Małe i wielkie kłamstwo

ks. Marek Gancarczyk

|

GN 09/2016

Najpierw podziękowania. „Gość Niedzielny” nieprzerwanie od pięciu lat jest najchętniej czytanym tygodnikiem opinii w Polsce. Szanownym Czytelnikom bardzo dziękuję za wierność.

Małe i wielkie kłamstwo

O kolejne miejsce ciągle toczyła się walka, niezmiennie pierwsza była tylko pozycja „Gościa”. Ogromna to satysfakcja dla całego zespołu. Po szczegóły odsyłam na ostatnią stronę. Trochę to niezręczne, ale muszę wspomnieć o małym kłamstewku. Otóż Tomasz Lis, redaktor naczelny „Newsweeka”, z przytupem ogłosił, że to właśnie tygodnik przez niego prowadzony jest liderem sprzedaży. A nie jest. Z jakiegoś, chyba tylko sobie wiadomego, powodu redaktor Lis lubi zachowywać się jak dziecko. Zamyka oczy i woła: mamo, ciemno, boję się. Udaje, że nie widzi „Gościa” i woła: jestem liderem. Kto mu zabroni bawić się jak dziecko…

Od małego kłamstewka przejdźmy do dużego kłamstwa. Od razu wyznam – żal mi Lecha Wałęsy. Żal mi, gdy widzę, jak na oczach milionów ludzi miota się pod ciężarem swojej przeszłości. Dziś już nie da się zaprzeczyć temu, że były prezydent współpracował z komunistyczną bezpieką. No, chyba że ktoś zamknie oczy i zacznie wołać: ciemność, widzę ciemność. Taka jest smutna prawda. Smutna dla Wałęsy i smutna dla Polski. Bez uwikłania Wałęsy w komunistyczne sidła Polska rozwijałaby się zapewne lepiej. W tym miejscu chciałbym przywołać nasz wielkopostny cykl poświęcony pięciu warunkom dobrej spowiedzi świętej. Żaden grzech nie jest popełniany tylko na własny rachunek. Niszczy grzesznika i wszystkich wokół. Jeżeli nie jest w porę uświadomiony i wyznany, ciągle daje o sobie znać. Lech Wałęsa podpisał zgodę na współpracę z SB w grudniu 1970 roku. Od tego czasu minęło – aż trudno uwierzyć – prawie pół wieku, a sprawa ciągle żyje, nie umarła. I jest zapewne przyczyną wielkiego utrapienia dla niego i dla jego najbliższych. Pomijam w tym momencie niezwykle ważny kontekst państwowy. A wystarczyło publicznie przyznać się do popełnionych grzechów. Fatalną rolę w całym dramacie odegrali fałszywi przyjaciele byłego prezydenta. Utwierdzali go w przekonaniu, że dobrze robi, zaprzeczając wszystkiemu, że nic się nie stało. Dzisiaj mówią – myśmy o wszystkim wiedzieli, odnalezione akta nie są dla nas zaskoczeniem. A przecież jeszcze parę tygodni temu szli w zaparte. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.