Notre Dame

Małgorzata Głowacka

publikacja 28.04.2016 07:34

Patrząc na charakterystyczne przypory paryskiej katedry reflektuję: by budować trwale, muszę nieustannie opierać swe życie na solidnym gruncie, na skale.

Paryż Paryż
Wnętrze katedry Notre Dame
HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚĆ

To był mój ostatni dzień pobytu w stolicy Francji. Siódma noc w hotelowym pokoju minęła błyskawicznie. Czas pakować bagaże i ruszać w kierunku Polski. Nim jednak opuszczę Paryż, zgodnie z programem wycieczki, poznam miejsce, gdzie rozpoczęła się historia tego miasta i gdzie do dziś stoi jeden z jej najpiękniejszych symboli. Hmm... poznawanie danych miejsc, "jakby od końca" to moja życiowa specjalność ;)

NOTRE  DAME

Pierwotnie do 4. dzielnicy Paryża i małej wysepki Île-de-la-Cite na Sekwanie, gdzie znajduje się ten najbardziej rozpoznawalny symbol miasta czyli gotycka katedra Notre Dame (jej nazwę tłumaczy się jako Nasza Pani), mieliśmy wyruszyć autokarem. Jednak ze względu na przepisy drogowe wymuszające na kierowcach autobusów określonej długości przerwę na odpoczynek, normowanej osobistym tachografem, postanowiliśmy skorzystać z RERa, czyli szybkiej kolei miejskiej zwanej też dużym metrem. Paryż ma sprawnie zorganizowaną siatkę połączeń, stąd dotarcie z hotelu w okolicy lotniska de Gaulle do centrum nie stanowiło żadnego problemu. Podczas podróży przypomniała mi się, czytana zresztą kilkakrotnie i to za każdym razem z wypiekami na twarzy, powieść Wiktora Huga "Dzwonnik z Notre Dame", czyli historia brzydkiego dzwonnika Quasimodo, który część swego życia spędził w tej średniowiecznej i tajemniczej katedrze. Czytając książkę niejednokrotnie marzyłam, by zobaczyć to gotyckie arcydzieło. I oto marzenie właśnie się spełniało...

Île-de-la-Cite to największa wyspa na Sekwanie. Jest historyczną kolebką Paryża i stanowi topograficzne i duchowe centrum miasta od ponad 2 tysięcy lat. Tu znajdowały się pierwsze osady, tu też założono galijską Lutecję. Dziś Île de la Cité jest jednym z najpopularniejszych miejsc w stolicy Francji.  Z obydwoma brzegami Sekwany łączy ją siedem mostów, a na sąsiednią Île Saint-Louis (wyspę św. Ludwika) można przejść po kolejnym - ósmym. Najbardziej znane zabytki Île de la Cité to: katedra Notre Dame, Sainte‑Chapelle, Conciergerie, Palais de Justice, Hôtel-Dieu.

By być bardziej dokładną podam, że historia tego miejsca zaczęła się w III w. przed Chrystusem, gdy niezmącony spokój przyrody został zakłócony przez pierwszą łódź, która dobiła do brzegu. Była to łódź plemienia Paryzjan (Parisii). Z czasem podobnych łodzi zaczęło przybywać, ze względu za walory obronnego położenia wysp. Przybywało ludzi, pojawiły się pierwsze prowizoryczne mosty, rozkwitało życie. Lutecja rozrastała się, aż w 52 r. stała się podległa Juliuszowi Cezarowi. Rzymianie nadali miastu imię pochodzące z nazwy plemienia, które na te tereny przybyło jako pierwsze, i tak zostało do dzisiaj.

Nim poznam osobiście piękno średniowiecznego gotyku zatrzymuję się na placu przed katedrą. To tu znajduje się  Point Zéro (Punkt Zero), od którego mierzy się odległości między Paryżem a innymi miejscowościami we Francji. Miedziany krążek zatopiony w bruku stanowi pępek Paryża. Od dnia 3 września 2006 r. główny teren przed katedrą poświęcono i nadano mu nazwę placu papieża Jana Pawła II.  Niepisana tradycja głosi, że każdy kto chce wrócić jeszcze raz w to miejsce winien stopą dotknąć gwiazdy. Więc prawie każdy depcze niemiłosiernie owy miedziany krążek kilkakrotnie butem, by mieć pewność powrotu w te strony.

