Fascynująca przygoda otwartości

Andrzej Macura

publikacja 14.03.2016 14:00

X Zjazd Gnieźnieński dzień trzeci. Subiektywnym okiem uczestnika.

Fascynująca przygoda otwartości Świadomość chrześcijańskich korzeni i wdzięczność za przebyte już etapy duchowej drogi umacniają nas w przekonaniu, że postęp człowieka i całych społeczeństw wcale nie musi oznaczać głębokiej sekularyzacji - głosi przesłanie Zjazdu Gnieźnieńskiego Andrzej Macura

Górskie doliny... No cóż, bywają niezwykle urokliwe. Można się w jakiejś konkretnej zakochać i ciągle do niej wracać. Ale wystarczy wyjść wyżej, na zamykającą ją przełęcz, żeby zobaczyć, że poza nią też jest świat. Że są granie, szczyty i przede wszystkim dziesiątki innych, czasem nawet piękniejszych dolin. Paradoksalnie, to pewien kłopot. Nie można być w każdym z tych miejsc równocześnie. Trzeba żyć z ciągłą świadomością, że codziennie mnóstwo piękna gdzieś ulatuje nie sycąc wcześniej naszych oczu i serca. Ale człowiek nie łudzi się wtedy, że ta jego ukochana dolina jest jedyną na świecie, w której można doświadczyć dotyku piękna. I podobnie jest z otwartością. Nie przeszkadza przeżywać swojego tu i teraz, choć uczy pewnego dystansu.  Pozwala też jednak widzieć, że gdzie indziej też może być mądrość, dobro, prawda i piękno.

Dlaczego o tym piszę? Trzeci, ostatni dzień Zjazdu Gnieźnieńskiego bardziej niż poprzednie był otwarciem na to, co inne. Uświadamiał, że do tego, co jest naszych chlebem powszednim, możemy mieć jakiś dystans. I że poza tym naszym tu i teraz są też gdzie indziej całkiem spore pokłady mądrości, dobra, prawdy i piękna.

Chrześcijanie w oczach innych

Jeśli czasem zastanawiam się, czy dialog z innymi religiami ma sens, to pierwsza z niedzielnych sesji z Zjazdu Gnieźnieńskiego pokazała, że na pewno. Żyd – prof. Stanisław Krajewski, żydowski współprzewodniczący Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów oraz muzułmanin, Andrzej Saramowicz, współprzewodniczący Rady Wspólnej Katolików i Muzułmanów odpowiadali w niej na pytania o Boga i ich odbiór chrześcijan.

Pierwszy z nich przepięknie wyjaśniał pozorny paradoks, jakim jest fakt, że Bóg jest zarówno sprawiedliwy, jak i miłosierny. Tak, gdyby Bóg był rzeczą, te dwie Jego cechy byłyby ze sobą sprzeczne. Ale Bóg jest osobą – przypomniał. Jest jak matka, która kocha swoje dzieci, ale czasem musi też wymierzyć im sprawiedliwość. I jeśli Bóg o coś się modli (!), to, jak w jednej z talmudycznych opowieści, żeby jego miłosierdzie przeważyło nad sprawiedliwością.

Za co ceni chrześcijan? Za to, że dzięki nim biblijne historia i biblijne kategorie są teraz częścią kultury całego świata. Dzięki chrześcijanom cały świat dowidział się, że Bóg Izraela jest jedynym prawdziwym Bogiem. Chrześcijanie nie są tylko przyjaciółmi Żydów, są ich jedynymi przyjaciółmi. A po drugie, wyjaśniał  indagowany, fascynujące są niektóre aspekty nauczania Jezusa. Na przykład myśl o nadstawianiu drugiego policzka.

To, co pana Krajewskiego w chrześcijanach irytuje, to, po pierwsze, poczucie pewnego imperializmu chrześcijańskiego, braku pokory. A po drugie, przemożna chęć traktowania żydów jako instrumentu wzmacniania chrześcijaństwa. No i po trzecie, w jego odczuciu żydzi trochę boją się prób nawracania ich.

Muzułmanin Andrzej Saramowicz mówiąc o Bogu zwrócił między innymi uwagę na powtarzane przez jego współwyznawców twierdzenie, że islam jest jedyną prawdziwą religią. Tyle, że  islam znaczy poddanie się Bogu. Jeśli się to rozumie okazuje się, że prawdziwą religią jest.. poddanie się Bogu. Brzmi całkiem ciekawie, prawda?

