GW o naprotechnologii - i śmieszno, i straszno

Jarosław Dudała

"Gazeta Wyborcza" najwyraźniej postanowiła zaatakować plany Ministerstwa Zdrowia, dotyczące nowego programu leczenia niepłodności, opierającego się na naprotechnologii. Wyszło to bardzo nieudolnie.

GW o naprotechnologii - i śmieszno, i straszno

Tekst w dzisiejszym wydaniu dziennika to historia pary, która leczyła się naprotechnologicznie. Kobieta oskarża prowadzącego ją lekarza, że przez niego straciła szanse na dziecko. Chodzi o to, że wykryto u niej raka piersi, a inny ginekolog powiedział jej, że może to być skutek przyjmowania hormonów, przepisanych jej przez naprotechnologa. Nowotwór nie był złośliwy i został usunięty, ale pacjentka nie może odtąd przyjmować hormonów. A skoro tak, to nie może podchodzić do programu in vitro. Ma to być dowód, że naprotechnologia jest winna temu, że para nie będzie mieć dzieci.

Smutne to bardzo, bo mamy przecież do czynienia z dramatem ludzi, którzy pragną, a nie mogą mieć dzieci. Z drugiej strony, w tym samym tekście prof. Jacek Kurzawa (który z rezerwą podchodzi do naprotechnologii) przyznaje, że podawanie klomifenu jest często praktyką wszystkich ginekologów - tych, którzy stosują i nie stosują naprotechnologii - a orzekanie, że w tym przypadku lekarz odebrał pacjentce szanse na dziecko, jest zbyt daleko idące.

Czyli mamy długą, wzruszającą opowieść o tym, jak napro odebrało szanse na dziecko - z puentą, że właściwie to... nie odebrało.

Potem jest jeszcze parę akapitów, dotyczących nowego rządowego programu leczenia niepłodności. Wygląda więc na to, że opisana wyżej smutna historia została potraktowana instrumentalnie jako nieudolnie skonstruowany argument przeciwko planom Ministerstwa Zdrowia.