Katedra Notre Dame powstała w miejscu, gdzie wiele wieków wcześniej, Rzymianie zbudowali świątynię Jowisza. Potem w 530 roku zbudowano tutaj kościół romański (budowanie świątyń "na sobie" to naturalna zgodność historyczna). Gdy w 1163 roku biskup Paryża Maurice de Sully podjął decyzję budowy katedry poświęconej Najświętszej Marii Panny to na jej miejsce wyznaczył dokładnie też ten skrawek ziemi. Budowa trwała ponad 180 lat  (obejmując czas między rokiem 1163 a 1345). Nie znamy  dziś nazwiska pierwszego architekta, który stworzył genialny projekt całości, w pewnej mierze wzorujący się, co prawda, na wcześniejszych założeniach romańskich, ale mający niemal klasycznie gotycki kształt porównywany tylko z pochodzącymi z tej samej epoki słynnymi katedrami w Chartres (1194-1220) i Saint-Denis (1137-1144). Wiemy  zaś na pewno, że głównymi budowniczymi były osoby związane z tajemniczym Zakonem Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona, znanymi jako Templariusze. Podobnie rzecz miała się z innymi katedrami Francji. 

Największe straty świątynia poniosła w trakcie Rewolucji Francuskiej. Pierwotnie planowano ją zburzyć, ale ze względu na ryzyko uszkodzenia sąsiednich budynków zrezygnowano z tego. Zniszczone zostało zadaszenie wież, rozbito posągi Królów Judei z galerii Królów z fasady zachodniej, mylnie myśląc, że są to królowie Francji, zniszczono ołtarze, ograbiono katedrę z dzieł sztuki i przedmiotów kultu.  Dla pełności obrazu dodam tu, że królowie francuscy koronowani byli nie w Notre-Dame, tylko w gotyckiej katedrze w Reims. Do wielkich ceremonii, które odbyły się  w Notre-Dame należy zaliczyć koronację Napoleona I na cesarza Francji w roku 1804.  Wcześniej, ślub w katedrze brał Henryk z Nawarry oraz król Ludwik XIV, ochrzczono tu też syna Cesarza /zwanego Orlątkiem/.

W okresie Rewolucji kościół zamieniono na Świątynię Rozumu. Inauguracyjna uroczystość odbyła się 10 listopada 1793 r. W katedrze pojawiły się wówczas portrety nowych świętych: Murata jako Jezusa i Robespierre’a jako nowego Mesjasza. Na jej terenie organizowano Święta Rozumu, które miały charakter publicznych parad połączonych z niszczeniem przedmiotów sakralnych, obrazów o tematyce religijnej, śpiewem pieśni antykrólewskich i antykatolickich. Kult ten trwał do 28 lipca 1794 roku, czyli do czasu egzekucji Robespierre’a i około 70 jego zwolenników.  Po tej dacie katedrę zamieniono na magazyn, a dokładnie na skład wina. 

Po podpisaniu przez Francję konkordatu z Watykanem w dniu 15 lipca 1801 katedra została przywrócona kultowi katolickiemu. Wykonano kilka niezbędnych napraw, aby przygotować  ją na koronację Napoleona Bonaparte w dniu 2 grudnia 1804 roku. Wapnem wybielono ściany, a na nich zawieszono chorągwie i gobeliny, aby ukryć uszkodzenia budowli. Katedra była jednak tak zniszczona, że myślano poważnie o jej rozebraniu. Uratowała ją napisana w 1831 roku powieść Viktora Hugo “Katedra Marii Panny w Paryżu” (w Polsce powieść to znana jest pod nazwą „Dzwonnik z Notre-Dame”), która wywołała falę zainteresowania świątynią. Sławę  budowli przyniosły przepiękne organy oraz maszkarony, czyli rzeźbiarskie detale architektoniczne.

Stoję na placu przed katedrą. Zazwyczaj panuje tu ogromny ruch, a okoliczny teren wypełnia tłum turystów. Statystyki podają, że rocznie odwiedza to miejsce ponad 13 mln osób, co daje średnią ok. 30 tys ludzi dziennie. Jednak w to sierpniowe przedpołudnie, gdy dane jest mi poznać osobiście piękno Notre Dame, ilość zwiedzających nie jest porażająca. Można swobodnie poruszać się wokół świątyni i objąć wzrokiem całość głównej fasady katedry podchodząc blisko każdego szczegółu.

