Kompot, czyli łacińska kompozycja

Marta Woynarowska

publikacja 20.04.2016 11:14

W ciągu ostatnich kilkunastu lat język łaciński niemal zupełnie zniknął z polskich szkół i został drastycznie ograniczony w uczelniach. W szkołach ponadgimnazjalnych na obszarze diecezji sandomierskiej zaledwie w kilku odbywają się lekcje łaciny. O zagrożeniach jakie płyną z tego faktu oraz znaczeniu łaciny dla naszej narodowej tożsamości z dr. hab. Markiem Hermannem, filologiem klasycznym wykładowcą w Jagiellońskim Centrum Językowym Uniwersytetu Jagiellońskiego, autorem książki „O łacinie tylko dobrze. De lingua latina nil nisi bene” rozmawia Marta Woynarowska.

Kompot, czyli łacińska kompozycja - Dzisiaj niestety część osób nie chce lub nie rozumie znaczenia faktu przynależności Polski do wielkiego dziedzictwa łacińskiego i chrześcijańskiego - stwierdza dr hab. Marek Hermann Marta Woynarowska /Foto Gość

Od pewnego czasu, a szczególnie w ostatnich kilku latach zauważalne jest lekceważące podejście do języka łacińskiego, jak i humanistyki.

Dr hab. Marek Hermann: W Polsce w szkołach pondagimnazjalnych kontakt z łaciną ma mniej niż 3 procent uczniów. W dodatku często lekcje łaciny to bardziej nauka historii i kultury antycznej, sentencji łacińskich niż języka łacińskiego. A jeżeli nawet lekcje obejmują samą łacinę to w wymiarze zaledwie jednej godziny tygodniowo. W porównaniu z Europą Zachodnią, gdzie w wielu krajach języka Seneki uczy się ponad 30 procent gimnazjalistów i licealistów, pozostajemy na bardzo, bardzo dalekim szarym końcu. W Niemczech języka łacińskiego uczy się ponad 30 procent uczniów, w Austrii, Szwajcarii nauką łaciny objętych jest ok. 36 procent uczniów. We Włoszech, ale to zrozumiałe, wszak mieszkańcy Italii czują się spadkobiercami Rzymian, języka łacińskiego uczy się ponad 40 procent.

W naszym kraju sukcesywnie odchodzono od nauki łaciny. Im bardziej zmniejszało się grono osób ją znających, tym bardziej nasilało się lekceważące podejście do języka Rzymian.

Wysoce niepokojącym zjawiskiem jest eliminowanie łaciny na studiach prawniczych, a zwłaszcza medycznych. Tak stało się w Collegium Medium Uniwersytetu Jagiellońskiego. Decyzję tę uzasadniano przechodzeniem na język angielski, który współcześnie ma zastąpić łacinę. Tymczasem na międzynarodowych sympozjach naukowych nadal korzysta się z terminologii łacińskiej lub greckiej, stanowiącej bazę do tworzenia nowych słów lub zwrotów medycznych, które trafiają później także do języka angielskiego. Łacina, podobnie jak greka, jako języki neutralne, w przypadku działań międzynarodowych grup badawczych, stanowią idealny materiał do tworzenia nowych terminów, żaden z naukowców nie czuje się bowiem obrażony, z powodu pominięcia jego ojczystej mowy w opisie wynalazku. Stąd stała obecność języka łacińskiego w medycynie światowej. Jak w tej rzeczywistości będą odnajdywać się nasi lekarze trudno powiedzieć, ale z pewnością nie będą mieć ułatwionego kontaktu ze swymi niemieckimi czy amerykańskimi kolegami.

Jakie kroki podejmuje środowisko akademickie w obronie nauki języka łacińskiego w polskich szkołach?

W związku ze zmianą ekipy rządowej i zapowiedziami zmian podstaw programowych dla poszczególnych szczebli szkolnictwa, w ostatnim czasie Polskie Towarzystwo Filologiczne wystosowało do Ministerstwa Edukacji Narodowej pismo, w którym podkreśliło znaczenie nauczania łaciny w kształceniu młodego pokolenia. Nasze narodowe dziedzictwo zakorzenione jest w kręgu tradycji grecko-łacińskiej i chrześcijańskiej. Mówiąc najkrócej – łacina jest naszym kluczem do Europy. Powinniśmy być jako Polacy świadomi, iż nasze członkostwo w Unii Europejskiej wiąże się mocniej z kulturą łacińską przynależną całej cywilizacji zachodnioeuropejskiej niż z dotacjami, dopłatami z unijnych funduszy. Nie dbając o kultywowanie owej kultury, nie dbając o naukę języka łacińskiego, zrywamy nasze więzy z cywilizacją Zachodu i stajemy się częścią kultury Wschodu.

Również my, jako akademiccy wykładowcy języka łacińskiego, zwróciliśmy się z apelem do ministra Jarosława Gowina, by zaprzestano redukowania łaciny na uczelniach wyższych i przywrócono należny jej status na medycynie, prawie, czy filologiach. Niestety w dobie autonomii programowej, kiedy to wydziały mają prawo samodzielnego ustalania podstaw nauczania, często dochodzi do eliminowania łaciny na rzecz innych, moim zdaniem nie zawsze licujących z autorytetem wyższej uczelni przedmiotów.

Już niedługo 10 maja w Polskiej Akademii Umiejętności w Krakowie z inicjatywy prof. Stanisława Stabryły odbędzie się konferencja panelowa z udziałem filologów, historyków, a nawet przedstawicieli nauk ścisłych. Temat będzie dotyczył naturalnie potrzeby nauczania łaciny w szkołach ponadgimnazjalnych oraz na uczelniach wyższych.

