Z "Amoris laetitia" w konfesjonale

Jarosław Dudała

publikacja 03.05.2016 17:04

O ważnych dla osób żyjących w „nieregularnych związkach” 301. i 302. punkcie adhortacji „Amoris laetitia” (AL) mówi o. Piotr Jordan Śliwiński OFMCap, współzałożyciel Szkoły dla Spowiedników.

Z "Amoris laetitia" w konfesjonale Ojciec Piotr Jordan Śliwiński OFMCap Roman Koszowski /foto gość

W numerze 301. papież pisze: ‘Aby właściwie zrozumieć, dlaczego możliwe i konieczne jest szczególne rozeznanie w niektórych sytuacjach zwanych „nieregularnymi”, istnieje pewna kwestia, którą zawsze należy uwzględniać, aby nigdy nie pomyślano, że usiłuje się minimalizować wymagania Ewangelii. Kościół dysponuje solidną refleksją na temat uwarunkowań i okoliczności łagodzących. Dlatego nie można już powiedzieć, że wszyscy, którzy są w sytuacji tak zwanej „nieregularnej”, żyją w stanie grzechu śmiertelnego, pozbawieni łaski uświęcającej. Ograniczenia nie zależą tylko od ewentualnej nieznajomości normy. Podmiot, choć dobrze zna normę, może mieć duże trudności w zrozumieniu „wartości zawartych w normie moralnej”, lub może znaleźć się w określonych warunkach, które nie pozwalają mu działać inaczej i podjąć inne decyzje bez nowej winy. Jak to dobrze powiedzieli Ojcowie synodalni, „mogą istnieć czynniki, które ograniczają zdolność podejmowania decyzji”. (…)’

Jarosław Dudała: Z tego tekstu wynika, po pierwsze, że wpływ na odpowiedzialność moralną osób, żyjących w „nieregularnych” związkach może mieć nieznajomość normy, czyli przykazania „nie cudzołóż”. Czy to w ogóle możliwe, żeby katolik w Polsce nie wiedział, czego w tej kwestii uczy Kościół?

O. Piotr Jordan Śliwiński: - Jako duszpasterz spotkałem osoby, które nie rozumiały bądź rozumiały VI przykazanie całkowicie opacznie. Np. uważały, że bliskość uczuciowa jest wystarczająca do tego, by rozpocząć współżycie seksualne.

Rozumiem jednak, że takie osoby powinny usłyszeć w konfesjonale, że utrzymywanie takiej relacji jest grzechem i - jeśli się tego nie wyrzekną – nie mogą otrzymać rozgrzeszenia.

Jasne! Jest jednak problem postępowania z sumieniem niepokonalnie błędnym.

Co to znaczy: niepokonalnie?

To znaczy, że dana osoba dysponuje takim obszarem wiedzy, że według jej realnego rozeznania w danym momencie ona w sposób oczywisty sądzi, że coś nie jest grzechem, chociaż obiektywna norma moralna mówi co innego.

Co wtedy powinien zrobić spowiednik?

Powinien prowadzić do prawdy obiektywnej, aczkolwiek ocena już dokonanych czynów tej osoby będzie dużo bardziej złożona. Jeżeli ktoś nie jest w pełni świadomy, że coś jest złe, to stwierdzenie, że mamy do czynienia z grzechem jest o wiele trudniejsze. To może być czynnik, który sprawi przynajmniej, że nie ma grzechu ciężkiego.

Ale to dotyczy tylko czynów już dokonanych. Po wyjściu z konfesjonału taka osoba powinna mieć odpowiednią świadomość i każdy następny taki czyn będzie już grzechem ciężkim.

Jasne! Trzeba prowadzić do pełnej świadomości moralnej.

Myślę jednak, że ten numer powinien być czytany łącznie z następnym. Bo nr 301. stawia problem, a nr 302. próbuje go wyjaśniać i mówi, o co właściwie chodzi.

To o co chodzi?

Cytuję: „Poczytalność i odpowiedzialność za działanie mogą zostać zmniejszone, a nawet zniesione, na skutek niewiedzy, nieuwagi, przymusu, strachu, przyzwyczajeń, nieopanowanych uczuć oraz innych czynników psychicznych lub społecznych”.

Ta uwaga pokazuje z jednej strony, że norma moralna jest obiektywna, że coś jest dobre albo złe, ale jest też uwarunkowanie podmiotowe osoby, która popełnia dany czyn.

O jakie sytuacje może chodzić w kontekście związków „nieregularnych”? Przymus – wiadomo. Ale np. strach?

Jeśli jest silny lęk, że jak nie będzie współżycia, to on /ona mnie zostawi…

Zostawi, czyli zakończy „nieregularny” związek. To chyba nie jest złe rozwiązanie.

Często relacja seksualna jest w pewnym kontekście, np. ekonomicznym czy społecznym. Można więc wywołać u kogoś pewne formy lęku.

A przyzwyczajenie? O jakie sytuacje może tu chodzić? Czy np. chodzi o sytuacje typu: „Przyzwyczaiłam się do życia w takim związku”?