Stoję z zapartym tchem. Mą uwagę zwraca niezwykła harmonia założenia architektonicznego. Wiktor Hugo nazwał ją "potężną kamienną symfonią".  I bezsprzecznie tak jest. Patrząc z bliska na tę paryską, ba! francuską matkę chrześcijaństwa próbuję ogarnąć jej ogrom. Jest potężna, majestatyczna, piękna... niesamowita! Fasadę kościoła tworzą dwie wieże, mające 70 metrów wysokości, pozornie jednakowe, jednak gdy podejść bliżej łatwo zauważyć wiele różniących je szczegółów. To żaden błąd architektoniczny, tylko działanie celowe. Bowiem gdy budowano katedrę w średniowieczu przywilej posiadania identycznych wież przysługiwał wyłącznie arcybiskupstwom.  Paryż został podniesiony do tej rangi dopiero w 1622.

Gdy zadzieram głowę do góry, chcąc dostrzec kolejne szczegóły, mych uszu dobiega głos przewodnika podającego, że długość katedry to 130 metrów, szerokość 48 metrów, a wysokość jej  sklepienia przekracza 35 metrów. 40 metrową iglicę wykonano z 500 ton drzewa dębowego  i 250 ton ołowiu. Otacza ją 12 miedzianych posągów apostołów.  Przed rewolucją 1789 r. Notre-Dame posiadała 20 doskonałych dzwonów, które w jej trakcie zostały przetopione na działa armatnie. Z okazji 650 rocznicy powstania kościoła odlano 9 nowych dzwonów, które umieszczono w dniu 23 marcu 2013 roku na dzwonnicy. Stąd dziś w północnej wieży znajdują  się cztery wytopione z brązu, pięknie grawerowane dzwony. Największy z nich waży aż 1915 kg, najmniejszy "tylko" 763 kg. W wieży południowej znajdują się pozostałe, w tym ten największy, bo ważący 13 ton dzwon zwany Bourdonem. Wszystkie dzwonią trzy razy dziennie. Wyjątkiem jest tylko Bourdon, który dzwoni wyłącznie podczas wielkich świąt czy wydarzeń historycznych.

W latach 1845-1864 budowla została odrestaurowana. W tym to też czasie architekt, wolnomularz Eugène Viollet-le-Duc umieścił na szczycie fasady szereg chimer. Te groteskowe, fantastyczne, czasem wręcz diaboliczne stwory, spełniają tylko i wyłącznie funkcję dekoracyjną.  Najsłynniejszym stworem jest Strzyga, obserwująca Paryż od XIX wieku. Rzeźby te nie istniały w średniowieczu. Dziś reprodukowane są chyba na wszystkich pocztówkach prezentujących katerdę Notre Dame.

Stoję przed jednym z portali wejściowych do katedry. W portalach ukazane są: Sąd Ostateczny, Madonna z Dzieciątkiem i Święta Anna.  Jestem urzeczona szczegółami zamkniętymi w bryle. Próbuję oswoić się z ich pięknem.  Wokół tyle wspaniałych rzeź, kapiteli, rozet, gargulców czy maszkaronów. Wszystko wydaje się być "jak żywe".  Podziwiam galerię, składająca się z trzech pasów, z których pierwszy to potrójny portal wejściowy zwieńczony Galerią Królów, w której stoi obok siebie 28 figur nadnaturalnej wielkości, drugi  to ażurowa galeria biforiów, ozdobiona wielką rozetą o 10-metrowej średnicy (w jej centrum znajduje się medalion z Matka Boską) i zwieńczona galerią chimer, trzeci wreszcie tworzą dwie płaskie wieże. Pierwsze dwa pasy fasady tworzą niemal kwadrat. Między wieżami widać czubek XIX-wiecznej iglicy. Nie dziwi mnie mnogość przedstawionych tu  szczegółów. Trzeba bowiem pamiętać, że katedrę budowano w okresie analfabetyzmu, była więc Biblią dla ubogich - "liber -pauperum", przekazywaną dla wiernych poprzez portale, witraże, rzeźby i obrazy...  Przypomina mi się, że Zbigniew Herbert, który oglądając katedry tak określił gotyk : " Wszędzie pełno okien, rozet i iglic, kamienie zdają się być tak powycinane jak karton, wszystko jest dziurawe, wszystko wisi w powietrzu." Podpisuję się pod tym stwierdzeniem, tylko żeby być dokładną dodam jeszcze, że to "owo wszystko" jest cudowne i porażająco piękne.

