Syndrom profesor Fuszary

Piotr Semka

|

GN 23/2016

publikacja 02.06.2016 00:00

Spór o Trybunał Konstytucyjny, media publiczne czy ustawę antyterrorystyczną zepchnął spory światopoglądowe na dalszy plan. Czy jednak można porzucić pytania o te kwestie w stosunku do opozycji?

Prof. Magdalena Fuszara była pełnomocnikiem  ds. równego traktowania w rządzie Ewy Kopacz Prof. Magdalena Fuszara była pełnomocnikiem ds. równego traktowania w rządzie Ewy Kopacz
Bartłomiej Zborowski /epa/pap

Platforma Obywatelska, Nowoczesna pl., Komitet Obrony Demokracji i partie lewicy dwoją się i troją w politycznej walce z PiS. Na billboardach Grzegorz Schetyna obiecuje: „Obronimy Polskę!”. KOD lansuje powstanie szerokiej koalicji politycznego środka z lewicą pod nazwą „Wolność, Równość, Demokracja”. O sprawach światopoglądowych słychać mniej. Trzeba jednak zauważyć, że nowi gracze na scenie politycznej wypowiadają się w sposób mogący niepokoić katolików.

Tak było pół roku temu

Profesor Małgorzata Fuszara. Czy to nazwisko jeszcze państwu coś mówi? Kiedy latem 2014 pełnomocnik rządu Donalda Tuska do spraw równego traktowania, Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, odchodziła z urzędu, wydawało się, że ówczesny lider PO wyznaczy na to stanowisko kogoś mniej kontrowersyjnego. Ci, którzy mieli na to nadzieję, szybko jednak odkryli, że Donald Tusk postanowił raczej dolać oliwy do ognia. Na miejsce Kozłowskiej-Rajewicz została mianowana prof. Małgorzata Fuszara – jedna z pionierek tzw. gender studies w Polsce.

Profesor Fuszara bardzo szybko zaczęła demonstrować głęboko ideologiczny feminizm. Za jedno ze swych głównych zadań uznała przyjęcie przez sejm „Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej”. Ten dokument otwierał drogę do wprowadzenia do polskiej przestrzeni prawnej pojęć tworzonych przez ideologię gender. O ile Tusk zachowywał pewien dystans wobec Kozłowskiej-Rajewicz – o tyle jego następczyni Ewa Kopacz zaczęła traktować nową pełnomocnik jak kogoś w rodzaju osobistego guru. W październiku 2014 r. wyszedł na jaw tekst wykładu prof. Fuszary w 2013 r. na konferencji naukowej „Nienormatywne praktyki rodzinne”. Prof. Fuszara omawiała w nim m.in. dyskusję wokół propozycji zniesienia zakazu kazirodztwa. Jej cytowanie pytań, np.: „Czy w dzisiejszych czasach rzeczywiście jest sens utrzymywania zakazu małżeństwa między rodzeństwem”, brzmiało jak solidaryzowanie się z takimi postulatami. Gdy prof. Fuszarze wypomniano ten wykład, broniła się, że tylko bezstronnie relacjonowała debatę.

Ważniejsza była emocjonalna obrona ze strony Ewy Kopacz. Pani premier wystąpiła z gniewną tyradą, że Fuszara została w „brzydki sposób potraktowana przez opozycję”.

Powołanie prof. Fuszary do rządu na rok przed wyborami miał przynieść Platformie głosy kobiet o feministycznych poglądach, wyborczyń lewicy. Dziś można jednak postawić inne pytanie. Czy wskutek takiej demonstracji PO nie straciła więcej głosów z politycznego centrum?

Nietrwały zwrot

Przez krótki czas wydawało się, że porażka PO w wyborach skłoni nowego lidera partii Grzegorza Schetynę do refleksji nad flirtem z ideologicznym nurtem zmian obyczajowo-cywilizacyjnych. W styczniu br. w TVN24 powiedział: „Tylko partia centrum z silnym, konserwatywnym biegunem (...) jest w stanie wygrać wybory”. Schetyna jednoznacznie podkreślił, że PO powinno zająć centrową pozycję. „Musimy wrócić do rozmowy z Kościołem”.

Ta wypowiedź ściągnęła na Schetynę liczne krytyki mediów liberalnych. Przykładowo publicysta „Polityki” Adam Szostkiewicz ironizował: „To wypowiedź dla mediów, w tym nie ma treści. Jest dzisiaj jakiś Kościół łagiewnicki? Ja takiego nie widzę. Kościół toruński nadaje dzisiaj ton. Z nim się dogada Platforma? Kościół »radiomaryjny« nie jest do tego chętny. Po co to komu?”.

