym, którzy prawdziwie w Niego uwierzyli.

„Nie jest prawdą, że chłopaki nie płaczą. Płaczą” – mówi jeden z waszych bohaterów. A Wy? Która scena wywołała w Was największe poruszenie?

W filmie, jeżeli ogląda się go z otwartym sercem, jest wiele scen, które dotykają. Dla mnie jedną z nich jest historia o niszczącym swoje istnienie chłopaku, z czerwono-żółtymi włosami i sześcioma kolczykami w uszach, któremu pod wpływem jednej Koronki do Bożego Miłosierdzia Pan Bóg wywraca do góry nogami życie. Kiedy patrzy się, kim jest teraz ten człowiek, trudno się nie wzruszyć.

„Nie stawiajcie oporu złemu” prosi Jezus. To zdumiewające słowa, bo katolik nad Wisłą postrzegany jest jako ten, który nieustannie piętnuje zło. Pierwsza scena filmu: Faustyna przychodzi na „pole walki”, rockowy koncert z błogosławieństwem, a nie potępieniem Jak się tego nauczyć?

Trudna to sztuka, ale znam wielu katolików, którym się to udało pod wpływem „Dzienniczka”. Czytając „Dzienniczek”, człowiek ma szansę zajrzeć niejako za kurtynę, wejść w doświadczenie wewnętrznego dialogu z Bogiem. Jest to jedna z tych fundamentalnych lektur duchowych, która ma moc aż tak zmienić życie.

Przed laty kondycję polskiego Kościoła nazwałeś „przegrupowaniem sił”. A dziś? Widzisz jakieś przełomy?

Tak, widzę przede wszystkim polaryzację. Coraz mocniej oddzielają się owce od kozłów (Mt 25,32). Z jednej strony coraz więcej katolików, w dobrym tego słowa znaczeniu, radykalizuje swoją postawę i biorąc na serio Ewangelię, zaczyna nią żyć, a z drugiej rosnąca rzesza ochrzczonych odwraca się plecami do Boga. Jedni idą na życie, a drudzy na śmierć.

„Chodźmy, siostro, nasza modlitwa jest potężna” mówi jeden z bohaterów filmu w obozie dla ocalałych po tajfunie. „I dał mi Pan poznać, że przez tę Koronkę wszystko uprosić można” pisała Faustyna (Dz 1128). Kiedy miałeś okazję przekonać się o prawdziwości tych słów?

Kiedyś pojechałem do Monachium, aby prosić młodego Niemca, który namówił swoją kochankę do aborcji, aby błagał Pana Boga o przebaczenie tamtego czynu. Kiedy rozstawaliśmy się, poruszony rozmową straszliwie płakał. W drodze powrotnej na wysokości Berlina zatrzymałem się jako ostatni w korku na autostradzie. Po chwili zobaczyłem w lusterku pędzący z olbrzymią prędkością prosto na mnie samochód. Pomyślałem, że to koniec, ale w ostatniej chwili inny pojazd, dojeżdżając do stojących w korku, zmienił pas i wjeżdżając na ten, na którym ja stałem, zasłonił mój. Całe uderzenie trafiło w niego. Po chwili obydwa samochody stały w płomieniach. Ja wyszedłem z tego bez draśnięcia. Po chwili szoku rozluźniłem palce, w których trzymałem różaniec – było właśnie krótko po 15.00, a ja od kilku minut odmawiałem Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Potem zrozumiałem, co się stało: diabeł chciał się zemścić za tę rozmowę w Monachium, a Pan Bóg okazał mi miłosierdzie przez moc tej modlitwy. Koronka uratowała mi życie.

„Pamiętam człowieka, którego kiedyś mocno skatowałem. Miał brodę, długie włosy. Jezusek – tak sobie żartowałem ” łatwo wyciągać od ludzi takie wyznania?

