Życie po życiu

Jacek Dziedzina


|

GN 51/2015

publikacja 17.12.2015 00:15

Ta opowieść wywołuje na przemian wzruszenie, uśmiech, strach i nadzieję. Książka o przywróconym po wiekach do życia klasztorze na syryjskiej pustyni, porwanym jezuicie i zawiłościach wojny w Syrii to świadectwo chrześcijańskiego zrywu na Bliskim Wschodzie i zarazem umierania tamtejszego Kościoła. Umierania na pełnym oddechu.


Klasztor Mar Musa al Habashi w Syrii ze starożytnych ruin przemienił się w żywą pustelnię i prężny ośrodek rekolekcyjny Klasztor Mar Musa al Habashi w Syrii ze starożytnych ruin przemienił się w żywą pustelnię i prężny ośrodek rekolekcyjny
www.theresmeetsworld.wordpress.com

To nie miało prawa się wydarzyć. Ruiny starożytnego klasztoru Mar Musa miały pozostać ruinami. Nikt o zdrowych zmysłach nie próbował nawet wyobrażać sobie, że znajdzie się jakiś szaleniec, który zechce nie tylko odbudować monaster, ale jeszcze założyć nową wspólnotę zakonną. Ba, że na tych gruzach powstanie znany na całym Bliskim Wschodzie ośrodek rekolekcyjny i międzynarodowe centrum konferencyjne. Tymczasem szaleniec się znalazł: o. Paolo Dall’Oglio, włoski jezuita, zafascynowany chrześcijańskim Bliskim Wschodem i dialogiem z islamem. Z pustelniczego stylu życia i współżycia wyznawców różnych religii stworzył markę o światowej sławie. Swoje późniejsze zaangażowanie po jednej ze stron konfliktu przypłacił nagłym zniknięciem. Do dziś nie wiadomo, czy żyje, czy jest gdzieś (i przez kogoś) przetrzymywany. Historia tego miejsca i tego człowieka pokazuje dramat życia między pustyniami: tą piaszczystą i tą spowodowaną tragedią wojny. To jednocześnie dzisiejszy obraz najstarszych wspólnot chrześcijańskich: pełnych życia i jednocześnie umierających, mordowanych na oczach świata. 


Marzenie o pustelni


Mar Musa al Habashi to pełna nazwa klasztoru położonego ok. 80 km na północny wschód od Damaszku. Musa to Mojżesz, Habashi – Abisyński, Mar – pan. Tak na Bliskim Wschodzie określa się osoby obdarzone wyjątkowym szacunkiem, w tym postaci świętych. Chodzi o historyczną postać św. Mojżesza Abisyńskiego, który w tym właśnie miejscu założył w VI w. pustelnię, wykorzystując wojskową wieżę należącą do Rzymian, zbudowaną w II wieku. Autor książki „Życie między pustyniami”, o. Zygmunt Kwiatkowski SJ, który pracował 30 lat w Syrii, wspomina, że pierwszą podróż do ruin Mar Musa odbył właśnie z Paolo. Wtedy jeszcze włoski współbrat był przed święceniami. „Miał temperament rasowego Włocha, rzymianina, dla którego nic nie jest niemożliwe. Rozsadzała go energia, ale nie była to ślepa energia osiłka”, pisze o. Zygmunt.

Paolo wiedział, czego chce, i umiał wykorzystać swoje liczne koneksje włoskie, watykańskie i jezuickie do realizacji planu odbudowy klasztoru oraz stworzenia ekumenicznej wspólnoty mnichów i mniszek. Formalnie Mar Musa należał do Kościoła katolickiego rytu syriackiego z siedzibą biskupią w Homs. W tym też rycie Paolo został wyświęcony na księdza i w nim też codziennie odprawiał Mszę Świętą. 
W 1981 r. odbył swoje 8-dniowe rekolekcje jezuickie właśnie na pustyni. Szukał miejsca innego niż typowe ośrodki rekolekcyjne, do tego związanego z wczesnym chrześcijaństwem. Wtedy ktoś podpowiedział mu Mar Musa.

Z tych prywatnych rekolekcji w ruinach przywiózł wykonane własnoręcznie szkice zrekonstruowanych budynków klasztornych, wokół których kamienne domki miały zostać przeznaczone dla pielgrzymów. Cały projekt budowy klasztoru niemal gołymi rękami był tak nieprawdopodobny, że nikt nie brał poważnie zapału młodego jezuity. Ten zaś żył już między Rzymem a Syrią – kontynuował swoje studia, a jednocześnie kompletował ekipę, która miała mu pomóc w odbudowie klasztoru, oraz szukał chętnych do życia monastycznego. W tym czasie z o. Zygmuntem praktycznie własnymi rękami odgruzowali kościół, który zachował się częściowo na terenie klasztoru. Wspólnoty chrześcijańskie z pobliskiego Nebek nagle poczuły, że dzieje się coś, o czym nawet nie miały odwagi pomarzyć. Widziano entuzjazm i skuteczność Paolo, nic dziwnego więc, że jezuita szybko znalazł w Syrii chętnych do pomocy. 


