Siła przypomnienia

Franciszek Kucharczak


|

GN 04/2016

publikacja 21.01.2016 00:15

Przekonani potrzebują przekonywania, 
żeby nie stali się ludźmi bez przekonań.

Siła przypomnienia rysunek franciszek kucharczak /gn

Ksiądz mówi kazanie. – To już było – komentuje siedząca z przodu baba.
– To też już było – odzywa się po chwili.
– I to było – powtarza.
Ksiądz się zdenerwował. – Kto mi tam ciągle przeszkadza! – huknął.
Baba się ożywiła: – O! Tego jeszcze nie było!


Pewien pan napisał mi, że nie ma sensu w „Gościu” „przekonywać przekonanych”, bo oni już to słyszeli, już wiedzą, a trzeba poszerzać horyzonty, dialogować, przedstawiać różne punkty widzenia.


Cóż, myślę, że jeśli gdzieś wiara zamiera, to w dużej mierze wskutek takiego właśnie założenia – że nie należy „przekonywać przekonanych”. Bo ktoś tam sobie kiedyś wykombinował, że jak już ludzie są katolikami, to można ich odfajkować i zająć się „otwieraniem się na świat”, co w praktyce oznacza poszukiwanie obcych błyskotek na bazarze idei. Zachowują się ci ludzie tak, jakby myśleli, że człowiek niczego nie zapomina, nic mu w głowie nie wietrzeje, a każde Boże słowo, gdy do uszu raz wpadnie, zaraz w duszy się gruntuje i wydaje ciągły plon. Tak jakby człowiek nie potrzebował bezustannego powracania do wciąż tych samych niezmiennych prawd. A przecież potrzebuje, tak jak wciąż na nowo potrzebuje jedzenia. Albo czy ktoś mówi: „Nie muszę oddychać, bo już odetchnąłem”?


Człowiek zużywa treści duchowe tak samo jak materialne. Wystarczy, że się regularnie nie modli, a już dostaje duchowej anemii. Za tym szybko przyjdzie brak motywacji, żeby chodzić na Msze św. niedzielne, korzystać z sakramentów i sięgać po cokolwiek kalorycznego dla duszy. I następuje duchowa anoreksja, objawiająca się wstrętem do spraw duchowych. I choć wychudzona do granic możliwości dusza jedzie na oparach wiary, jej posiadacz dostaje torsji na samą myśl o sprawach Bożych. Z tego stanu może człowieka wyrwać tylko cud. Bóg tego cudu chętnie dokona, ktoś jednak musi takiemu człowiekowi przypomnieć, skąd spadł, Kto go kocha i na niego czeka. I to właśnie o przypomnienie chodzi, o powrót do tego, co „już było”, do rzeczywistości.


Ale lepiej nie czekać na anoreksję, tylko na bieżąco się odżywiać. Do tego jednak potrzeba bezustannej troski o tych, którzy już są w Kościele – żeby w nim zostali. Właśnie tak: trzeba „przekonywać przekonanych”, żeby pozostali przekonani. Muszą wiedzieć, że w swoich chrześcijańskich przekonaniach nie są sami i że to nie oni zwariowali. W innym wypadku szybko zwątpią i odpadną. 
Jest niemożliwe, żeby ktoś pozbawiony dostępu do odświeżającej formacji, sam się nie zdeformował.


Jeśli nie trzeba „przekonywać przekonanych”, to skąd te puste kościoły tam, gdzie w imię otwartości przestano się troszczyć o tych, co byli wewnątrz? Jakoś nie ma tłumów tam, gdzie do spowiedzi nikt nie musi chodzić, a do Komunii może każdy. Są za to tłumy tam, gdzie wciąż czyta się tę samą Ewangelię, gdzie wciąż mówi się prawdę o Bogu miłosiernym i o grzesznym człowieku.

Ludzie po staremu potrzebują nawrócenia, a nie przymilnych zapewnień, jacy to jesteśmy dobrzy i coraz lepsi.

Owszem, to coś nowego, fakt. Tego jeszcze nie było. Tylko co z tego, skoro to nie jest prawda?

* * *

To popieracie


Nowoczesna zorganizowała konsultacje społeczne na rzecz legalizacji związków partnerskich w Polsce. W dyskusji dominowali „przedstawiciele organizacji i stowarzyszeń walczących na rzecz osób LGBT” – czyli homolobbyści. „Ten temat jest dla nas bardzo ważny. Będą kolejne spotkania w tej sprawie” – zapowiedziała wiceprzewodnicząca klubu Nowoczesna Joanna Scheuring-Wielgus. Sprawa związków partnerskich była poruszana przez Nowoczesną w kampanii wyborczej. Ale warto to przypomnieć, zwłaszcza tym, którzy chodzą w marszach KOD, sądząc, że walczą o demokrację. Nie, proszę państwa – czy sobie to uświadamiacie, czy nie, pośrednio walczycie o promocję wynaturzeń. A to tylko jeden z elementów programu Nowoczesnej (a także PO), po które chrześcijanin nie może sięgać nawet długim kijem.

Przyszłość USA?


Barack Obama stwierdził, że homoseksualność to przyszłość Ameryki. „Jestem pewien naszej przyszłości, ponieważ widzę waszą trwałą jedność, zgodę i obywatelskie zaangażowanie w tę sprawę” – powiedział. No racja – jeśli to się utrzyma, to przyszłość Ameryki jest pewna. A szkoda, to było takie sympatyczne państwo.

Lewa wrogość 


„Nie będzie elektoratu lewicowego bez osłabienia w Polsce roli Kościoła katolickiego” – powiedział dla „Wyborczej” Sławomir Sierakowski z „Krytyki Politycznej”. Publicysta nazwał Kościół „pierwszym politycznym wrogiem lewicy w Polsce i Partii Razem”. Nie, panie Sierakowski, Kościół nie jest wrogiem lewicy, bo chce zbawienia także lewicowców. A jeśli lewica nie chce zbawienia, to jest wrogiem samej siebie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.