Co najmniej 72 osoby, w tym aż 29 dzieci, zginęły, gdy zamachowiec samobójca wysadził się w mieście Lahore. Duży odsetek ofiar stanowili chrześcijanie. Do zamachu przyznali się talibowie. Podkreślili, że świadomie wzięli na celownik wyznawców Chrystusa.
Wśród rannych w zamachu w Lahore było wiele dzieci
OMER SALEEM /epa/pap
W 10-milionowym Lahore – drugim największym mieście Pakistanu – żyje spora społeczność katolicka. Stanowi około 6 proc. mieszkańców. W pogodną niedzielę setki rodzin wybrały się świętować Wielkanoc do parku i wesołego miasteczka Gulshan-e-Iqbal. Zamachowiec samobójca zdetonował ładunek obok placu zabaw.
Zawsze gdy wychodzą na jaw kolejne przypadki prześladowań chrześcijan w Pakistanie, wydaje się, że gorzej już być nie może i kraj uważany za sojusznika Zachodu w globalnej wojnie z terroryzmem musi w końcu zagwarantować wyznawcom Chrystusa ochronę elementarnych praw. Niestety, sytuacja nieustannie się pogarsza. Terroryści zapowiadają kolejne ataki, a biorąc pod uwagę słabość rządu i bezwzględność ekstremistów, którzy potrafili już z zimną krwią zastrzelić ponad setkę dzieci ze szkoły podstawowej, jest się czego bać.
O tym, jak niechętne mniejszościom religijnym są nastroje społeczne w Pakistanie, świadczą też potężne demonstracje przetaczające się w marcu przez cały kraj. Przebiegały one pod znakiem solidarności ze skazanym na śmierć islamskim fanatykiem Momtazem Qadrim. W 2011 r. zastrzelił on gubernatora stanu Pendżab Salmara Tahseena. Urzędnik ten znany był z kampanii na rzecz likwidacji tzw. prawa o zniesławieniu (z ang. blasphemy law) – represyjnej ustawy wymierzonej w mniejszości religijne, głównie w chrześcijan.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.