Co w chrześcijaństwie ceni? Fakt, że chrześcijaństwo było zdolne do zbudowania wspaniałej cywilizacji. To, że przechowując naukę Jezusa chrześcijanie potrafią ciągle dostosowywać ją do zmieniających się warunków świata. Muzułmanie – zauważył – chcąc być wierni Mahometowi często próbują cofnąć czas. Dalej,  fascynuje go papież Franciszek, który jest dla niego wielki autorytetem; podoba mu się to, że u katolików istnieje „władza centralna”, fascynuje praktykowanie miłosierdzia i nawet fakt istnienia życia zakonnego. I jeśli coś mu się nie podoba, to coś obecnego w każdej religii: przeświadczenie, że to my mamy monopol na prawdę.

Pan Saramowicz zwrócił też uwagę na jeszcze jedno: że na stosunku wyznawców islamu do chrześcijaństwa ciąży fakt, że kojarzy się ono z potęgą państw zachodniego świata.  Niestety.

Otwarte drzwi Kościoła

Otwartości, choć już nieco inaczej, poświęcona była ostatnia sesja Zjazdu.

Nie możemy otworzyć drzwi Kościoła (czy kościoła) i czekać. Trzeba wyjść na ulice i opłotki i „zmuszać” do wejścia, jak jest powiedziane w przypowieści o uczcie – stwierdził w swoim wystąpieniu w kolejnej sesji niedzielnej kardynał Kazimierz Nycz. Oczywiście zmusić tak naprawdę nie możemy, ale na pewno powinniśmy zachęcać. To nasz obowiązek – wyjaśnił. Myślę, że to ważne stwierdzenie w kontekście pokusy uprawiania jedynie „duszpasterstwa statycznego”. Przecież, choć wiara jest łaską, to raczej nie działa w próżni. Można stać się jej narzędziem.  Kardynał zwrócił jednak jeszcze uwagę na jedną ważną rzecz: dla grzesznika te otwarte drzwi Kościoła to drzwiczki konfesjonału.

W wystąpieniu Metropolity Warszawskiego nie zabrakło też odniesień do szeroko dyskutowanego dziś problemu przyjmowania uchodźców i ekonomicznych emigrantów spoza Europy. Jako że temat jest drażliwy z góry proszę, by w ewentualnych dyskusjach odnieść się raczej do oficjalnego tekstu wystąpienia abp. Nycza, a nie mojego  zwyczajnego uczestnika Zjazdu, subiektywnego odbioru.

Zdaniem Kardynała, podobnie jak tego Bóg domagał się od Izraela,  mamy obowiązek zwyczajnej ludzkiej życzliwości. Tym biednym i nieszczęśliwym ludziom zwyczajnie trzeba pomagać. I to pomagać tak, by każdy czuł się potraktowany jak człowiek, nie przedmiot. Z drugiej strony społeczeństwa powinny jednak móc jasno określić minimum tego, czego od uchodźców oczekują. Potrzebujemy odpowiedzialnej polityki miłosierdzia – stwierdził. To znaczy uwzględniającej też prośby Franciszka (i w sumie biskupów Bliskiego Wschodu) by pomagać teżz tym, którzy chcą u siebie zostać. No i uwzględniającej także, że i to, że nie chodzi po przyjęcie pojedynczych grup emigrantów i uchodźców, ale całej ich ogromnej rzeszy.

Mamy dziś zamknięte Kościoły, a jeśli otwarte, to tylko do nich przedsionki. Bo boimy się wandali i złodziei. Dawniej kościoły były otwarte, bo bronili ich ci, którzy się w nich modlili. Dziś...  Może właśnie bylejakość naszego chrześcijaństwa powoduje, że chcemy się zamykać przed obcymi? Bo zwyczajnie boimy się, że się przed nimi nie obronimy? W moim odczuciu ta wypowiedziana juz pod koniec wystąpienia przez kardynała Nycza refleksja najlepiej charakteryzuje stan naszego chrześcijaństwa....

Jak może nawracać się Kościół?

