Niebo i człowiek - niech będą jedno

Agata Combik

|

Gość Wrocławski 11/2016

publikacja 10.03.2016 00:15

- Odtąd ludzi będziesz łowił - oznajmił Jezus rybakowi na brzegu jeziora. - Odtąd mosty między ludźmi będziesz wznosił - usłyszał pewien maturzysta, stojąc niemal na progu politechniki. O ich budowie i nowych wyzwaniach w rozmowie z Agatą Combik opowiada nowy biskup pomocniczy z Wrocławia Jacek Kiciński CMF.

Ojciec Jacek Kiciński na tatrzańskich szlakach, między niebem a ziemią Ojciec Jacek Kiciński na tatrzańskich szlakach, między niebem a ziemią
Archiwum prywatne biskupa nominata

Agata Combik: Jedność i miłosierdzie – tymi słowami najczęściej opisuje się sylwetkę Biskupa Nominata.

Biskup nominat o. Jacek Kiciński CMF: Jako moje biskupie zawołanie wybrałem słowa „Ut unum sint” – „Aby byli jedno”. Pochodzą z modlitwy arcykapłańskiej Jezusa, taki jest również tytuł jednej z encyklik św. Jana Pawła II. Myślę, że potrzeba jedności to współczesny znak czasu. Widzimy, jak bardzo jest ona z różnych stron zagrożona. Słowa „Aby byli jedno” towarzyszą mi od dawna. Wszelkie moje działania, inicjatywy mają na celu przede wszystkim jedność Kościoła – objawiającą się w różnorodności. Chodzi o jedność z Ojcem Świętym, z biskupem ordynariuszem, kapłanami, osobami konsekrowanymi i wszystkimi wiernymi. Być biskupem jedności i biskupem miłosierdzia – tak postrzegam swoją misję.

Młodzieńcze marzenia Ojca dotyczące wznoszenia przepraw przez rzekę w pewien sposób się zrealizowały.

Tak, przełożyły się na budowanie mostów między ludźmi. Rzeczywiście myślałem swego czasu o studiach na Politechnice Poznańskiej, a w przyszłości o budowaniu mostów. Pochodzę z niewielkiej wioski, Żeronice-Ugory, położonej niedaleko miasta Turek, w którym ukończyłem technikum mechaniczne. Uczyłem się obróbki skrawaniem, poznając jej kolejne etapy: obróbkę wstępną, zgrubną i wykańczającą. Co ciekawe, potem przyszło mi pracować przy formacji – a więc duchowej „obróbce” – ludzi na różnych etapach drogi zakonnej i kapłańskiej, począwszy od postulatu. Zainteresowania naukami ścisłymi okazały się, jak sądzę, bardzo przydatne w mojej posłudze. Techniczne myślenie uczy szybkiego tworzenia syntezy, całościowego spojrzenia.

Długie lata posługi wśród osób konsekrowanych o najróżniejszych charyzmatach były pewnie dobrą szkołą budowania jedności w różnorodności.

Tak, posługiwałem zresztą w wielu różnych środowiskach. Pracowałem w duszpasterstwie parafialnym, uczestniczyłem w formacji kleryków, towarzyszę osobom zakonnym, ale i świeckim. Jestem duszpasterzem postakademickiej wspólnoty Wawrzyny Plus, prowadziłem wiele rekolekcji, misji parafialnych, dni skupienia. To wszystko zostawia w sercu ogromne bogactwo.

Ojciec raz po raz odwołuje się do słów św. Bernarda, które co prawda dotyczą zakonów, ale pewnie można je odnieść też do innych powołań…

Św. Bernard pisał: „Pod względem obserwancji jestem członkiem jednego z nich, ale w miłości należę do wszystkich. Wszyscy potrzebujemy siebie nawzajem: duchowe dobro, którego nie posiadam, otrzymuję od innych (…). Tutaj, na ziemi wygnania, Kościół (…) wciąż jest wieloraki: jest jednolitą wielością i wieloraką jednością. I wszystkie nasze odmienności, które objawiają bogactwo darów Bożych, będą istnieć także w jedynym domu Ojca, gdzie jest mieszkań wiele”. Te słowa są rzeczywiście takie bardzo „moje”. Kościół powinien być szkołą komunii.

