Droga Światła

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 15/2016

publikacja 07.04.2016 00:00

Duchowość paschalna z trudem toruje sobie drogę. Może dlatego, że podobnie jak owi uczniowie z Emaus mamy serca „nieskore do wierzenia”? Czy Droga Światła stanie się kiedyś tak popularna jak Droga Krzyżowa?

Droga Światła Henryk Przondziono /foto gość

Może ks. Jacek Stryczek musiałby pomyśleć, czy nie da się opatentować jakiejś „ekstremalnej” Drogi Światła. Zanim to nastąpi, byłoby dobrze, gdyby udało się Drogę Światła uczynić „normalnym” regularnym nabożeństwem, odbywającym się w parafiach podczas liturgicznego czasu wielkanocnego, czyli od Wielkanocy do Zesłania Ducha Świętego. Te pięćdziesiąt dni to najbardziej radosny czas w Kościele, chrześcijański karnawał. Mamy jednak kłopot z celebrowaniem radości. Łatwiej celebrować smutek, ból, żal. Dlaczego tak jest?

Nie chodzi o „keep smiling”

Powód podstawowy jest prosty. O wiele łatwiej uwierzyć w śmierć Jezusa na krzyżu niż w zmartwychwstanie, bo ze śmiercią spotykamy się ciągle wokół nas. Zamachy w Brukseli, w Pakistanie, śmierć ks. Kaczkowskiego Cierpienie, samotność, niesprawiedliwość – tego doświadczamy znacznie częściej niż radości i wspólnoty. Albo przynajmniej tak się nam wydaje. Kultura współczesna jest przeniknięta bardziej nihilizmem niż nadzieją. Jest to właściwie kultura maskowania czy neutralizowania rozpaczy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.