Tak. Albo np.: „Przyzwyczaiłam się do tego, że w moim środowisku jest to traktowane jako coś normalnego, dobrego, oczywistego.” Czasem nawet ktoś uważa, że jest dobrym chrześcijaninem, żyjąc w takim związku. Mówi: „Kochamy się, jesteśmy sobie wierni, więc to jest dobre”.

I znów: rolą spowiednika jest uświadomienie, że jest to jednak sytuacja grzechu.

Oczywiście. Tyle, że papież pokazuje, że ocena, czy mamy do czynienia z grzechem śmiertelnym, jest o wiele bardziej skomplikowana. Żeby przejść od kategorii obiektywnej, jaką jest stwierdzenie, że coś jest „poważnym nieuporządkowaniem moralnym” (takiego określenia używa Jan Paweł II w „Veritatis splendor”) do kategorii subiektywnej, czyli stwierdzenia, że coś jest grzechem ciężkim, trzeba jeszcze sprawdzić uwarunkowania podmiotowe. Jak pokazuje Franciszek, mogą one być bardzo skomplikowane w różnych sytuacjach psychologicznych i społecznych. Myślę, że papież chce to pokazać, żeby nie sprowadzać wszystkich sytuacji do jednego mianownika.

Zawsze możliwe są dwa modele oceny danej sytuacji w konfesjonale. Pierwszy jest taki: przesłanką większą jest norma, przesłanką mniejszą jest konkretny czyn czy jego opis - i z tego wynika jakiś wniosek. Natomiast dokumenty Kościoła wcześniejsze niż AL proponują inny model: bardzo dokładny, uwzględniający różne okoliczności opis czynu i dopiero potem skonfrontowanie go z normą. Czyli spojrzenie na wszystkie możliwe okoliczności: psychologiczne, społeczne, aby dobrze zrozumieć, a nie tylko prosto aplikować normę do danego czynu.

I pod tym względem nie ma zmiany w podejściu Kościoła do par niesakramentalnych.

Tak, papież to tylko przypomina. To nie jest nowość. Ale przypomina i akcentuje, że potrzeba bardzo silnego dostrzeżenia konkretnego człowieka w konkretnej sytuacji, zwłaszcza w sytuacji rozeznania moralnego. Bo norma ogólna jest jasna, ale uwarunkowania podmiotowe mogą być bardzo skomplikowane.

Ja jako „liniowy” spowiednik nie mogę patrzeć tylko pod kątem prostego aplikowania normy. Muszę spróbować rozeznać sytuację egzystencjalną tego człowieka, żeby mu pokazać drogę do najlepszej realizacji normy.

A co, jeśli penitent tego nie przyjmuje? Może jego sumienie jest – jak mówi ojciec – niepokonalnie błędne albo uwarunkowania są bardzo silne i penitent nie jest w stanie zadeklarować woli poprawy. Jak wtedy ma wyglądać spowiednicza pedagogika: na udzieleniu rozgrzeszenia czy nie?

Żeby kogoś rozgrzeszyć, to ten ktoś musi uznać, że coś w jego postępowaniu było złe. Może być tak, że penitent będzie do tego potrzebował czasu. Wtedy rozgrzeszenie trzeba odłożyć. Najczęściej okazuje się to, gdy spowiednik proponuje podjęcie konkretnych kroków. Jeśli jest związek „nieregularny”, to będzie się domagał jego zerwania. Jeżeli jest stała okazja do grzechów nieczystości, to będzie się domagał jej przerwania.

Czyli np. wyprowadzenia się od chłopaka.

Właśnie! To może być dla kogoś trudne do przyjęcia. Jeżeli nie będzie w stanie tego zadeklarować, to trzeba będzie odłożyć udzielenie rozgrzeszenia.

Papież pisze, że „podmiot, choć dobrze zna normę, może mieć duże trudności w zrozumieniu wartości zawartych w normie moralnej”. Rozumiem, że chodzi tu np. o sytuację kobiety z dziećmi porzuconej przez męża, która wchodzi w nowy związek, bo nie widzi sensu w dochowywaniu wierności mężowi. Widzi natomiast korzyść w tym, że znalazła opiekuna dla siebie i przybranego ojca dla swych dzieci. Czy w takiej sytuacji ta kobieta może przystępować do Komunii?

Nie wydaje mi się, aby to zdanie z adhortacji dotyczyło opisanej sytuacji. W przysiędze małżeńskiej są słowa: „Nie opuszczę cię aż do śmierci”. One są dosyć jasne. Jeśli ktoś uczestniczył w kursie przedmałżeńskim – a w Polsce jest taki obowiązek – to tam się wyjaśnia, co to znaczy.

Co prawda, pojawiają się zwichrowane interpretacje tej przysięgi, wedle których „aż do śmierci” oznacza: „aż do śmierci miłości”. Czyli: jeśli miłość umarła, jeśli nie czuję uczuciowego związku, to nie jestem związany tą przysięgą.