Przeglądając tytuły prac naukowych, widać, że zainteresowania Ojca dotyczą spraw związanych z relacjami międzyosobowymi, począwszy od przyjaźni – praca magisterska jej właśnie była poświęcona („Koleżeństwo i przyjaźń u młodzieży szkół średnich”).

Najpierw w centrum mojej uwagi znalazła się przyjaźń – nawiązanie relacji. Pracę doktorską poświęciłem celibatowi w życiu kapłańskim, rozprawa habilitacyjna dotyczyła formacji zakonnej („Powołanie – Konsekracja – Misja. Personalistyczny wymiar teologii życia konsekrowanego w świetle współczesnego Magisterium Kościoła”), a książka profesorska – duchowości misji współdzielonej. Ten ostatni temat, w skrócie rzecz ujmując, dotyczy „bycia razem” w Kościele osób idących drogami różnych powołań. Każdy ma zachowywać swoją tożsamość powołaniową – kapłańską, zakonną, świecką – ale zmierzamy w jednym kierunku. Jak pisałem już w rozprawie habilitacyjnej: „Ta wizja komunii jest ściśle związana ze zdolnością chrześcijańskiej wspólnoty do otwierania się na wszystkie dary Ducha Świętego. Tak pojęta wzajemność niesie ze sobą gotowość do współdzielenia się z innymi i pragnienie, aby drudzy dzielili się z nami. Oznacza dynamikę dawania i otrzymywania, miłowania i bycia miłowanym”.

Z ust Ojca usłyszeć można często słowa „osoba”, „relacja”, „więź”.

W duszpasterstwie, jak i w pracy naukowej, zawsze patrzę przede wszystkim na człowieka, na konkretną osobę. Wprowadzam rozróżnienie pomiędzy „relacją” a „więzią”. Jeśli chodzi o Pana Boga, musimy nawiązać z Nim osobową więź – coś bardzo osobistego, niepowtarzalnego, intymnego; z człowiekiem natomiast tworzymy relacje. Tym piękniejsze, im głębsza nasza więź z Panem.

Słuchacze Ojca wykładów pamiętają zachęty do wierności lectio divina i słowa o „towarzyszeniu Jezusowi”.

Więź z Bogiem i słuchanie Go prowadzi do słuchania człowieka. Zachęcam do wierności lectio divina, modlitewnemu rozważaniu słowa Bożego. Bliska mojemu sercu zasada brzmi: „Jeśli chcesz ewangelizować innych słowem Bożym, pozwól, aby najpierw słowo Boże ciebie zewangelizowało”. Pierwszym obszarem ewangelizacji jestem ja sam. Na kartach Nowego Testamentu widać wyraźnie proces formacji ucznia Jezusa. Ewangelia mówi, że Jezus „przywołał do siebie tych, których sam chciał, a oni przyszli do Niego”. Po co? „aby Mu towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki (…) (Mk 3,13n). Najpierw: aby Mu towarzyszyli, aby z Nim byli. On ich nauczał, wyjaśniał sprawy królestwa Bożego, a dopiero potem posyłał. Można powiedzieć, że posłanie jest efektem końcowym spotkania z Jezusem, przylgnięcia do Niego. Moim zadaniem, również jako biskupa, jest najpierw bycie z Nim. Jeśli będę miał czas dla Jezusa, na pewno będę miał czas dla tych, do których Pan Bóg mnie posyła.

Pozostanie Ojciec duchowym synem św. Antoniego Marii Clareta?

Oczywiście. Rodzina jest jedna. Ona zawsze człowiekowi towarzyszy, nawet jeśli się z niej wychodzi. Kościół jest domem, w którym jest wiele mieszkań. „Klaretyńskie” mieszkanie zawsze pozostanie moim. To jest również wspaniałe zaplecze modlitewne, środowisko, na którego życzliwe wsparcie zawsze mogę liczyć. Muszę dodać, że klaretyni to synowie Niepokalanego Serca NMP [pełna nazwa: Zgromadzenie Misjonarzy Synów Niepokalanego Serca Błogosławionej Maryi Dziewicy]. Maryjna duchowość zawsze mi towarzyszyła i będę chciał ją nadal przekazywać innym.

U początku Ojca drogi zakonnej była właśnie Maryja i pielgrzymowanie na Jasną Górę.