Wyraźnym rywalem PO zaczęła być Nowoczesna.pl – partia Ryszarda Petru. Chcąc wyprzedzić PO z lewej strony, sięgnęła po hasła w stylu Janusza Palikota. Na grafice na stronie tej partii pojawiły się hasła: „Państwo neutralne światopoglądowo, religia finansowana spoza budżetu, związki partnerskie, in vitro”.

W wywiadzie z 1 lutego br. dla „Gazety Wyborczej” Schetyna zaczął zmieniać linię. Jeszcze podkreślał, że „Platforma będzie partią centrową, ze skrzydłami konserwatywnym i liberalnym”, ale jednocześnie dodał, że „brak lewicy w Sejmie będzie nas w naturalny sposób spychać w lewą stronę” , i zapowiedział obronę programu dofinansowania in vitro.

Dziennikarka „Gazety Wyborczej” nie dała za wygraną i zapytała: „Czy poprzecie związki partnerskie? Są potrzebne w Polsce czy już nie?”. Odpowiedź brzmiała: „Są potrzebne. Ale jakie to ma znaczenie, gdy PiS burzy fundamenty demokratycznego państwa?”.

Nowy gracz

Sukcesy antyrządowych demonstracji ulicznych niespodziewanie wykreowały w ostatnim półroczu jeszcze jednego gracza na opozycyjnej scenie. Stał się nim Mateusz Kijowski, lider Komitetu Obrony Demokracji. 10 maja udzielił on wywiadu „Polityce”. Powiedział m.in. „Kościół robi rzeczy, których robić nie powinien, i zajmuje się nie tym, czym powinien się zajmować. Zamiast na moralności i kulcie skupia się na polityce i biznesie, jednocześnie walcząc o sprawy bez żadnego znaczenia – jak religia na maturze – albo absurdalne – jak koronowanie Chrystusa na króla Polski. Moim zdaniem polski Kościół tak naprawdę odszedł od chrześcijaństwa, a jednocześnie odstaje od Kościoła na świecie. Przypomina swoim konserwatyzmem Kościoły afrykańskie, i tak jest też postrzegany w międzynarodowym środowisku biskupów. Oczywiście są i u nas wspaniali księża, lecz na co dzień ich nie widać. Ton nadają ludzie, którzy nie realizują w publicznym życiu wartości chrześcijańskich”.

Gołosłowne oskarżenie, że polski Kościół odszedł od chrześcijaństwa, wiele mówi o sposobie myślenia Kijowskiego i musi budzić wzburzenie u ludzi wierzących. Jednocześnie sam fakt, że lider KOD nie stara się, choćby z przyczyn taktycznych, unikać wypowiedzi mogących zrazić osoby religijne, wiele mówi o wizji Kijowskiego dotyczącej jego ruchu. To wizja zdecydowanie laicka, przekonana o prawie do decydowania, na jakie tematy hierarchowie mają prawo się wypowiadać, a na jakie nie.

Zła pogoda dla wierzących

W tym krótkim przeglądzie wypowiedzi polityków opozycji na temat Kościoła zabrakło głosów lewicy: SLD i partii Razem. Znacznie bardziej ciekawe są zygzaki Platformy. Nawet gdyby Grzegorz Schetyna chciał utrzymania linii uśmiechów wobec Kościoła – w kierownictwie jego partii nie widać już polityków podkreślających swoją wiarę.

Jeśli Róża Thun, działaczka Klubu Inteligencji Katolickiej, dywaguje, czy aby nie czas już, aby wobec domniemanego przez nią wykorzystywania Kościoła przez PiS „katolicy huknęli” – to czego spodziewać się po posłach PO, znanych z wychłodzenia religijnego? W partii nie tylko nie ma już wyrazistych obrońców obecności religii w życiu publicznym, ale na jej czoło przebijają się antyklerykałowie, tacy jak np. Agnieszka Pomaska z Gdańska.

A wszystko to dzieje się w sytuacji, w której polscy biskupi konsekwentnie trzymają się z dala od głównego dziś sporu politycznego. Apelują jedynie o pojednanie, bez wskazywania winnych. Jeśli tak wygląda okres, w którym konflikty cywilizacyjne są na dalszym planie – co będzie, gdy kryzys konstytucyjny przejdzie w spory światopoglądowe? Jaką linię przyjmą wtedy PO, Nowoczesna i KOD?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.