Nie, ta przysięga ma jednak jasny sens. Myślę więc, że to zdanie z adhortacji nie stosuje się do opisanej sytuacji.

To do jakiej się stosuje?

To może być np. sytuacja, gdy ktoś jest zaangażowany emocjonalnie, chce z kimś przeżyć całe życie, ale nie chce związku sakramentalnego, ma opory przez zadeklarowaniem się, bo uważa – jak to często dzisiaj bywa - że sama instytucja małżeństwa może zabić miłość. Tacy ludzie uważają, że sama szczera relacja uczuciowa usprawiedliwia współżycie seksualne.

Co wynika dla nich z takiego zapisu w „Amoris laetitia”?

Papież rozumie ich trudności w zrozumieniu i przyjęciu normy moralnej wypływającej z Ewangelii, ale zachęca do wysiłku w jej przyjęciu, a spowiedników mobilizuje do jak najlepszego tej normy wyjaśniania.

Przyjrzyjmy się kolejnemu elementowi tego samego zdania Franciszka. Mówiąc, że nie każda sytuacja związku „nieregularnego” oznacza stan grzechu ciężkiego, papież zwraca uwagę, że człowiek „może znaleźć się w określonych warunkach, które nie pozwalają mu działać inaczej i podjąć inne decyzje bez nowej winy”. Może jest to opis sytuacji rozwodu, nowego związku, w którym pojawiają się dzieci. Osoby żyjące w tym związku nie chcą się rozstać ze względu na dobro dzieci. Czy w takim przypadku osoby te mogą – wedle „Amoris laetitia” - przystępować do Komunii?

Nowa adhortacja odwołuje się do sposobu prowadzenia takich osób, opisanego w dodatku do „Familiaris consortio” Jana Pawła II. Opisane w nim warunki pozostają aktualne, a są to: zaistnienie sytuacji szczególnej, polegającej na potrzebie troski o dobro dzieci oraz deklaracja zachowania wstrzemięźliwości seksualnej.

Warto też przypomnieć fragment z „Vademecum dla spowiedników”: Szczególną trudność przedstawiają przypadki współdziałania w grzechu współmałżonka, który dobrowolnie i z rozmysłem powoduje ubezpłodnienie jednoczącego aktu [małżeńskiego]. Na pierwszym miejscu należy odróżnić współdziałanie we właściwym znaczeniu od przemocy lub niesprawiedliwego przymusu ze strony jednego z małżonków, czemu drugi faktycznie nie może się sprzeciwić. [46] Takie współdziałanie może być godziwe, kiedy zachodzą równocześnie trzy warunki:

- działanie małżonka współdziałającego nie jest już samo w sobie niegodziwe; [47]
- istnieją proporcjonalnie poważne motywy dla podjęcia współdziałania w grzechu współmałżonka;
- próbuje się pomóc współmałżonkowi (cierpliwie, przez modlitwę, z miłością, przez dialog; niekoniecznie w tym momencie ani przy każdej sposobności), aby zaprzestał takiego postępowania. (n. 13)

Czyli nie widzi ojciec w nowej adhortacji nowego podejścia do sytuacji osób rozwiedzionych w ponownych związkach? Pytam o to, bo gdy dziennikarz spytał o to samo papieża, Franciszek odparł, że mógłby powiedzieć, że takie nowości są, ale dodał, że to byłaby zbyt krótka odpowiedź.

Mówiliśmy tu o jednym tylko punkcie, nie o całej adhortacji. Dlatego bałbym się takich generalnych stwierdzeń. Nie medytowałem jeszcze całego dokumentu, nie dyskutowałem go z innymi. Ale widzę zmianę np. w tym, że „Familiaris consortio” mówi, że prowadzenie par w sytuacjach „nieregularnych” i decyzje o dopuszczaniu ich do uczestnictwa w sakramentach należą do proboszcza miejsca. Nowy dokument mówi tu o „kapłanie”, „spowiedniku”. Wydaje mi się, że jest tu pewne rozszerzenie. Każdy kapłan może podjąć zadanie rozeznania, czy ktoś ma czy nie ma możliwości przystępowania do sakramentów, żyjąc w sytuacji „nieregularnej”.

A jednak we Włoszech czy w Niemczech dość powszechnie uważa się, że nowa adhortacja otwiera furtkę do dopuszczania do Komunii osób żyjących w związkach niesakramentalnych.

To trochę za mocne stwierdzenie.

Może się pojawić pewna obawa, ponieważ papież pozostawia poszczególnym kapłanom dość duże pole do rozeznania moralnego i do decyzji. Wiele więc zależeć będzie od formacji teologiczno-moralnej spowiedników, od ich przygotowania do rozumienia sytuacji. I to może wywoływać wrażenie, że papież otwiera jakieś furtki.

Może to też prowadzić do sytuacji, że - w zależności od wrażliwości różnych kapłanów - te rozeznania będą różne. Mogą też być różne rozeznania i różne decyzje w zależności od diecezji, od środowiska. Jak temu zapobiec? To kwestia odpowiedniej formacji spowiedników.