Tak, rozpoznałem swoje powołanie na pieszej pielgrzymce sieradzkiej. Już u celu, w Częstochowie, otrzymałem ulotkę na temat misjonarzy klaretynów i zafascynowałem się tym zgromadzeniem. Pielgrzymowanie zawsze było mi bliskie. Przeszedłem bodajże pięć pielgrzymek z Gdańska; wędrowałem na Jasną Górę także z Malborka, z Sieradza, uczestniczyłem w pielgrzymkach z Wrocławia.

Założyciel zgromadzenia misjonarzy klaretynów był biskupem, jest więc na kim się wzorować…

Założyciel pewnie był tak samo jak ja zaskoczony nominacją. Sądzę jednak, że był w trudniejszej sytuacji, bo został posłany na Kubę, natomiast ja mam pełnić posługę w Kościele wrocławskim. Ślubowałem posłuszeństwo przełożonym. Oznacza to, że ślubowałem je także Ojcu Świętemu. Skoro więc wyznacza mnie do takiej posługi, przyjąłem jego decyzję w duchu pokory i posłuszeństwa oraz zaufania wobec Pana Boga.

Sakrę biskupią otrzyma Ojciec 19 marca, w uroczystość św. Józefa. Opiekun Pana Jezusa to wspaniały patron biskupiej posługi. Ale łączą Ojca „więzy przyjaźni” także z innymi świętymi.

Bardzo cenię sobie duchowość św. Józefa. Miałem nawet okazję kilka lat temu u ojców oblatów głosić „Rekolekcje ze św. Józefem”. To zresztą nasz rodzinny patron – mój tato otrzymał na chrzcie św. imię Józef. Nosił je także mój dziadek oraz śp. brat. Wśród ważnych dla mnie świętych wymienić muszę także św. Jacka, wielkiego czciciela Eucharystii i Matki Bożej, oraz św. Faustynę. Moja rodzinna miejscowość leży nieco ponad 40 km od Kalisza, gdzie znajduje się sanktuarium św. Józefa, ale również blisko rodzinnych stron św. Faustyny – Głogowca, gdzie się urodziła, Świnic Warckich, gdzie przyjęła chrzest. W ubiegłym roku uczestniczyłem w pieszej, 28-kilometrowej pielgrzymce z mojej rodzinnej parafii Boleszczyn do miejsc związanych ze św. Faustyną. Kiedy tylko mam okazję, z radością jadę do domu Apostołki Miłosierdzia, do kościoła, gdzie była ochrzczona; idę również odwiedzić grób jej rodziców.

Bliskość domu św. Faustyny, sakra w Roku Miłosierdzia… Dodajmy, że swego czasu był Ojciec członkiem delegacji, która przywiozła do Wrocławia z Łagiewnik Iskrę Miłosierdzia, a pierwszą Mszę św. po ogłoszeniu nominacji sprawował Ojciec o 15.00. Ale przesłanie miłosierdzia Biskup Nominat realizuje również w spotkaniach z ubogimi oraz w konfesjonale.

Staram się być obecny wśród ubogich. Ludzi, którzy pogubili się na różnych etapach życia, trzeba w Kościele otaczać szczególną troską. Miałem okazję m.in. przeżywać z nimi u sióstr elżbietanek Wielki Poniedziałek, swego czasu także uczestniczyć w wigilijnym spotkaniu. Siostry co roku na dzień św. Elżbiety przygotowują dla nich bułeczki, organizują dzień skupienia. Mam wówczas okazję spowiadać przychodzących tam ludzi. Bardzo cenię sobie te spotkania. Przynoszą piękne, Boże owoce. Jako kierownik duchowy i spowiednik towarzyszę wielu osobom. Służę posługą sakramentalną, rozmową. Jednym z przedmiotów, które wykładam na Papieskim Wydziale Teologicznym, jest kierownictwo duchowe.

Chodzą pogłoski, że Ojciec z zamiłowaniem chodzi po górach, a także biega.

Góry zawsze były bliskie mojemu sercu. Tam mogę zaczerpnąć sił duchowych, odpocząć. Jeśli chodzi o ulubione trasy wędrówek, to przychodzą mi na myśl trzy tatrzańskie szlaki – na Czerwone Wierchy, na Szpiglasową Przełęcz oraz, w Tatrach Zachodnich, droga z Grzesia na Wołowiec. W czasie wakacji można mnie tam spotkać. Mam nadzieję, że także na bieganie starczy mi dalej czasu. Dobra kondycja fizyczna sprzyja psychicznej. Warto o nią zadbać.

Zobacz także:

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.