Spotkanie w Belwederze

Andrzej Grajewski

Prezydent Duda mówi, na jaki marsz nie pójdzie.

Spotkanie w Belwederze

Wziąłem udział w spotkaniu, które inaugurowało prace nad powstaniem Strategii Polskiej Polityki Historycznej. W dyskusji uczestniczyli przedstawiciele różnych instytucji odpowiedzialnych za kształtowanie polityki pamięci, jak IPN, czy Muzeum Powstania Warszawskiego, historycy oraz dziennikarze, podejmujący w swej publicystyce kwestie pamięci. Prezydent Andrzej Duda na wstępie podkreślił, że sprawy polityki pamięci będą jednym z filarów jego prezydentury.

Fakt, że w Belwederze zebrało się gremium bardzo różnorodne, od Aleksandra Smolara prezesa Fundacji Batorego, po Tomasza Sakiewicza redaktora naczelnego „Gazety Polskiej” jest w naszych warunkach ewenementem i zasługuje na podkreślenie. Ostatni raz w tak pluralistycznym gronie byłem w Lucieniu w 2009 r., gdzie na zaproszenie śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego rozmawialiśmy o podobnych kwestiach. Dyskusja w Belwederze była różnorodna, dalece nie wszyscy ze sobą się zgadzali. Dominowało jednak przekonanie, że w obecnych warunkach stworzenie kanonu minimalnych wartości podstawowych, respektowanych i szanowanych przez wszystkich Polaków jest kwestią fundamentalną, jeśli mamy zacząć zasypywać podziały, zagrażające normalnemu funkcjonowaniu wspólnoty narodowej.

Wstępem do dyskusji było znakomite wystąpienie prof. Andrzeja Nowaka. Zaproponował, aby kanon wartości wspólnych opierał się na pięciu kręgach pamięci: o obrońcach naszego domu, a więc o tych wszystkich, którzy oddali życie za Polskę w różnych epokach i okolicznościach historycznych, pamięcią o obrońcach naszej wolności, pamięcią o ludziach, którzy tworzyli kulturę, a także naukę i technikę oraz wreszcie o tych, którzy budowali nas swoim życiem. Prof. Nowak nazwał to kręgiem pamięci o polskiej świętości. Uczestnicy spotkania byli zgodni, że polityka pamięci powinna mieć zarówno swój aspekt zewnętrzny, budować pozytywny wizerunek naszego kraju poza granicami kraju, jak również wewnętrzny, sprzyjać krystalizowaniu się poczucia tożsamości. Tylko narody o ukształtowanej tożsamości zachowają podmiotowość, co jest istotne zwłaszcza w przypadku państw znajdujących się w tak trudnym położeniu geopolitycznym, jak Polska. Krytykom zaś nadmiernej ingerencji państwa w tę sferę, próbującym ją redukować do prywatnych wyborów obywateli i głoszących potrzebę roztopienia się w etosie wartości europejskich, a takie głosy w dyskusji także padały, można powiedzieć jedno. Od polityki historycznej nie uciekniemy. Problem polega jedynie na tym, czy będziemy ją robić sami, czy przyjmiemy wzorce oraz wartości innych narodów i państw, traktujących aktywność w tej sferze jako naturalne wzmocnienie własnej pozycji. Podkreślił to we wprowadzeniu prezydent Duda przypominając słowa marszałka Piłsudskiego o tym, że naród, który traci pamięć, przestaje być narodem, a staje się zbiorem ludzi czasowo zamieszkujących pewne terytorium.

Pojawiło się także pytanie, w jakich ramach ma kształtować się polska polityka pamięci? Czy obejmować ma wszystkie nurty, obecne w życiu publicznym, czy powinna jednak zostać dokonana pewna selekcja. Istotna w tym kontekście była deklaracja samego prezydenta Dudy. Przypomniał słowa prezydenta Lecha Kaczyńskiego z 2008 r. o tym, że nie wolno stawiać znaku równości pomiędzy patriotyzmem a nacjonalizmem, dlatego, że ich źródła są inne. "Podstawą patriotyzmu jest miłość, podstawą nacjonalizmu czy ksenofobii jest nienawiść" – mówił, wywołując wówczas liczne kontrowersje, śp. prezydent Kaczyński. Jak się wydaje prezydent Duda podziela tę ocenę, gdyż w kontekście tych słów nawiązał do obchodów święta niepodległości. Chciałbym, powiedział, abyśmy w przyszłorocznym marszu niepodległości szli wszyscy razem.  Odnosząc się jednak do rzeczywistości tegorocznego marszu w Warszawie dodał, że trudno byłoby mu maszerować pod hasłem: „Polska dla Polaków".  Była to ważna, niestety niezauważona przez media deklaracja. W sposób otwarty, republikański prezydent Duda odniósł się do samego pojęcia wspólnoty narodowej. Rozumianej nie wąsko, właśnie nacjonalistycznie, a stąd już jest tylko krok do szowinizmu i wrogości wobec innych, ale w poczuciu głębokiego zakorzenienia w najlepszych tradycjach Rzeczpospolitej, która była silna, gdy potrafiła łączyć we wspólnocie różne narody, a nie zamykać się przed nimi.

Wypowiedź prezydenta wielu może się nie spodobać, zwłaszcza że zaproponowana przez ruch narodowy formuła marszu w Warszawie z roku na rok zyskuje większą popularność. Tym bardziej cenię deklarację Prezydenta i sądzę, że powinna być ona przedmiotem szerszej refleksji.