Bush do Trumpa: Przywództwo nie polega na obrażaniu

PAP

publikacja 16.12.2015 08:15

Na siedem tygodni przed początkiem prawyborów w wyścigu do Białego Domu mało dotychczas aktywny Jeb Bush przeszedł do ataku i podczas piątej debaty kandydatów Partii Republikańskiej celnie punktował niekompetencje lidera sondaży Donalda Trumpa.

Bush do Trumpa: Przywództwo nie polega na obrażaniu Dziennikarze obserwujący debatę republikańskich kandydatów na prezydenta USA. Na monitorach Donald Trump i Jeb Bush MIKE NELSON /PAP/EPA

W debacie, jaka odbyła się w nocy z wtorku na środę czasu polskiego w Las Vegas, brało udział dziewięciu czołowych kandydatów Partii Republikańskiej, a miejsce centralne po raz kolejny zajął kontrowersyjny miliarder Trump. Jego utrzymujące się od miesięcy wysokie notowania jeszcze wzrosły, gdy przed tygodniem zaproponował, by w ramach walki z terroryzmem nie wpuszczać do USA muzułmanów.

Podczas debaty Trump nie tylko podtrzymał tę propozycję, ale opowiedział się także za "częściowym zamknięciem internetu", by uniemożliwić dżihadystom rekrutowanie bojowników, a także za "zabijaniem członków rodzin terrorystów" z Państwa Islamskiego (IS).

Jeb Bush zdyskredytował te propozycje. "Nie będzie pan mógł zostać prezydentem, obrażając wszystkich po drodze do prezydentury. Przywództwo nie polega na obrażaniu, ale na posiadaniu strategii" - podkreślił. Brat i syn byłych prezydentów USA tłumaczył Trumpowi, że "jeśli chcemy pokonać radykalnych islamistów, to nie możemy odgrodzić się od pokojowych muzułmanów", bo to oni powinni stanowić główny trzon wojsk walczących z dżihadystami.

Zdaniem komentatorów z telewizji CNN, która organizowała debatę, był to jeden z jej najmocniejszych punktów. "To był silny występ Busha"; "w końcu nauczył się, by nie dać się zdominować przez Trumpa" - komentowali także na żywo debatę dziennikarze "New York Timesa". O słabości Trumpa w starciu z Bushem świadczyły też reakcje widowni, która buczała zagłuszając niektóre wypowiedzi miliardera.

Reagując na ofensywę Busha, Trump wytknął mu bardzo słabe notowania w sondażach. "Pan całkowicie przegrywa w tej kampanii, nikt się panem nie przejmuje. (...) Ja ma 42 proc. (poparcia), a pan zaledwie 3 proc. i wkrótce zejdzie pan ze sceny" - powiedział Trump.

Były gubernator Florydy nie tracił jednak zimnej krwi i dalej atakował Trumpa. Przypomniał mu, że zaledwie dwa miesiące temu mówił o Państwie Islamskim, iż "to nie jest nasza walka", zalecając, by USA nie angażowały się w wojnę w Syrii.

"Donald jest świetny w dowcipach, ale to chaotyczny kandydat i byłby chaotycznym prezydentem. Nie będzie głównodowodzącym, jakiego potrzebujemy" - zauważył Bush. Przekonywał, że aby pokonać IS trzeba zacząć od zniszczenia jego kalifatu w Iraku i Syrii. Opowiedział się za utworzeniem strefy zakazu lotów nad Syrią, zbrojeniem Kurdów i większym zaangażowaniem Arabów, by walczyli z IS w terenie.

Utrzymujące się od miesięcy wysokie notowania Trumpa coraz bardziej niepokoją establishment Partii Republikańskiej, który obawia się, że tak kontrowersyjny kandydat najpewniej polegnie w wyborach powszechnych i Biały Dom na kolejną kadencję pozostanie w rękach Demokratów. Na zwycięstwo faworytki Demokratów Hillary Clinton w pojedynku z Trumpem wskazuje wiele sondaży.

Trump zapewnił w debacie, że jeśli nie zdobędzie nominacji partii, to nie będzie startować w wyborach jako kandydat niezależny. Zapewnił o swej lojalności wobec Partii Republikańskiej, ale równocześnie przekonywał: "jeśli zostanę nominowany, to myślę, że pokonam Hillary".

Debata była pierwszym starciem kandydatów republikańskich od czasu ataków w Paryżu oraz w San Bernardino w Kalifornii, które zwiększyły obawy Amerykanów w sprawie terroryzmu i bezpieczeństwa USA.

Inni kandydaci też starali się wyróżnić, jeśli chodzi o strategie walki z IS, ale raczej unikali bezpośredniego atakowania Trumpa. Senator z Florydy Marco Rubio oraz senator Ted Cruz z Teksasu (obaj pochodzenia kubańskiego), których notowania zaczęły ostatnio znacznie rosnąć, dość ostro kłócili się za to między sobą.

Skrajnie konserwatywny Cruz, który w stanie Iowa wyprzedził w sondażach nawet Trumpa, podtrzymał swą propozycję bombardowań dywanowych na cele IS, podczas gdy Rubio przekonywał, że same naloty nie wystarczą i konieczne będzie zaangażowanie sił lądowych. Wytknął Cruzowi, że głosował za odebraniem Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) uprawnień do masowej inwigilacji telefonicznych danych Amerykanów.

Politycy poróżnili się także w sprawie imigracji. Zarzucając Rubio, że opowiadał się niegdyś za uregulowaniem statusu niektórych nielegalnych imigrantów w USA, Cruz zapewnił, że "nigdy nie był i nie będzie wspierał legalizacji".

Dość blado wypadł natomiast w debacie emerytowany neurochirurg Ben Carson, który miesiąc temu zajmował drugą pozycję, a w jednym sondażu nawet prowadził. Ale od kiedy kampanię zdominowały sprawy bezpieczeństwa, na temat których Carson miał mało do powiedzenia, poparcie dla niego spadło. Obecnie jest na czwartym miejscu w sondażach za Trumpem, Cruzem i Rubio i - zdaniem komentatorów - już nie odzyska wyższej pozycji.

Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)

icz/ cyk/ ap/