Dyskusja, jaka miała miejsce po referacie Metropolity Warszawskiego dotknęła chyba najświeższych problemów polskiego Kościoła. Paneliści najpierw próbowali odpowiedzieć na pytanie, dlaczego taki sprzeciw wśród samych katolików budzi papież Franciszek?

Chyba dlatego, że Franciszek jest wierny Ewangelii. Jezus krytykował i był krytyczny. Budził sprzeciw. Franciszek też budzi, bo stara się żyć według Ewangelii – twierdził w dyskusji o. Paweł Kozacki OP. Krytyka Franciszka to krytyka uczonych w Piśmie i faryzeuszy.

Ks. prof. Dariusz Kowalczyk zwrócił uwagę, że właściwie wszyscy ostatni papieże byli przez część Kościoła mocno krytykowani. Za różne rzeczy. I zasadniczo zgodził się z tezą, że krytyka papieża Franciszka spowodowana jest brakiem chęci nawrócenia. Wskazał też jednak na problem, że wystąpienia papieża Franciszka budzą czasem dezorientację; bo zdaje się on krytykować działania ludzi głęboko wierzących i działających z dobrej woli. Podobnie z krytykującymi papieża księżmi: bo on traktuje ich czasem dość szorstko. Jest też jeszcze inny ważny powód niechęci niektórych wierzących do obecnego papieża: niektórym ludziom Franciszek się podoba, bo wydaje się im, że niczego od nich nie wymaga, a oni nie chcą się zmieniać. A tych, którzy się starają coś ze sobą robić boli.

Paweł Milcarek (uznał że jest bliski poglądom ks. Kowalczyka) zwrócił z kolei uwagę na zamieszanie z tym, co powiedział a czego nie powiedział papież. No i zwrócił uwagę na to, że ludzie dalecy od wiary słysząc krytykę ludzi Kościoła cieszą się: to oni (wierzący) mają się nawracać, my nie musimy. Na co o. Kozacki zripostował, że i Jezus od celników i grzeszników zdawał się nie wymagać, a faryzeuszy i celników się czepiał....

Trudno nie zauważyć tych różnych racji. Dobrze, że zastanawiając się nad nimi nie skupiamy się na upraszczających i przez to krzywdzących odpowiedziach...

Paneliści odpowiadali też na pytanie o stosunek do uchodźców. Ks. Kowalczyk zwracał uwagę na ogromną skalę zjawiska, przypominającą bardziej wędrówkę ludów, niż zwykłą emigrację. Przypomniał też słowa prezydenta Dudy, że oni nie bardzo chcą przyjeżdżać do Polski, więc trudno ich u nas przyjmować i na siłę trzymać. Dr Maria Rogaczewska, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego zwróciła uwagę na potrzebę zmiany języka wypowiadających się w sprawie uchodźców. Jej zdaniem jest to często język nienawiści, a to przecież też ludzie, nasi bliźni.

Zdaniem dr Milcarka z kolei powinniśmy zwrócić uwagę na to, by nie potępiać tych, którzy starają się dobrze rozeznać czy i na jakich warunkach uchodźców przyjmować. I zwrócił uwagę, że o ile konieczność przyjęcia tych, którzy uciekają przed wojną nie powinno budzić wątpliwości, o tyle już inaczej z tymi, którzy przyjeżdżają do Europy w poszukiwaniu lepszych warunków ekonomicznych. O. Kozacki wskazał zaś na uzasadniony strach przez zalewem emigrantów: Polacy jeżdżą po świecie i widzą, że Europa nie poradziła sobie z dotychczasową emigracją. I boją się, że u nas będzie podobnie. Z drugiej zaś strony – stwierdził – trzeba nam ciągle pytać, kto jest naszym bliźnim. I widzieć w tych uchodźcach i emigrantach ludzi, którzy potrzebują pomocy.

Padło i trzecie pytanie do panelistów. O nawrócenie pastoralne. Ale... To już zostawmy :)

Wiele myśli, wiele wskazań. Po co był Zjazd Gnieźnieński? Otwierając go prymas Polak powiedział, że dla umocnienia Nowego Człowieka. Jako uczestnik tego spotkania, w którym uczestniczyło wielu ludzi z różnych krajów, także zza naszych wschodnich granic  muszę stwierdzić, że choć nie wiem na ile ten cel udało się osiągnąć, to na pewno warto w czymś takim uczestniczyć.