Naprawdę chcielibyście, żebyśmy zrzuciły habity?

s. Bogna Młynarz

publikacja 24.02.2016 19:08

Jeśli ktoś, chcąc kupić gwoździe, pomyli sklepy i wejdzie do mięsnego, to wychodzi i zmienia sklep, a nie pisze w gazecie, że to skandal, że nie można kupić gwoździ.

Naprawdę chcielibyście, żebyśmy zrzuciły habity? s. Bogna Młynarz Józef Wolny /Foto Gość

Doszedł do mnie szum związany z książką M. Abramowicz o siostrach zakonnych, więc postanowiłam zabrać w tej sprawie głos. Szum dotarł do mnie z pewnym opóźnieniem, bo, o zgrozo, w czasie Wielkiego Postu, jako typowa przedstawicielka uciskanej zakonnej trzódki, w miarę możliwości nie korzystam z Internetu i mediów w ogóle. Tyle, że nie jest to wyraz opresyjności życia zakonnego, tylko moja autonomiczna decyzja, wynikająca ze światopoglądu, według którego dla rzeczy lepszych warto rezygnować z dobrych.

I właśnie chyba różnica światopoglądowa stanowi istotę całego nieporozumienia wokół tematu życia zakonnego przedstawionego przez Autorkę (zakładam Jej dobrą wolę, połączoną z niezrozumieniem. Wszak zna to życie jedynie z opowiadań kobiet, które z różnych przyczyn nie odnalazły się w zakonie).

Wiele tłumaczy zdanie zawarte w wywiadzie z „Newsweeka”: „Zakonnice odchodzą, bo nie widzą już sensu takiego życia”. Mówiąc to, Autorka sama podkreśla, że jej obraz życia zakonnego jest ukształtowany na podstawie rozmów z tymi, którzy nie uchwycili lub utracili sens powołania zakonnego. Czy to samo w sobie nie sugeruje pewnego zniekształcenia wizji? Może warto zapytać także tych, którzy ów sens widzą?

I dalej wszystko układa się właśnie w takim kluczu. Np. „Paradoks życia sióstr polega na tym, że obowiązuje je absolutne posłuszeństwo wobec przełożonych, które zdają się kierować innymi wartościami” – czytamy dalej. Paradoks polega na tym, że osoba, która określa się jako ateistka (informację o tym czerpię z wywiadu, który M. Abramowicz poświęca swojej „patchworkowej” rodzinie zob. http://natemat.pl/77089,ania-i-marta-maja-dziecko-z-leszkiem-jestesmy-rodzina-poszerzona), próbuje opisać zjawisko, które bez uwzględnienia motywacji religijnej jest niezrozumiałe. Osoby zakonne, owszem, są posłuszne przełożonym, ale nie absolutnie, ani nie ze względu na ludzi. Są posłuszne Bogu. Decyzje przełożonych (i to jedynie te, które są zgodne z duchem Ewangelii i reguł zatwierdzonych przez Kościół) są jednym ze sposobów rozpoznawania Woli Bożej. Kompetencje przełożonych są wyznaczone i ograniczone Konstytucjami i poleceniami wyższych przełożonych, do których, w sytuacji jakiegoś nadużycia władzy, można się odwołać. Bezwarunkowe poddanie się władzy człowieka jest raczej przejawem infantylizmu niż ducha wiary.

I być może tu dochodzimy do pewnego istotnego problemu, o którym (zakładając ciągle dobrą wolę Autorki) warto dyskutować. W dalszym ciągu artykułu w „Newsweeku” czytamy: „Byłe zakonnice, z którymi rozmawiałam, mówiły mi, że na tzw. powołaniówkach kreowana jest specjalnie bardzo miła, życzliwa atmosfera, siostry opowiadają tylko o dobrych stronach życia zakonnego, grają się na gitarze, podają lepsze jedzenie. Więc młode dziewczyny wyobrażają sobie później, że tak samo będzie cały czas. Wydaje im się, że siostry są radosne, a życie zakonne cudowne. Rozczarowanie przychodzi jednak bardzo szybko.”

