Gotowi na czas „W”

Jakub Jałowiczor

|

GN 14/2016

publikacja 31.03.2016 00:15

Ja już z żoną ustaliłem: w razie „W” ona wyjeżdża, ja zostaję – mówi Rafał Zandberg. Na razie strzela głównie z replik, a nie z prawdziwej broni. Jednak nie jest to tylko zabawa. Rafał i podobni mu miłośnicy wojskowości już niedługo będą mogli zasilić szeregi Obrony Terytorialnej.

 Trening strzelecki na polanie w Puszczy Kampinoskiej.  Kulka z ASG nie zabije,  ale oczy trzeba chronić  za pomocą okularów Trening strzelecki na polanie w Puszczy Kampinoskiej. Kulka z ASG nie zabije, ale oczy trzeba chronić za pomocą okularów
Jakub Szymczuk

Ma męża i osiemnastoletnią córkę. Pracuje jako event manager w warszawskiej korporacji. Jest drobnej budowy, jasne włosy kryje czapka, choć może bardziej przydałby się hełm. Raz tak skoncentrowała się na celowaniu w nieprzyjaciela, że nie zauważyła, że i w nią ktoś mierzy. Dostała prosto w czoło. Burza wstąpiła do Sekcji we wrześniu zeszłego roku. Po co? Chciała spędzać czas z mężem i zrozumieć, co takiego fascynuje go w bieganiu po lesie z karabinem strzelającym plastikowymi kulkami. Ale był i drugi powód. – Widzę, co się dzieje we Francji. Chcę umieć się obronić – wyjaśnia.

Partyzanci z Kampinosu

Czas akcji: piątek wieczorem. Każdy, niezależnie od pory roku. Miejsce: Puszcza Kampinoska. Sosnowy las, teren na przemian piaszczysty i bagienny, pozostałości bunkrów i leje po bombach powstałe jeszcze w czasie II wojny światowej – słowem wszystko, co potrzebne. Oprócz strzelnicy, ale tę członkowie Sekcji urządzili sami. Wystarczyły polana, kilka słupków i zawieszone na nich kartki, na których widnieją dwie litery T. Mniejsza symbolizuje korpus, większa głowę. Tak samo wyglądają tarcze strzeleckie dla żołnierzy, przynajmniej tych początkujących. Nie ma na nich sylwetki człowieka, bo nie chodzi o to, żeby rekrut rozbudzał w sobie agresję, tylko żeby uczył się techniki strzeleckiej. Sekcja należy do stowarzyszenia ObronaNarodowa.pl. Tam nosi nazwę Drużyna 8., a na ćwiczenia przychodzi 14 osób. Na własnych treningach Sekcji frekwencja bywa nieco wyższa. Większość członków grupy ma przynajmniej 35 lat. Jeden jest menedżerem w banku, inny w firmie telekomunikacyjnej, są też trener personalny i wojskowy sanitariusz, weteran misji zagranicznych. Jemu nie trzeba tłumaczyć, co to wojsko. Sam dzieli się wiedzą z kolegami. Jednak to nie on stoi na czele Sekcji. Kieruje nią Rav, prywatnie absolwent SGGW i właściciel firmy ogrodniczej. Naprawdę nazywa się Rafał Zandberg, ale wzorem sił specjalnych w grupie nie używa się imion, tylko pseudonimów. Nawet poza ćwiczeniami.

Godzina czwarta minut trzydzieści

Rav, mimo słusznej postury, nie wygląda groźnie. Ale lubi walczyć. Kiedyś trenował siatkówkę. – To też była walka – z rywalem i ze sobą – tłumaczy. Potem, już amatorsko, ćwiczył szermierkę bronią historyczną. Później przerzucił się na paintball i strzelanie z ASG, czyli replik broni miotających małe kulki. Kiedyś wspólnie ze znajomymi na prywatnej działce zbudował poligon z przeszkodami. Zaangażował się też w działania grupy miłośników militariów tworzoną przez ludzi z Kościoła Zielonoświątkowego. To miała być męska przygoda dla ojców i synów. Z tej grupy wyrosła Sekcja. Rav był też w regularnym wojsku. Zgłosił się na przeszkolenie i trafił do jednostki. Nie do końca wiedział, na co idzie. Doświadczenie przydało się, ale wspomina je bez zachwytu. Przyjechali ludzie z całej Polski. Kilka osób odpadło, bo dopiero na miejscu urządzono komisję lekarską, a niektórzy mieli nadwagę czy wady serca.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.