Pora wejść do środka świątyni. Przekroczywszy próg przystaję na chwilę, by przyzwyczaić oczy do panującego we wnętrzu półmroku oraz by zachwycić się niesamowitą grę świateł, którą tworzą witraże i ogromne rozety, mieniące się tysiącami barw.  Jej ubogo oświetlone wnętrze wydaje się być tajemnicze. Wielkość środka tonuje nieco panujący tutaj półmrok, jednakże warto pamiętać, że katedra może pomieścić na raz ok. 9 tys. wiernych.

Nie od razu można dostrzec całe bogactwo, które kryje się  w wielu kaplicach bocznych czy w samym prezbiterium. Katedra ma układ orientowany - prezbiterium, dookoła którego prowadzi podwójne obejście, znajduje się w części wschodniej. Podchodząc kilka kroków do przodu zauważam, że transept, czyli część rozdzielająca prezbiterium od nawy, znajduje się niemal dokładnie w środku kościoła, a więc nawa i prezbiterium są prawie tej samej długości, ponadto sam transept ma szerokość równą szerokości nawy, co w planie kościoła nie odzwierciedla bocznych ramion krzyża. Blisko 140-metrową perspektywę podkreślają strzeliste łuki nad prezbiterium. Moją uwagę, jak zresztą wielu odwiedzających to miejsce,  zwracają  wielkie rozety na ramionach transeptu, ozdobione pięknymi witrażami. Widok jest zachwycający. Rozeta północna jest największa, ma bowiem ponad 21 metrów średnicy, znajduje się po lewej stronie i przedstawia postać Matki Boskiej w centrum, w otoczeniu postaci ze Starego Testamentu. Witraże w niej są oryginalne, XIII-wieczne. Promienie słońca, które wpadają przez nią do środka katedry wypełniają smukłe wnętrze kolorami: czerwieni, fioletu i głębokiego błękitu. Wszyscy zwiedzający świątynię stają przed tą rozetą urzeczeni jej pięknem, ogromem i podziwiają grę światła. Spoglądam na nią z zaciekawieniem. Te kolory w jakiś sposób przypominają mi barcelońską Sagrdę Familię, z tą jednak różnicą, że tamta tonie w smugach kolorowego, hiszpańskiego słońca (mnogość witraży), ta zaś statycznie i majestatycznie filtruje promienie, przepuszczają do wnętrza tyle słońca, by tylko rozproszyć ciemność. Chyba każdy turysta podziwiający Notre Dame  poświęca najwięcej czasu tej właśnie  rozecie i najbardziej ją fotografuję. Nie stanowię tu żadnego wyjątku.

Przeciwległa rozeta południowa ma średnicę ponad 13 metrów i  zachowała większość witraży autentycznych, zaś brakującą część szybek pieczołowicie zrekonstruowano. Tutaj postacią centralną jest Chrystus, otoczony pannami mądrymi i głupimi, postaciami dwunastu apostołów i świętych. Witraże w małych rozetach transeptu oraz w oknach pochodzą z 1965 roku, ale przy ich rekonstrukcji używano metod średniowiecznych. Rozeta południowa dedykowana jest w całości tematyce Nowego Testamentu  i ma osiemdziesiąt cztery szyby podzielone na cztery koła. Powstała ok. 1260 r, ale na przestrzeni wieków wielokrotnie była niszczona i restaurowana. Pod rozetą zauważam niebiański sąd reprezentowany przez szesnastu proroków.

Przemieszczam się powoli, mam jeszcze ok. 40 minut czasu do zbiórki grupy na dziedzińcu tuż obok konnego pomnika Karola Wielkiego. Próbuję dostrzec i zapamiętać jak najwięcej szczegółów. W kaplicach nawy z prawej strony od wejścia znajduję cykl wielkich obrazów nazywanych Mays z lat 1630-1707, fundowanych co roku przez paryskie cechy (głównie złotników) w dniu 1 maja tj. w wspomnienie św. Józefa - Robotnika. Dzieła, autorstwa Charlesa Le Bruna, przedstawiają przeważnie sceny z Dziejów Apostolskich.  Następnie podchodzę do prezbiterium. Główny ołtarz jest XIX-wieczną realizacją projektu Eugene Violett-le-Duca (wielkiego francuskiego architekta, historyka sztuki,  konserwatora i  wolnomularza niestety; jego nazwisko podczas pobytu w Paryżu ciągle obija mi się o uszy, zasłynął bowiem dzięki restauracji średniowiecznych budowli;  jest także ojcem współczesnej wiedzy o konserwacji zabytków), natomiast płaskorzeźby na zewnętrznej stronie otaczających go ścian i na ścianie chóru pochodzą z XIV w. Z tej samej epoki pochodzi usytuowany na prawo od głównego ołtarza posąg Matki Boskiej z Dzieciątkiem, nazywanej Notre-Dame de Paris (Nasza Pani Paryska), związany z patronką katedry, choć w rzeczywistości przeniesiony z istniejącej wcześniej na wyspie kaplicy Saint-Aignan. To najważniejszy zabytek tej świątyni! Warto dodać, że w katedrze jest aż 37 rozmaitych przedstawień Matki Boskiej, ale tylko jedną z nich uważa się za patronkę kościoła i miasta.