To prawda, że do wstąpienia do klasztoru aspirują osoby młode. Mają one różne świadome i nie do końca uświadomione motywacje podjęcia tego rodzaju życia. Niekoniecznie są to motywy natury religijnej. Nierzadko dobra atmosfera rekolekcji powołaniowych przyciąga dziewczęta złaknione akceptacji i miłości, której zabrakło w domu. I tu zaczynają się schody. Proces weryfikacji motywacji jest żmudny i nie zawsze pozwala od razu odróżnić autentyczne powołanie od źle ulokowanych potrzeb psychicznych. Czasem także ze strony zakonu brakuje dogłębnej i profesjonalnej oceny. Łatwo pomylić dobre chęci z autentyczną predyspozycją do życia zakonnego, które ze swej natury jest wymagające i ofiarne. Jednak nie zgadzam się z uproszczeniem, które sugeruje, że nieszczęsne dziewczyny przynęcone miłą atmosferą, wpadają do klasztoru jak muchy złapane na lep. Jeśli ktoś chce mi wmówić, że nie wiedział na co się decyduje, a potem było za późno, to pragnę poinformować, że od chwili wstąpienia (pomijam wstępny okres weryfikacji powołania przed wstąpieniem), na poszczególnych etapach formacji (aspirat, postulat, nowicjat, juniorat) dziewczęta przez około 8 lat przekładają swoje wyobrażenia o zakonie na realne życie i przez ten czas muszą, podkreślam, muszą wielokrotnie potwierdzić swoją wolę pozostania w zakonie, aż złożą śluby wieczyste. Nie ma w tym żadnego podstępu, czy działania znienacka. Nawiasem mówiąc, śluby zakonne, gdyby zostały złożone wbrew woli lub bez pełnej świadomości, są nieważne.

Przez cały okres formacji dziewczęta mogą odejść ze Zgromadzenia ze spokojnym sumieniem i część z nich to robi. Osobiście znam wiele osób, które odeszły jako nowicjuszki czy juniorystki i zachowują do tej pory dobre wspomnienia o zakonie, chociaż doszły do wniosku, że nie jest to ich droga życia. Rozczarowania się zdarzają, ale czy jest to jedynie wina klasztoru? Jeśli ktoś, chcąc kupić gwoździe, pomyli sklepy i wejdzie do mięsnego, to wychodzi i zmienia sklep, a nie pisze w gazecie, że to skandal, że nie można kupić gwoździ. Wiem, że życie to coś więcej niż zakupy i rozumiem cały trud rozeznawania drogi życia i bólu pomyłek na tej drodze, ale warto zachować tu pewien zdrowy rozsądek i obiektywizm.

Zdanie „Siostry od początku pracują ponad siły, często po 12 godzin na dobę. Codziennie modlą się przynajmniej pięć godzin, oprócz tego pracują na rzecz wspólnoty. Wszystko jest obowiązkiem, nawet czas wolny jest zaplanowany i trzeba go spędzić ze wszystkimi innymi siostrami w grupie. Poza obowiązkami w klasztorze siostry pracują też na zewnątrz – jako katechetki czy w ośrodkach pomocy.” – pozostawiam bez komentarza. Żyję od ponad 25 lat w klasztorze i nie spotkałam się z taką sytuacją. To samo dotyczy wielu innych stwierdzeń, które, jeśli są prawdziwe, stanowią całkowity margines i patologię życia zakonnego. Wtedy wypadałoby napisać o konkretnym przypadku. Generalizowanie uważam za brak profesjonalizmu i wypaczenie obiektywnej prawdy.

Na koniec nasze zakonne szanse na przyszłość według M. Abramowicz: „Na Zachodzie siostry przeszły reformę po Soborze Watykańskim II, w latach 60-tych, zrzuciły habity, wiele z nich poszło na studia. Siostry z USA zaangażowały się też w walkę o prawa kobiet.” Naprawdę chcielibyście, żebyśmy zrzuciły habity i zaangażowały się w walkę o prawa kobiet (chodzi tu, niestety, o czynne zaangażowanie wielu zakonnic amerykańskich na rzecz aborcji)? Nie bardzo też wiem, co z tymi studiami. W moim Zgromadzeniu wiele sióstr z racji prac apostolskich ma wyższe wykształcenie, ja mam doktorat. Jedna odmówiła dalszych studiów… Co jeszcze musimy zrobić, by być bardziej współczesne i wyemancypowane? Nie układamy nikomu życia. Ale nam też pozwólcie żyć tak, jak chcemy…