Chorzy na samych siebie

Marcin Jakimowicz

Kościół jest zbyt skoncentrowany na samym sobie. Nuci pod nosem: "Panie Jezu, nie oddamy Cię nikomu".

Chorzy na samych siebie

Fascynuje mnie to, w jaki sposób Jezus formował uczniów. Czy założył pod Jerozolimą jesziwę, w której od świtu do nocy uczył ich pedagogiki Królestwa? Nie! Wychodził z nimi do świata. Do ludzi. Do chorych, głodnych, opętanych, schwytanych w sidła śmierci. Uczniowie wiedzieli, że podobnie jak Mistrz „dziś, jutro i pojutrze muszą być w drodze”.

Niektórym wydaje się, że Kościół, który wyjdzie do świata, zatraci coś ze swej natury, zgubi po drodze sacrum i rozmieni się na drobne. A to działa, paradoksalnie, odwrotnie.

Jezus tuż przed wniebowstąpieniem nakazał (to nie była sugestia!) uczniom: „Idźcie!”. Kogo wysłał? Tych, którzy… wątpili.

„Niektórzy jednak wątpili. Wtedy Jezus podszedł do nich i przemówił: »Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody«”.

Myślę, że zbyt wiele miejsca poświęcamy lokalnym gierkom z naszego podwórka, zapominając przy tym o naszej zasadniczej misji: „Idźcie. Czyńcie uczniów”.

Dary i charyzmaty w naszej wspólnocie pojawiły się dopiero wówczas, gdy wyszliśmy na zewnątrz, by służyć innym.

Najmocniej dotyka mnie to Słowo, które… sam głoszę. To miecz obosieczny, więc tak naprawdę głoszę konferencje samemu sobie.

W notatkach kard. Bergoglia z przemówienia wygłoszonego podczas konklawe czytamy niezwykle mocne słowa, które stały się później dewizą papieża Franciszka: „Myślę, że wielokrotnie Jezus puka od środka, abyśmy pozwolili Mu wyjść. Kościół zachowuje się, jakby pragnął zamknąć Jezusa wewnątrz”.

Nic dziwnego. Ilu z nas wychowało się na piosence: „Panie Jezu, zabierzemy Cię do domu. Panie Jezu, nie oddamy Cię nikomu”. Nie oddamy Cię nikomu! A tak miło się śpiewało…