Komunia 
dla muzułmanów?


Paolo równocześnie ze studiami szkolił języki bliskowschodnie: głównie arabski i aramejski, w tym ich lokalne odmiany, dialekty, ale również język literacki. Zaczął imponować muzułmanom niespotykaną wśród innych duchownych chrześcijańskich znajomością islamu. Generalnie stawał się coraz bardziej „swój” dla mieszkańców Syrii. Po święceniach otrzymał od przełożonych zakonnych pozwolenie na zamieszkanie w Mar Musa. Młody zakonnik musiał łączyć jednocześnie kierowanie odbudową zespołu klasztornego z formowaniem nowej wspólnoty mnichów i mniszek. Początkowo byli to głównie Włosi i Włoszki oraz Syryjczycy i Syryjki. Wszystko tu było pionierskie, łącznie z koedukacyjnym charakterem wspólnoty i nastawieniem na dialog z muzułmanami. Choć punktem odniesienia były na pewno Mali Bracia i Małe Siostry Jezusa Karola de Foucauld.

Ta duchowość Wcielenia, Nazaretu, braterskiego obcowania z innymi była bliska również o. Paolo. 
Nie obyło się bez napięć, również w relacjach z przełożonymi. Był moment, gdy musiał zdecydować, czy chce pozostać w Towarzystwie Jezusowym. Wtedy odbył swoje 30-dniowe rekolekcje, podczas których miał rozeznać dalsze kroki. Zapadła decyzja o czasowym opuszczeniu zakonu i na 
5 lat o. Paolo przeszedł pod jurysdykcję biskupa syriacko-katolickiego w Homs. Po tym czasie wrócił do zakonu, który formalnie skierował go do pracy w Mar Musa. Lepszego rozwiązania nie mógł się spodziewać.

Pozostały jednak napięcia dotyczące samej wspólnoty Mar Musa – wątpliwości co męsko-żeńskiego charakteru czy do dialogu teologicznego z muzułmanami mieli nie tylko Europejczycy, ale też niektórzy arabscy współbracia. Niektórzy zarzucali o. Paolo zbytni „filomuzułmanizm”. On odpowiadał zawsze rzeczowymi argumentami, powołując się na naukę Kościoła. Jak to często bywa, niechęć niektórych była łatwym nośnikiem niesprawdzonych, ale głośnych plotek. Jedna z nich głosiła, że w Mar Musa dopuszcza się muzułmanów do Komunii Świętej. Ojciec Zygmunt Kwiatkowski zapewnia, że było dokładnie odwrotnie – gdy do klasztoru na Mszę św. przyjeżdżali muzułmanie czy przedstawiciele innych religii (także z Europy), podawany był publicznie jasny, rzeczowy, ale kulturalny komunikat, w którym tłumaczono, dlaczego nie wszyscy mogą przystąpić do Komunii św., której przyjęcie jest wyrazem jedności w wierze w zmartwychwstałego Chrystusa. Wszyscy zebrani przyjmowali to ze zrozumieniem.


Ojciec Zygmunt opisuje sytuację, kiedy pewna prosta Beduinka, która z krewnymi uczestniczyła wiele razy w Eucharystii, prosiła o. Paolo o możliwość przyjęcia Komunii Świętej. Ten tłumaczył jej wielokrotnie, dlaczego nie może tego zrobić, przytaczając parę argumentów. Kobieta jednak nie mogła tego zrozumieć. Podczas jednej z celebracji podeszła w procesji i zapłakana poprosiła szeptem o udzielenie jej tej łaski. Wtedy o. Paolo uznał, że nie był w stanie jej odmówić. „Ta kobieta obmyła swoją duszę łzami, wyrażającymi jej pragnienie komunii z Chrystusem”, tłumaczył. Niektórzy zaczęli dostrzegać w tym epizodzie podobieństwo do spotkania z kobietą kananejską, którą Jezus najpierw chciał oddalić, ale gdy zobaczył jej wiarę, niewzruszoną jego ostrą odpowiedzią, udzielił jej łaski, o którą prosiła, i jej córka odzyskała zdrowie. 


Legendarny ślub


O autorytecie o. Paolo i sławie Mar Musa świadczy też taki, nieco zabawny epizod. Jezuita pustelnik został poproszony o pobłogosławienie związku małżeńskiego w miejscowości Deir Atiya. Na miejscu był już pan młody, katolik, z księdzem i swoją rodziną. Panna młoda, prawosławna, miała dopiero przyjechać. Wszystkim dopisywał dobry humor. Kiedy jednak przybył orszak panny młodej wraz z duchownym prawosławnym, zaczęły się słowne przepychanki dotyczące podziału zadań między duchownymi.