Stojąc na wprost ołtarza dostrzegam polski akcent. To tablica przypominająca, ze w tym właśnie miejscu w dniu 10 września 1573 roku Henryk de Valais (Walezjusz) zaprzysiągł przed posłami Artykuły Henrykowskie, zgadzając się tym samym na objęcie tronu Rzeczypospolitej jako król Henryk I. Idąc dalej zauważam z jego lewej strony bogato rzeźbione, barokowe stalle i tron biskupi pochodzą z przebudowy, jakiej dokonał w początku XVIII w. król Ludwik XIV, realizując wcześniejsze o 60 lat śluby swego ojca. Ludwik XIII bowiem, nie mogąc doczekać się potomka, przyrzekł Matce Boskiej wybudować wielki ołtarz i wyposażyć prezbiterium, jeśli urodzi mu się syn. Późniejszy "Król-Słońce" w 60 lat po ślubowaniu ojca wypełnił obietnicę. Po rewolucyjnych spustoszeniach ocalała tylko część rzeźbionych stalli. Są piękne, a swą bogatą ornamentyką podkreślają charakter i urodę tego miejsca.

Wiem, że katedra słynie na cały świat ze swych organów. Odwracam się, zadzierając do góry głowę, by chociaż je dostrzec. Doczytałam, że pochodzą z XVIII wieku i zbudowane zostały z ponad 7300 piszczałek i posiadające 5 klawiatur. Na wykonanie sklepienia zużyto 1300 dębów. Cyfry za każdym razem robią na mnie szalone wrażenie. Taka ilość drzew to przecież jakieś 21 hektarów lasu!

Ech... długo by wymieniać wszystkie detale zdobiące katedrę czy nazwiska autorów dzieł wypełniających ściany naw czy kaplic. Kocham zwiedzać, poznawać i zapamiętywać szczegóły, ale nie tylko o nich chcę tu powiedzieć. Dla dopełnienia opisu dodam tylko, że aktualnie katedrę Notre-Dame odwiedza zdecydowanie więcej turystów - aby podziwiać jej walory architektonicznie - niż katolików, by się  pomodlić. Władze państwowe wpisując katedrę na listę obiektów "pod ochronę" bardziej zadbało o rozwój gigantycznego przemysłu turystycznego, mniej o potrzeby religijne Francuzów. I widać to na każdym kroku. Katedra jest własnością państwa, nie jest zaś kościołem parafialnym. Stąd, z bardzo rzadkimi wyjątkami, nie udziela się w niej sakramentów (w ostatnim czasie do takich należały pogrzeb marszałka Focha, prezydentów Poincare i Mitteranda czy pisarza Paula Claudela). Obiekt pełni wyłącznie funkcje reprezentatywne. Organizuje się tu wielkie koncerty czy  wspaniałe uroczystości.  Bolesne to lecz prawdziwe. Obrazu "nędzy" dopełniają statystyki. Wg nich w roku 2010 we Francji było 60,4% katolików, w tym systematycznie praktykujących tylko 4,5% ludności oraz 7,5% wyznawców islamu. Pozostała ludność to osoby niewierzące lub wyznawców różnych religii, przy czym każda z tych religii skupia poniżej 0,5% ludności. Obecnie statystyki te wyglądają jeszcze gorzej.

