Dziennikarze na podsłuchu

Piotr Legutko

|

GN 02/2016

publikacja 07.01.2016 00:15

Prawdopodobnie aż 80 osób było w 2014 roku nielegalnie inwigilowanych w związku z aferą taśmową. Akcję prowadziła „policja w policji”.

Dziennikarze na podsłuchu canstockphoto, montaż studio gn

adio Zet jako pierwsze podało 30 grudnia wstępne ustalenia audytu w Biurze Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji. Wynika z nich, że specjalna jednostka policji inwigilowała dziennikarzy, którzy ujawnili nagrania z restauracji „Sowa & Przyjaciele”. Podsłuchy były prowadzone przez pół roku od wybuchu afery w czerwcu 2014 roku. Jeden z policjantów zaangażowanych w audyt przyznał, że inwigilowano wszystkich, którzy mieli kontakt z Markiem Falentą, również dziennikarzy. Chodziło o ustalenie, kto stoi za biznesmenem kolekcjonującym prywatne rozmowy najważniejszych osób w państwie. Według rozgłośni nagrania z podsłuchów dziennikarzy miały zostać skasowane, ale ślady inwigilacji znaleziono w notatkach służbowych. W sumie nielegalną operacją było objętych blisko 80 osób, głównie reporterzy i prawnicy. Akcję dobrze zakonspirowano, prowadząc ją pod przykrywką kryminalnego śledztwa dotyczącego zamieszek na tle rasowym, do jakich doszło wówczas w Białymstoku.
 

Poza oficjalnymi procedurami

Biuro Spraw Wewnętrznych jest jednostką szczególną, „policją w policji”. Ponieważ jego zadaniem jest tropienie nadużyć we własnych szeregach, nie tylko może, ale wręcz musi ono często nie stosować się do oficjalnych procedur, by nie spalić prowadzonej akcji. Choć doskonale wiedziano, kto ma być obiektem inwigilacji, podsłuch zakładano teoretycznie anonimowo, nie na czyjeś nazwisko, tylko numer przyporządkowany konkretnemu aparatowi. „To miało czysto operacyjny, głęboko skryty charakter. Nie odnotowano tego w rejestrze, by zatrzeć ślady. Po co ta cała akcja? Aby kontrolować wasze poczynania, przewidywać wasze kolejne ruchy, sprawdzać kontakty. Być może po to, by was skompromitować, wpuścić w maliny, urządzić jakąś prowokację” – mówi informator z BSW Sylwestrowi Latkowskiemu i Michałowi Majewskiemu, dziennikarzom, którym zakładano podsłuchy, wówczas z tygodnika „Wprost”, dziś portalu Kulisy24.pl.

Piotr Nisztor także znalazł się na liście podsłuchiwanych. – Dla mnie ta informacja nie była zaskoczeniem. Od dawna miałem wiarygodne sygnały, że jestem inwigilowany przez dwie służby, właśnie przez BSW Policji oraz wojskowy kontrwywiad, który też był do tych nielegalnych działań wykorzystywany. O szczegółach nie mogę mówić, ale było wiele takich sytuacji, np. zidentyfikowaliśmy śledzące nas dwa samochody operacyjne używane przez BSW – mówi Nisztor, który za książkę „Jak rozpętałem aferę taśmową” otrzymał w ub. roku od SDP nagrodę Watergate dla najlepszego dziennikarza śledczego.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.