Prawosławnemu nie spodobały się przydzielone mu funkcje. Uznał, że z racji tego, iż panna młoda jest „od niego”, powinien mieć bardziej znaczące zadania. Miał też jakieś wymagania wobec czynności, które miał wykonać ksiądz katolicki. Ten odmówił, co prawosławny, a z nim już cała rodzina panny młodej odebrali jako afront ze strony rodziny pana młodego. Dąsy i pomrukiwania szybko przerodziły się w otwarte starcie słowne. Doszły lokalne animozje reprezentantów dwóch miasteczek, wyszły kompleksy i mała wojna domowa wisiała w powietrzu. Ci z Nebek mówili, że przecież u nich jest Mar Musa i że mają najlepszy szpital, przez Belgów założony! Na co ci z Deir Atiya odpowiadali, że ich szpital jest lepszy i posiada kolonie kolorowych domków dla lekarzy. Potem doszło już do rękoczynów.

Gdy ksiądz katolicki został odepchnięty od ołtarza, państwo młodzi znaleźli się w kleszczach swoich rodzin. Wtedy do akcji wkroczył o. Paolo. Niemal siłą porwał narzeczonych, wyrwał ich z rozwścieczonego tłumu i krzycząc na wszystkich, zabrał młodych do zakrystii. Wszyscy zamarli. Gdy drzwi zakrystii otworzyły się, zakonnik przedstawił nowych małżonków. I nie czekając na wybuch złości, kazał wszystkim chwycić się za ręce i odmawiać „Ojcze nasz”. Napięcie powoli ustępowało. Patrzono z podziwem na o. Paolo. Wiadomo było, że nikt nie zaprotestuje przeciwko szanowanemu za Mar Musa pustelnikowi. Ten ślub i wesele stały się legendarnym wydarzeniem, które umocniło jeszcze bardziej autorytet jezuity. 


Persona non grata


Tym trudniejsze do przyjęcia stały się późniejsze wydarzenia, związane z wybuchem wojny w Syrii. Ojciec Paolo Dall’Oglio też stał się ofiarą i zarazem częścią rosnących podziałów w społeczeństwie. Warto wspomnieć, że przez 30 lat działania Mar Musa zakonnik miał dobre układy z władzami państwowymi. Bez problemu dostawał przedłużenie wizy, a prezydent Baszar Al-Asad podarował nawet wspólnocie specjalny odcinek szerokiej asfaltowej drogi. Wiadomo – Mar Musa było jednym z najczęściej odwiedzanych przez turystów i pielgrzymów miejsc w Syrii. Wojna zmieniła wszystko.

Ojciec Paolo w poglądach zaczął coraz bardziej przesuwać się w kierunku opozycji, Wolnej Armii Syryjskiej, która jeszcze na początku stanowiła jakąś siłę oddolną, dopóki nie zdominowały jej nadciągające z zagranicy bojówki islamskich terrorystów. Władze najpierw postawiły ultimatum zakonnikowi, a gdy ten nadal wspierał opozycję, otrzymał nakaz opuszczenia kraju. Na Zachodzie zaczął być wykorzystywany przez media do powielania dość jednostronnego obrazu wojny – Zachód bowiem nie dostrzegał (lub udawał), że nawet jeśli początkowo był to zryw gnębionej przez lata większości sunnickiej (z którą teraz trzymał 
o. Paolo), to z czasem konflikt zamienił się w wojnę islamskich radykałów z całą Syrią: z muzułmanami i chrześcijanami. I poglądy o. Paolo zaczęły odbiegać od stanowiska większości biskupów syryjskich i tamtejszych chrześcijan w ogóle, którzy wiedzieli, że Asad przynajmniej gwarantował im względną swobodę wyznania, podczas gdy teraz stanęli przed groźbą całkowitej eksterminacji. 


Okazało się zatem, że walka z Asadem, do której nawoływał Zachód (i sam o. Paolo), stała się de facto wsparciem dla rosnącego w siłę Państwa Islamskiego, walczącego i z siłami Asada, i z dotychczasowymi rebeliantami. A przede wszystkim z chrześcijanami. Zawiłość sytuacji, w jaką wplątał się jezuita, oddaje fakt, że po powrocie do Syrii na zaproszenie rebeliantów pojechał do miasta Rakka, gdzie nagle został uprowadzony przez „nieznanych sprawców”. Miał pośredniczyć w negocjacjach między dżihadystami a syryjskimi Kurdami, a został porwany prawdopodobnie przez tych pierwszych. Do dziś nie wiadomo, czy jeszcze żyje. W Mar Musa ciągle mieszka kilkoro mnichów i mniszek, ciągle toczy się dialog. Choć zaledwie kilkanaście kilometrów dalej przebiega linia frontu walki z tymi, którzy o żadnym dialogu nie chcą nawet myśleć.

Zygmunt Kwiatkowski SJ, „Życie między pustyniami
 – Mar Musa al Habashi”, Wydawnictwo M, Kraków 2015

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.