Krzyżowa ulga

Franciszek Kucharczak

|

GN 11/2016

publikacja 10.03.2016 00:15


To nie krzyż jest źródłem cierpień, 
lecz unikanie go.

Krzyżowa ulga rysunek franciszek kucharczak /gn

Pokutuje takie przekonanie, że gdy człowiek powierzy siebie Jezusowi, to On to zaraz wykorzysta i zrobi z takiego delikwenta beznadziejny przypadek medyczny i postrach społeczeństwa. Bo Pan Jezus jakoby lubuje się w dawaniu ludziom krzyży. „Kogo Bóg miłuje, tego krzyżuje” – mówi się nawet. Stąd zapewne taka mnogość katolików, którzy wszystko robią, żeby ich Bóg przypadkiem nie umiłował. Jedna kobieta powiedziała mi kiedyś, że nie powierzy swojego życia Jezusowi, bo „nie chce cierpieć”. A jej życie to było pasmo cierpień, których by nie miała, gdyby nie unikała Pana Jezusa.


Owszem, Jezus mówi: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Mt 16,24), ale tu przecież jest mowa o własnym krzyżu, a nie o jakimś przyznawanym z Bożego rozdzielnika dla pobożnych frajerów. Bo każdy, oczywiście, ma krzyż, ale kto go nie bierze, ten się go bynajmniej nie pozbywa. 
A skąd to dziwaczne przekonanie, że wzięcie krzyża ma zwiększyć ludzkie cierpienie? Jest dokładnie przeciwnie – bo kto krzyż weźmie, ten odetchnie. Pozbędzie się lęku przed krzyżem. A to wielka ulga, bo ludzie dużo więcej cierpią od tego, czego się obawiają, niż od tego, co im się rzeczywiście dzieje. Czekanie w obawie przed bólem boli mocniej niż sam ból. Bardziej dręczy strach przed chorobami niż same choroby. Głębiej rani niepokój o to, co będzie, niż to, co jest. Ludzie wyobrażają sobie, że muszą coś mieć, żeby było dobrze, a jak tego mieć nie będą, wtedy będzie źle. I cierpią z powodu niespełnionego chciejstwa.


Piszę o tym, bo wciąż jestem pod wrażeniem niedawnego spotkania z pewną kobietą, którą z inicjatywy jej męża miałem łaskę odwiedzić. Jej mięśnie zanikają, leży bezwładna pod respiratorem. Z jej ust dobywa się tylko szmer, ale z ruchu warg można się domyśleć, co mówi. W razie potrzeby domownicy tłumaczą. Prosiła, żebym opowiedział, o czym mówiłem na spotkaniu, z którego właśnie przyjechaliśmy. Gdy opowiedziałem, ta kobieta, patrząc na mnie przenikliwie, zapytała, czy zdarza mi się adorować krzyż. „Tak” – odpowiedziałem. Na to ona: „Jakie jest twoje miejsce pod krzyżem?”.

To pytanie mną wstrząsnęło i do tej pory trzęsie. Jak to możliwe, że kobieta tak odarta z tego, co ludzie uważają za niezbędne, tak uboga, że nawet oddechu własnego nie ma, jest jednocześnie tak mocna? Żadnego rozgoryczenia, żadnego żalu, pretensji. I ona pyta mnie o moją relację do Chrystusa, który cierpi. Od tamtej chwili to pytanie we mnie tkwi i każe się konfrontować z każdą sytuacją.

Jakie małe jest wobec krzyża to, co chcę wyszarpać dla siebie, jakie puste są próby bycia kimś w oparciu o mój własny plan. Jakie to ma znaczenie, jeśli Bóg potrafi dać człowiekowi szczęście bez tego wszystkiego? Co znaczą moje oczekiwania, plany, scenariusze, jeśli Bóg ma dla mnie lepszy scenariusz? 


Zobaczyłem na żywym przykładzie, że nic nie jest w stanie człowieka ugodzić, jeśli z krzyżem zechce się zgodzić. Wtedy okaże się, że człowieka, który niesie swój krzyż, niesie sam Chrystus.

* * *

Postępczość


No i przeszła przez Warszawę feministyczna „manifa” pod sławnym hasłem „Aborcja w obronie życia”. Panie pokrzyczały, że „brak legalnej aborcji to aborcje w podziemiu, niebezpieczne, drogie”. Oj tak, tak. A skoro już tak się troszczymy o komfort zabijania dzieci, to stwórzmy też lepsze warunki pracy płatnym zabójcom, złodziejom i innym przestępcom, bo oni też działają nielegalnie. I niejedna rodzina z tego powodu traci męża i ojca, bo nawet jak taki przestępca przy pracy nie zginie, to mogą go wsadzić na długie lata. A nawet jak nie wsadzą, to się stresuje i może z tego powodu umrzeć. A zatem wznieśmy hasło: „Przestępstwa w obronie życia! I zdrowia! I rodzin! I praworządności!”.

Wiara autorska


Z badań CBOS wynika, że choć 94 proc. Polaków deklaruje się jako członkowie Kościoła katolickiego, to jednak tylko 35 proc. wierzy po katolicku. Reszta ma wiarę „sprywatyzowaną” . I tak na przykład tylko 69 proc. wierzy w nieśmiertelność duszy. Natomiast 70 proc. wierzy w sąd ostateczny, z czego wynika, że Polacy w liczbie 1 proc. zamierzają stawić się na sądzie ostatecznym bez duszy.

Lepiej późno...


Ruszył proces byłego premiera Leszka M., który półtora roku temu w radiowej Jedynce nazwał prof. Bogdana Chazana „religijnym psychopatą, który nie pozwala kobietom na badania prenatalne; zmusza kobiety, żeby rodziły dzieci, które są ciężko okaleczone i za chwilę umrą”. Przypomnijmy, że prof. Chazan był szykanowany za odmowę zabicia dziecka. Z tego de facto powodu, za sprawą prezydent Warszawy, stracił też pracę. Obecnie kolejne orzeczenia odpowiednich instytucji przyznają mu rację.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.