Trzeba pamiętać, że przeciętny mieszkaniec miasta  został wychowany w laickiej szkole, przez całe swoje życie na co dzień spotykał się z symboliką masońską, a w swoim środowisku  zna kilku wolnomularzy. Statystyczny paryżanin z przyjemnością w sobotę lub w niedzielę  pójdzie na spacer wzdłuż Sekwany i z podziwem spojrzy na katedrę Notre-Dame, ale pewnie nie zainteresuje się wyburzanymi obok kościołami.  Francja, niegdyś ukochana córka Kościoła, dziś znajduje się na skraju przepaści i dogorywa nękana z jednej strony rządzącym nią lewicowym ateizmem i sekularyzacją, które od dekad władają tamtejszym społeczeństwem, a z drugiej strony inwazją islamu.

Upadek kościoła we Francji staje się faktem. Udział wiernych w życiu wspólnoty religijnej staje się coraz mniejszy i kurczy. Dochodzi do sytuacji, w których piękne świątynie są nie tylko zamykane, ale wręcz burzone. Innym, którym udaje się ocaleć, zamieniane są na budynki użyteczności publicznej np. sale koncertowe.

Czas mija nieubłaganie. Już za chwilę będę musiała opuścić świątynię.  Udaję się jeszcze do jej tylnej części, gdzie na lewo od drzwi wejściowych, znajduje sklep z pamiątkami (nie tylko świętymi). Pracujący tu na pełnych obrotach ludzie, jak i kupujący, nie zwracają w ogóle uwagę na podniosłość miejsca. Rejwach i hałas są tragiczne. Cudzoziemcy próbują porozumieć się po angielski (a tylko nieliczni po francusku) z obsługą tego miejsca, którą stanowi kilku Francuzów, pozostali wyglądają egzotycznie (większość stanowią bowiem  Arabowie i Murzyni).  Postanawiam sobie, że pamiątkę z tego miejsca zakupię w okalających katedrę kramach bądź sklepikach. Jest tam znacznie ciszej i przytulniej. Ponieważ w tej część (obok kiosku z pamiątkami i dewocjonaliami) znajduje się wejście na wieże, postanawiam skorzystać z resztki wolnego czasu i pooglądać miasto " z wysoka". Po pokonaniu 387 stopni, z niezłą zadyszką, docieram na taras południowej wieży, by tam - w towarzystwie słynnych chimer i maszkaronów - obejrzeć jedną z najsłynniejszych panoram Paryża. Widok zapiera dech w piersiach. Jest urzekający, niesamowity! Nie potrafię tego obrazu zamknąć w słowa, tego trzeba doświadczyć osobiście...

Czas wracać na zbiórkę przed katedrę. Niespiesznie pokonuję po raz wtóry prawie czterysta schodków z tą jednak różnicą, że teraz pokonywanie ich nie sprawie mi żadnego problemu/wysiłku a  wymaga jedynie wzmożonej uwagi (by się nie potknąć i nie runąć w dół). Po zejściu na plac przykatedralny odczuwam drżenie w nogach. By przyzwyczaić mięśnie do normalnego chodu postanawiam obejść Notre Dame dookoła. W oczy od razu rzuca się zastosowany tu system przypór - typowy zresztą element konstrukcyjny - charakterystyczny dla gotyckiej architektury sakralnej. Umożliwia on zasklepienie dużych przestrzeni na znacznej wysokości. W systemie przyporowym ciężar sklepienia krzyżowo-żebrowego nawy głównej jest przenoszony częściowo na filary wewnętrzne, częściowo dzięki zastosowaniu łuków przyporowych ponad dachami naw bocznych na zewnątrz budowli.

Patrząc na te charakterystyczne przypory paryskiej katedry reflektuję. By budować trwale, muszę nieustannie oprzeć swe życie na solidnym gruncie, na skale. Stworzyć z nią jedno. A budować na skale to budować na Chrystusie i z Chrystusem.  I chociaż "wędrując przez życie, może niejednokrotnie nie jesteśmy świadomi obecności Jezusa. Ale właśnie ta obecność, żywa i wierna, obecność w dziele stworzenia, obecność w słowie Bożym i Eucharystii, we wspólnocie ludzi wierzących i w każdym człowieku odkupionym drogocenną Krwią Chrystusa, ta obecność jest niegasnącym źródłem ludzkiej siły" (Benedykt XVI).

Czas wracać do kraju. Jeszcze tylko ostatni rzut oka na majestatyczną Notre Dame. Hmm... żadne inne miejsce w Paryżu nie pamięta wydarzeń sprzed tylu lat. I chociaż materialnych pamiątek pozostało tu bardzo niewiele, to świadomość historii nadaje temu miejscu specjalną aurę, jako kolebki jednego z najpiękniejszych miast świata.