O junioratkach i innych wpadkach

Agata Puścikowska

O tym, co strasznego dzieje się za murami klasztornymi, i dlaczego to nieprawda.

O junioratkach i innych wpadkach

Chcesz napisać książkę, o której będzie głośno? Napisz o Kościele. Ale nie musisz pisać prawdy. Wystarczy kilka półprawd, własne negatywne doświadczenia i kilka modnych stwierdzeń. Ważne: jako ekspertów od księży - wybierz eksksięży. A jako ekspertki od spraw zakonnych - ekszakonnice. Rzetelność ich wypowiedzi zapewniona. Wraz z fajerwerkami. Z pewnością wtedy czytelnik się znajdzie. A sukces już absolutnie będzie murowany, gdy napiszemy w atmosferze niejasności, tajemnicy, o sferach niedostępnych lub mniej dostępnych dla szerokiego odbiorcy. Ot, o "tajemnej" strefie za murami klasztornymi. Bo tam, to niemal wiadomo, co się dzieje... Nie wiadomo? Tym lepiej dla książki. My, autor i nasi rozmówcy, pokażemy te "tajemnice" ze szczegółami. A że szczegóły z własnej głowy, z własnych frustracji wydobyte lub "gdzieś zasłyszane"? Tym lepiej dla szczegółów...

Od kilku dni znajome zakonnice rwą włosy z głowy (mają je pod welonami) po przeczytaniu medialnych doniesień, materiałów o ich życiu i o ich "strasznym losie". Chodzi o wywiady promujące książkę „Zakonnice odchodzą po cichu”, na temat złego losu zakonnic właśnie. A konkretnie ich podłego życia, ciemiężenia przez złych księży (mężczyzn generalnie), o tym że chociaż są takie mądre i wykształcone, to muszą myć podłogi, że pod welonami są łyse (!) i takie tam. W wywiadach - punkt po punkcie - można przeczytać dramatyczne szczegóły na temat życia sióstr zakonnych. Jednak ktoś, kto choć trochę zna życie zakonne, zna zgromadzenia - po prostu wzrusza ramionami i stwierdza: "ale bzdury". Lub też, w formie delikatniejszej: "ale kogoś fantazja ponosi". Tylko po co?

Wywiady na temat sióstr, a więc zapewne i cała promowana książka, oparte są na generalizowaniu, wytwarzaniu atmosfery napięcia i pewnego rodzaju lęku, które to zapewne mają czytelnikowi przybliżyć los "biednych" zakonnic. Jednak w opisywanych historiach nie ma ani konkretów dotyczących zgromadzeń, ani opisywane wydarzenia nie są dokładnie osadzone w czasie (co powinno być podstawą, bo inaczej wyglądały zakony nawet 30 lat temu, a inaczej obecnie). I dziwnym trafem - wszystkie opowieści i postaci są opisywane... incognito. Przez byłe siostry zakonne.

Obraz, który jawi się z tekstów, w skrócie można opisać następująco: "Zgromadzenia to jedna wielka patologia, w której siostry próbują się wieszać, bo mają permanentną depresję. A nikogo to nie obchodzi". Padają też na przykład sformułowania, których po prostu nie sposób zrozumieć... Na przykład, że siostry tworzą "szereg przed Mistrzynią". Z ciekawości zapytałam kilka zakonnic, z różnych zgromadzeń, a wszystkie aktywne, komunikatywne i bardzo sensowne. I niestety... żadna nie rozwikłała tego "szeregu". A kilka nieźle się uśmiało.

Przy okazji siostry poprosiły mnie, bym w ich imieniu (chociaż) kilka fragmentów wywiadu "rozpracowała". I skomentowała. Co niniejszym czynię.

Cytat 1. "Prosty test: znasz jakąś zakonnicę? Nie. A księdza? Tak". (Na marginesie: chyba jedynie osoba wyjątkowo luźno związana z Kościołem nie zna żadnej zakonnicy). I komentarz jednej z sióstr: "Naprawdę nie znasz zakonnic? Dziwne. Może więc warto pojechać do jakiegoś klasztoru, pobyć tam kilka dni, uczestniczyć w spotkaniach i modlitwach (jest taka możliwość w wielu żeńskich zgromadzeniach), zobaczyć dzieła prowadzone przez siostry, a nie pisać na podstawie tego, co mówią ekssiostry. Lub też na podstawie tego, co... można znaleźć w internecie. W sieci na temat zgromadzeń sama znajduję miliard bzdur. Jak wiadomo, tam każdy pisze, co chce i jak chce. W dodatku jest tym, kim chce".  

Cytat 2. „Potem praca, nierzadko fizyczna” - w sensie, że w zgromadzeniach następuje ciągła tragedia, bo młode siostry zakonne muszą pracować jak zwykli śmiertelnicy... I odpowiedź siostry zakonnej: "A co złego w tym, że młode siostry uczą się pracy fizycznej? Bo ja nie bardzo wiem. Może tylko wspaniałe autorki wybitnych książek nie »brudzą« swoich rąk sprzątaniem"...

Cytat 3. "W zakonie indywidualne przyjaźnie są zabronione". Komentarz siostry nieco lepiej znającej temat: "Przykro mi – guzik prawda! Sporo mam bliskich relacji, zarówno z innymi siostrami, jak i z osobami świeckimi, niektóre przyjaźnie z siostrami trwają od postulatu".

