Podróż naznaczona smutkiem

Beata Zajączkowska

|

GN 17/2016

publikacja 21.04.2016 00:00

To był przejmujący dzień, łzy same cisnęły się do oczu – mówił Franciszek, wracając z Lesbos. Papież odwiedził tam obóz dla uchodźców. Zapewnił ich, że nie są sami, i poprosił, by nie tracili nadziei. Świat wezwał do realnego rozwiązania tego największego od czasów II wojny światowej kryzysu humanitarnego.

W porcie Mytilene papieża witali m.in. proszący o pomoc jazydzi, prześladowani w Syrii przez Państwo Islamskie W porcie Mytilene papieża witali m.in. proszący o pomoc jazydzi, prześladowani w Syrii przez Państwo Islamskie
FILIPPO MONTEFORTE /POOL/epa/pap

To była najkrótsza zagraniczna podróż Ojca Świętego – trwała zaledwie 5 godzin. Jej symbolicznym podsumowaniem jest powitanie przez Franciszka na włoskiej ziemi dwanaściorga syryjskich uchodźców, których zabrał ze sobą z Lesbos. To trzy muzułmańskie rodziny. Na razie zamieszkały one w schronisku prowadzonym przez rzymską Wspólnotę św. Idziego. Potem przeniosą się do mieszkań udostępnionych przez Watykan, który wziął na siebie ich całkowite utrzymanie. Wśród zabranych do Włoch rodzin mieli być także chrześcijanie, ale albo nie mieli odpowiednich dokumentów, albo przybyli na wyspę już po podpisaniu porozumienia między UE a Turcją.

Kropla w morzu

Hasan i Nour są inżynierami. W wyniku bombardowań Damaszku stracili nie tylko dom, ale i całą rodzinę. – Uciekliśmy do Europy, by dać lepsze życie naszemu dwuletniemu synowi – mówią, wspominając dramatyczną przeprawę pontonem przez morze. Ramy był nauczycielem, jego żona Suhila krawcową. Mają troje dzieci. Pochodzą z Dajr az-Zaur, miasta w strefie okupowanej przez Państwo Islamskie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.