Koniec KODowanej demokracji

Wojciech Teister

Bywa, że nie wszyscy podpisani pod manifestem Komitetu Obrony Demokracji wiedzą, że go popierają.

Koniec KODowanej demokracji

Nowym hitem  polskiego życia społecznego, lansowanym przez pewien znany dziennik i popularną komercyjną telewizję, jest KOD, czyli Komitet Obrony Demokracji (przed PiS-em rzecz jasna). Akcję rozkręcili zasmucony przegraną PO Mateusz Kijowski we współpracy z czołowymi beneficjentami poprzedniego układu rządzącego. Symbolem KOD wybrano opornik,  czyli symbol walczącego z komuną KOR-u. Szybko do KOD-u dołączyli znani "obrońcy" demokracji, np. formalnie były komunista Ryszard Kalisz (o ironio losu!), Jan Hartman oraz Anna Applebaum - żona byłego ministra w rządzie PO Radosława "Ośmiorniczki" Sikorskiego.

Wydarzenie nabiera tempa, a na Facebooku KOD rzekomo popiera już ok 30 tys. osób. Z tym tylko drobnym zastrzeżeniem, że... nie wszyscy popierający o tym wiedzą. Kompromitującą KOD informację podaje serwis Wirtualnemedia.pl. Bez pytania o zgodę do fejsbukowej grupy KOD dopisano m. in. Jacka Rakowieckiego czy redaktor naczelną Polskiego Radia 24 Annę Godzwon.

W związku z tymi informacjami liczbę 30 tys. głosów poparcia należy chyba traktować z przymrużeniem oka. Tak jak z przymrużeniem oka trzeba traktować rozhisteryzowane jęki KODowiczów o zagrożonej demokracji. Chyba że prawdziwą demokrację zdefiniujemy jako ustrój, w którym władzę sprawuje Platforma Obywatelska. Wtedy rzeczywiście możemy powiedzieć, że demokracja w Polsce się skończyła. Ale dodajmy, że demokracja KODowana, czyli taka, z której korzyści czerpią tylko nieliczni, wciąż ci sami ludzie. Za taką demokracją nie ma co tęsknić.