O kapłanie wiernym do śmierci

Grażyna Myślińska

|

GN 01/2016

publikacja 30.12.2015 00:15

Po okrutnie zamordowanym ks. Antonim Dujloviciu, proboszczu nieistniejącej dziś polskiej wsi Gumjera w Bośni, pozostał tylko symboliczny grób, kilka osobistych pamiątek i przekonanie parafian, że ich proboszcz powinien być wyniesiony na ołtarze. Starają się o to od kilkudziesięciu lat, teraz ich pragnienie zaczyna się spełniać.

O kapłanie wiernym do śmierci Po cmentarzu w Gumjerze nie został żaden ślad. W miejscu mogił rosną drzewa i tylko gdzieniegdzie zdziczałe lilie. Na tym cmentarzu pochowany został ks. Antoni Dujlović. – Odnalezienie jego grobu jest możliwe – uważa Franciszek Kwaśniak, wymaga jednak poniesienia znacznych kosztów i czasu. W lipcu 2015 roku udało się postawić na tym cmentarzu solidny dębowy krzyż, który poświęcił biskup Franjo Komarica w obecności mieszkańców powiatu bolesławieckiego Grażyna Myślińska

Pod koniec lipca tego roku swoje prace zakończyła Diecezjalna Komisja ds. Beatyfikacji ks. Antoniego Dujlovicia, którą powołał biskup legnicki Zbigniew Kiernikowski. Komisja podzieliła przekonanie dawnych mieszkańców Gumjery o świętości chorwackiego kapłana. Zebrana dokumentacja została przekazana biskupowi Banja Luki Franjowi Komaricy, który sprawie procesu beatyfikacyjnego nadał dalszy bieg.

Mieszkańcy Gumjery wyjechali z Bośni w 1946 roku. Osiedlili się w Ocicach i Mierzwinie (powiat bolesławiecki). Opuszczając Bośnię, zabrali ze sobą dzwon z parafialnego kościoła, figurkę Matki Boskiej i portret ks. Dujlovicia. Umieścili go w wejściu do kościoła. Figurę Matki Boskiej postawili przy bocznym ołtarzu. Odlany w Zagrzebiu dzwon zawiesili na dzwonnicy. Do dzisiaj bije na gumjerską modłę: gdy ktoś umrze, tylko w jedną stronę. Tak samo jak w niedzielę 11 lipca 1943 r., gdy obwieszczał śmierć ks. Antoniego. Za sznur ciągnął wtedy zmarły niedawno Piotr Burniak, brat Katarzyny.

„Księdza nam zabili!”

88-letnia dziś Katarzyna Burniak jest jedną z niewielu żyjących osób, która pamięta tamten dzień. – Miałam wtedy 15 lat – wspomina. – Rano szykowałam się do kościoła. Msza miała być szczególnie uroczysta, bo połączona z I Komunią Świętą. I wtedy usłyszałam, jak nasz sąsiad Gałuszka woła głośno do mojego starszego brata Piotra: „Ej, Piotr, księdza nam zabili!”. Pamiętam, jak mróz mi przeszedł po plecach. Brat z ojcem od razu pobiegli do kościoła, ja za nimi. Ksiądz leżał na dwóch stołach na plebanii. Złamana ręka zwisała bezwładnie, dziwnie wykręcona. Był pokryty zakrzepłą krwią i żółtą gliniastą ziemią. Ojciec krzyknął do Piotra, żeby uderzył w dzwon.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.