Kto pod kim dołki kopie

Jacek Dziedzina

|

GN 05/2016

publikacja 28.01.2016 00:15

To miała być „lekcja demokracji” dla polskiego rządu w wykonaniu „prawdziwych Europejczyków”. Tymczasem debata w Strasburgu pokazała, że przyszłość Unii Europejskiej jest w rękach pewnych siebie przywódców, broniących interesów swoich krajów.

Wystąpienie Beaty Szydło było komentowane z uznaniem nawet przez jej przeciwników politycznych Wystąpienie Beaty Szydło było komentowane z uznaniem nawet przez jej przeciwników politycznych
Radek Pietruszka /epa/pap

To miała być najbardziej widowiskowa odsłona spektaklu, który niepogodzone z utratą władzy i wpływów elity w Polsce i Europie wystawiają od paru miesięcy.

Obalić rząd

Cel był oczywisty: przeniesienie sporu krajowego na forum unijne miało wystraszyć polskie władze, a w każdym razie wywrzeć na nie nacisk. Bynajmniej nie po to tylko, by te zmieniły swoją politykę w kwestii Trybunału Konstytucyjnego czy mediów publicznych. Nikt nie bierze przecież poważnie takiej troski ze strony środowiska, które samo dokonało skoku na Trybunał, a czystki w mediach publicznych przeprowadziło swego czasu w sposób perfekcyjny. Tak naprawdę cała ta hucpa jest po to, by obecny rząd zwyczajnie odsunąć od władzy. Zresztą poszczególni liderzy opozycji, jak Ryszard Petru, nie ukrywają, że ich celem jest doprowadzenie do przyspieszonych wyborów. I opozycja była najwidoczniej przekonana, że uruchomienie mechanizmu „kontroli praworządności” przez Komisję Europejską, a następnie debata nad sytuacją w Polsce w Parlamencie Europejskim będzie tak dużym ciosem w rząd PiS, że straty wizerunkowe w Europie i w samej Polsce będą dla niego nie do odrobienia. „Premier Szydło przeżyje w Strasburgu szok” – ogłosił przed debatą brukselski ekspert Doru Frantescu z organizacji Vote Watch. Jak obliczył, przeciwko polskiej premier będą prawie wszyscy zapisani do wystąpień eurodeputowani. Tymczasem okazało się, że procentowo może i większość (z garstki obecnych na sali obrad) wyrażała się krytycznie lub podejrzliwie w stosunku do polskiego rządu, lecz w tych wypowiedziach przebijał się całkowity brak orientacji w sprawach polskich. Za to głos mniejszości broniącej polskiego rządu był na tyle merytoryczny i obnażający podwójne standardy stosowane w Unii, że dla śledzących obrady stało się jasne, że Polska padła ofiarą niechęci unijnych elit, które tolerują każdą władzę pod warunkiem, że ta powtarza politycznie poprawne regułki i nie narusza interesów największych graczy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.