Poprzez rozmowy i wspólne działanie ludzie poznają się najlepiej. Myślę, że dla naszych bohaterów szybko stało się jasne, że tak jak im, tak i nam bardzo wiele zostało darowane i dlatego stoimy po tej samej stronie barykady i że bardzo nam zależy, aby ten film stał się Bożym narzędziem i uratował wiele dusz. Wiedzieli też, że ich bardzo szanujemy, że jesteśmy ludźmi wierzącymi i dlatego mogą się przed nami otworzyć, bo cokolwiek powiedzą, nie zostanie to wykorzystane przeciw nim.

Dotąd Wasze filmy dokumentowały spektakularne działanie Boga: uwolnienia, uzdrowienia. Tu wchodzicie na trudniejszy teren: ofiary tajfunu, ludzie w hospicjum. Skąd ta zmiana optyki?

Nasze filmy opowiadają o Bogu działającym dzisiaj, tu i teraz, każdy z nich dotyka innego aspektu tego działania. „Ufam Tobie” to film o Bożym miłosierdziu, a ono najmocniej przejawia się tam, gdzie jest najtrudniej, gdzie cierpienie jest tak wielkie, że poza Nim nie ma już nadziei. A wtedy błagamy o pomoc, przychodzi Bóg i wszystko się zmienia.

„Stąd wyjdzie iskra, która przygotuje świat na moje ostateczne przyjście”? Czy żyjemy w czasie końcowego odliczania?

W naszej pracy spotykamy współcześnie żyjących mistyków, proroków i apostołów. Wszyscy oni mówią: „Bóg nie pozwoli się w nieskończoność obrażać – przyjdzie czas sprawiedliwości”. Ponieważ odstępstwo od wiary i grzechy z nim związane mają skalę światową, sprawiedliwość, która nadejdzie, będzie dotyczyła całego świata. Z Pisma Świętego wiemy, że podczas takich zdarzeń dojdzie do ponownego przyjścia Pana. Jednak zanim to nastąpi, Bóg chce dać ludzkości ostatnią deskę ratunku, którą jest Boże miłosierdzie. Jego najgłębszy aspekt to prawda o tym, że Pan Bóg przebaczy każdy grzech, jeżeli tylko grzesznik uzna swoją winę i zmieni swoje życie. Pod tym warunkiem niebo jest otwarte dla każdego, i to jest naprawdę Dobra Nowina. A każde głoszenie tej prawdy to iskra, która przygotowuje świat na Jego ponowne przyjście.

Muzułmanin odkrywa Jezusa i płaci za to ogromną cenę. Czuliście strach, czy jakąś presję, kręcąc te sceny?

Można powiedzieć tak: jest coś radykalnie innego w krajach przesiąkniętych islamem. Jest to inna duchowość, obca i nie do pogodzenia z naszą. W tym sensie zawsze dziękuję Panu Bogu, kiedy szczęśliwie wracam do Polski.

Już w 2006 r. w wywiadzie dla arabskiej telewizji Al-Dżazira libijski uczony islamski i dyrektor ośrodka kształcenia imamów i głosicieli Koranu szejk Ahmad al-Kataani alarmował: „Co roku 6 mln muzułmanów przyjmuje chrzest, a średnio co godzinę w samej tylko Afryce 667 muzułmanów przyjmuje wiarę chrześcijańską”. Dlatego islam odpowiada tak wielką agresją

Pan Jezus powiedział: „Kto mieczem wojuje, od miecza ginie”. Z kolei Mahomet sam mieczem zaprowadzał swoją wiarę. Kazał ścinać jeńców i brać jako łup ich żony. W konsekwencji tych dwóch postaw najwyższym męczeństwem chrześcijan jest być zabitym za to, że nie wyrzeka się wiary w Jezusa Chrystusa, a najwyższym męczeństwem muzułmanów jest zginąć przy próbie zabicia niewiernych. Natomiast my wiemy, chociaż dla świata jest to absurdalne, że ostatecznie zwycięży Miłość.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.