Komitet coraz bardziej gniewny

GN 14/2016

publikacja 31.03.2016 00:15

Jeden z głównych przeciwników obecnego rządu – Komitet Obrony Demokracji – ma ambicję być nowym graczem na polskiej scenie politycznej. Jak wygląda nowy ruch cztery miesiące po powstaniu? Czy jest ukrytą partią polityczną, czy mieści się w granicach ruchu obywatelskiego?

Komitet Obrony Demokracji założył Mateusz Kijowski – informatyk i uczestnik wielu akcji społecznych, niekiedy dość kontrowersyjnych Komitet Obrony Demokracji założył Mateusz Kijowski – informatyk i uczestnik wielu akcji społecznych, niekiedy dość kontrowersyjnych
Rafał Guz /PAP

Dość powszechnie powstanie Komitetu Obrony Demokracji kojarzy się ze sporem o Trybunał Konstytucyjny. Ale mało kto wie, że ideę powołania KOD rzucił już 18 listopada 2015 r., czyli dwa dni po powstaniu rządu PiS, Krzysztof Łoziński, były współpracownik KOR, a potem działacz podziemia „Solidarności” z lat 80. Na forum portalu „Studio opinii” postawił on tezę, że rządy PiS będą zagrożeniem dla demokracji. Według Łozińskiego potrzebny był ruch społeczny, który przeciwstawi się polityce PiS na wzór idei „siły bezsilnych” Václava Havla. Już następnego dnia pojawił się profil na Facebooku o nazwie Komitet Obrony Demokracji, który założył Mateusz Kijowski – informatyk i uczestnik wielu akcji społecznych, niekiedy dość kontrowersyjnych. Kijowski był jedną z twarzy akcji „Stop gwałtom”, której zwolennicy fotografowali się w spódnicach, uważając to za sposób okazania solidarności z kobietami.

Grupa chętnych do założenia ruchu spotkała się w końcu listopada w Warszawie i stworzono stronę internetową KOD. A już 2 grudnia, czyli dwa tygodnie później, ogłoszono listę 21 osób, które podjęły się zorganizownia ruchu. Z poparciem dla nowej formacji pospieszyli reżyserzy Andrzej Wajda i Agnieszka Holland, znani aktorzy Robert Więckiewicz i Daniel Olbrychski czy wreszcie lewicowi i ostentacyjnie laiccy naukowcy, tacy jak Jan Hartman. 
 

Sami swoi

Pierwsza demonstracja KOD pod Trybunałem Konstytucyjnym 12 grudnia zaskoczyła wszystkich pokaźną frekwencją. Komitet według policji zgromadził ok. 15 tys. uczestników, choć ratusz informował, że było ich 50 tys. Liczebność kolejnych marszów KOD będzie odtąd częstym obiektem sporów. Inne dane podaje policja, a inne urzędnicy ratusza. I jedne, i drugie bywają kwestionowane. Zwolennicy KOD sugerują, że dane policji podlegającej ministrowi z PiS są zaniżane, z kolei inni powątpiewają w bezstronność rachub magistratu, którym kieruje Hanna Gronkiewicz-Waltz z Platformy Obywatelskiej. Najbardziej prawdopodobna wydaje się ocena, że liczebność warszawskich demonstracji KOD oscylowała dotąd w okolicach 18–30 tys. uczestników, choć pamiętać należy, że parokrotnie towarzyszyły im mniejsze, liczące od paruset do 4 tys. osób wiece w wielu miastach Polski oraz w Europie Zachodniej i USA.

Pierwsza demonstracja zaskoczyła wielkością, ale nie spełniły się nadzieje na efekt „kuli śniegowej”. Największa akcja, która odbyła się 28 lutego, najprawdopodobniej zgromadziła ok. 70 tys. osób. Znów pamiętać należy, że zjechali się na nią zwolennicy KOD i partii opozycji z całego kraju.  Na razie to maksimum możliwości KOD. Widać ponadto, że jest to ruch ludzi raczej w średnim i starszym wieku, z niewielkim udziałem młodzieży. Ta ostatnia cecha manifestacji była niemiłym zaskoczeniem dla mediów kibicujących nowej inicjatywie.

KOD skupił się na dwóch hasłach: obrony Trybunału Konstytucyjnego i obrony wolności mediów publicznych. Oddolny nurt to wyśmiewanie prezydenta Andrzeja Dudy. Nowym akcentem była niedawno obrona Lecha Wałęsy przed „publicznym linczem”, choć tu już trudno było wykazać udział PiS w aferze wywołanej przez Marię Kiszczak, osobę bardzo odległą od prawicy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.