Cytat 4. "Przełożone rzadko cokolwiek tłumaczą. Nie ma obyczaju wyjaśniania przepisów, reguł i poleceń". Co na to siostra zakonna? "Nie wiem kompletnie, o jakim czasie historycznym i o jakim zakonie mowa. U nas, ale i w zgromadzeniach, które znam, bardzo dużo czasu, zwłaszcza w formacji początkowej, poświęca się  właśnie na tłumaczenie reguł, zasad, itd. Postulantki, nowicjuszki mają specjalne spotkania z mistrzynią na ten temat".

Cytat 5. "Siostry nigdzie nie wychodzą, nie ma komórek, internetu, telewizji". A jaka jest prawda? "Na pewno telewizor nie jest zabroniony i siostry oglądają różne programy. Nie wiem, jak jest w różnych postulatach i nowicjatach z komórkami i internetem (różne zakony mają inne zasady). Zresztą w formacji początkowej po co to komu? Świeccy też jeżdżą na rekolekcje bez komórek, internetu i w zupełnym milczeniu, a ponieważ decydują się na ten krok - nikogo to nie dziwi. A zakonnica, która świadomie wybrała konkretne życie, to już tragedia? Ani dla mnie, ani dla żadnej mojej rocznikowej koleżanki w pierwszych etapach formacji ten problem nie istniał, nikt nie robił z tego szumu, że nie używamy telefonów itd. Gdy była jakaś uzasadniona potrzeba - można było zadzwonić".

Następnie też jako najgorsze "grzechy" zgromadzeń opisywana jest... konieczność bezwzględnego posłuszeństwa. Przy sporym chyba wysiłku, by pominąć podstawową zakonną zasadę, którą siostry podejmują świadomie i w sposób wolny: ślubie posłuszeństwa. Autorka rozmawiając z anonimowymi rozmówczyniami ubolewa też, że "jak przyszła paczka, to zabierały" - nie zgłębiając, bo i po co, tematu wspólnoty dóbr w zgromadzeniach. A już zupełnie kuriozalny jest opis, jak to młode zakonnice "nie chcą cały czas tylko sprzątać, chciałyby się kształcić, ale o tym, czy i na jakie studia pójdą, decyduje przełożona". Otóż prawda jest taka, że większość młodszych zakonnic to osoby, które studia wyższe skończyły. Będąc już w zakonie lub tuż przed wstąpieniem. Ze świecą szukać siostry zakonnej 30–40-letniej bez studiów wyższych.

Mało? W dywagacjach o zakonnicach są i następujące kwiatki: "A zamiast jeść obiad, klęczały pod krzyżem". Oj! To już poważny zarzut o znęcanie i maltretowanie. Chyba autorka tekstu powinna o fakcie prokuraturę powiadomić? Tym bardziej że jednocześnie opisuje proceder blokowania dostępu do psychologa, jak również informuje o częstych depresjach i próbach samobójczych w zgromadzeniach. Osobiście gdybym podobną wiedzę posiadała, dawno by była zgłoszona odpowiednim organom. Żeby kobiety ratować!                                         

No dobra, pożartowaliśmy. Jednak nie wolno przechodzić do porządku dziennego nad przekłamaniami i półprawdami. Bo jeśli szanowna autorka pisze, że "jedna z sióstr opowiedziała mi, że kiedy odeszła, miała tylko T-shirt, majtki i buty. Spódnicę dostała od bratowej", to naprawdę chciałabym się dowiedzieć, w którym to zakonie. Znane mi siostry zakonne, które (z różnych, często dramatycznych powodów) odchodziły ze zgromadzeń, otrzymywały pieniądze na start, konkretną pomoc w znalezieniu mieszkania, a czasem i pracy.

Warto też zastanowić się nad paradoksem: jeśli, a taka jest sugestia, zrzucenie habitu ma być „wyzwoleniem” (ojcowie zakonni nie noszą na co dzień habitów, a biedne siostry muszą...), to dlaczego najwięcej powołań żeńskich ma obecnie miejsce w zgromadzeniach habitowych, i to o dość surowej regule?  A nawet jeśli to habit jest największym nieszczęściem zakonnicy, to dlaczego konkretna pani nie zdecydowała się na zgromadzenie bezhabitowe (a takie, zapewniam, istnieją)?

Zgromadzenia zakonne - wielka potęga polskiego (i nie tylko) Kościoła, ogromna rola sióstr pracujących z wykluczonymi społecznie, w szpitalach, szkołach, ale również na plebaniach (to też ważna posługa), w miastach i wioskach. Wśród ludzi, którym pomagają zarówno pracą, jak i modlitwą.

Że są wśród zakonnic odejścia? Są, były i będą. Że są problemy? To podobnie. Że w niektórych zakonach potrzebne są reformy? Owszem. Jednak warto do tych wszystkich spraw podchodzić z dystansem i zrozumieniem. Bez ideologii. Z chęcią wsparcia, a nie szukania taniej sensacji. Nie mówiąc o tworzeniu (!) taniej sensacji.

A przede wszystkim konieczne jest znalezienie właściwej miary, czego w zgromadzeniach jest więcej: dobra czy zła.