W ostatnich dniach bardzo wiele mówiono o znaczeniu przyjęcia chrztu przez Mieszka I, podkreślając przede wszystkim jego wymiar religijny. Tymczasem decyzja księcia miała także drugie znaczenie.

Chrzest księcia Polan nie tylko związał nasz kraj z wiarą chrześcijańską ale otworzył przed nim drzwi do Europy żyjącej od stuleci kulturą antyczną. Poprzez chrystianizację wkroczyliśmy w krąg cywilizacji zachodnioeuropejskiej łącząc się tym samym z kulturą rzymską i grecką. Należy bowiem podkreślić, iż cała spuścizna starożytnej Grecji – w tym literatura, filozofia – trafiła do nas poprzez Rzym. Wszak to Rzymianie przejmując oraz adaptując dorobek Greków zachowali go i przekazali późniejszym wiekom. Polska, przyjmując chrzest via Czechy z Wiecznego Miasta, stała się państwem na którym kończy się kultura zachodnioeuropejska. Dzisiaj niestety część osób nie chce lub nie rozumie znaczenia faktu przynależności Polski do wielkiego dziedzictwa łacińskiego i chrześcijańskiego. Chętnie więc rezygnują z nauki języka łacińskiego w szkołach i uczelniach wyższych, skazując nas tym samym na marginalizację i sytuowanie na peryferiach cywilizowanego świata.

Wejście w krąg kultury łacińskiej mocno zaznaczyło się w naszym rodzimym języku.

Zenon Klemensiewicz, w swym fundamentalnym dziele – „Historii języka polskiego” – podaje, iż około 30 procent terminów obecnych w polszczyźnie wywodzi się z języka greckiego bądź łacińskiego. Jest to zatem pokaźny zasób słownictwa. W przypadku polszczyzny, proces jej kształtowania przebiegał podobnie jak w przypadku języka łacińskiego. Rzymianie epoki archaicznej, zanim zaczęli tworzyć w swojej mowie, poznawali grekę, tłumaczyli dzieła pisarzy, myślicieli helleńskich. Dokonali w ten sposób recepcji wielu terminów greckich. Porównywalne zjawisko zaszło w języku polskim. Zanim w dobie odrodzenia polszczyzna na trwałe zdobyła swe miejsce w literaturze, przez kilka wieków nasi pisarze, kronikarze, wreszcie urzędnicy posługiwali się łaciną. Musiało to siłą rzeczy znaleźć swe odbicie nie tylko we wspomnianym słownictwie, ale również gramatyce czy stylistyce.

Zresztą, należy podkreślić, że łacina z naszej rodzimej literatury nie zamierzała szybko zniknąć. Jan Kochanowski np. większość swej spuścizny pozostawił w języku Cycerona. Zresztą i po nim w wieku XVI i XVII znaczna część poetów, pisarzy nadal tworzyła po łacinie.

Czy język łaciński rzeczywiście można uznać za martwy?

Przyjęło się nazywać łacinę językiem martwym. Jeżeli za kryterium przyjęlibyśmy konieczność istnienia narodu, dla którego byłaby mową ojczystą, to owszem, można łacinę uznać za martwą. Ale pamiętajmy, że np. hebrajski był przez setki lat martwy, a jednak został wskrzeszony i stał się językiem urzędowym Izraela. Być może także łacina kiedyś się odrodzi, zwłaszcza że od czasu do czasu pojawiają się inicjatywy, by wprowadzić ją np. do Parlamentu Europejskiego. Łacina nie jest jednak językiem całkiem martwym, gdyż zarówno w państwach zachodnich, jak i u nas prowadzone są zajęcia z łaciny żywej. W Poznaniu tego typu konwersatoria z łaciny mówionej prowadzi np. pan Marcin Loch, doktorant Instytut Filologii Klasycznej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Niedawno odbył on cykl zajęć w krakowskiej Akademii Ignatianum.

Będąc w Rzymie można spotkać przewodników oprowadzających wycieczki w języku łacińskim. Poza tym np. w Niemczech ukazują się czasopisma w języku łacińskim, a w Finlandii działa stacja radiowa nadająca kilkuminutowe wiadomości po łacinie.

Czyli łacina wciąż żyje. Ale chciałabym zapytać, czy można znaleźć jakiś wspólny punkt łączący język łaciński z naszą zinformatyzowaną rzeczywistością?

Ależ naturalnie, że tak. Większość terminów informatycznych wywodzi się z łaciny. Chociażby komputer ma swój źródłosłów w czasowniku computo, oznaczającym: rachować, obliczać. Z języka łacińskiego pochodzą również określenia: klawiatura – od clavis, czyli klucz, monitor od moneo (przypominam), spacja od spatium (odległość), enter od intro (wchodzę) i można by tak jeszcze długo wymieniać. Pozostałość łacińskiego dziedzictwa w słownictwie technicznym jest niezwykle bogata.

Czy łacina jest dzisiaj potrzebna?

Ba! Każdy wykształcony człowiek, aspirujący do grona elity intelektualnej winien znać łacinę, choćby w jej podstawowym wymiarze. Bez tego trudno sobie uświadomić proces kształtowania się i budowę swego ojczystego języka. Chodzi również o znajomość etymologii wielu terminów, jakimi posługujemy się na co dzień. Mamy takie słowa jak np. brawo, wywodzące się od barbarzyńcy, toaleta od łacińskiego tela (tkanina), kompot od compositum (kompozycja), które są obecne w naszym codziennym języku, a których pochodzenia nawet się nie domyślamy.