Historia bez dat

Piotr Legutko

Nowa podstawa programowa już wydaje swoje owoce. Nie są dobre i czas wyciągnąć z tego wnioski.

Historia bez dat

Co można wyczytać z raportu Instytutu Badań Edukacyjnych nt. wiedzy historycznej polskich uczniów szkół ponadgimnazjalnych? Na przykład informację, że 40 proc. z nich nie potrafi powiedzieć, kiedy Polska odzyskała niepodległość, a tylko 27 proc. uczniów wie, jakie żądania wysuwał Hitler wobec Polski przed wybuchem II wojny. Co ciekawe, nauczyciele tymi danymi zaszokowani nie są. Od trzech lat uczymy bowiem historii inaczej.

Właśnie w tej sprawie odbywały się głodówki dawnych opozycjonistów w kościołach. Nie podobało im się, że licealiści dostali wybór między normalnym kursem historii a lekcjami, na których poznaje się jedynie „wybrane zagadnienia”, wg określonego klucza. Jednak nowa podstawa już działa i nowe przynosi owoce. Jakie? W komentarzu do raportu czytamy, że uczniowie nie mają  „wystarczającej bazy faktograficznej, która umożliwiałaby tworzenie pełniejszego obrazu historycznego”. Bo i po co, przecież wszystko można „wyguglać” w sieci.  Mamy więc kolejne roczniki, które poznają historię bez dat. Tylko co to za historia?

Reforma miała przenieść uczniów (z wkuwania dat) na wyższy poziom – rozumienia procesów historycznych. Z tym jednak też nie jest różowo. Nie sposób bowiem ogarniać związków przyczynowo skutkowych, skoro „wyobrażenie na temat przeszłości ogranicza się raczej do wyspowych, zamkniętych i niepowiązanych w większe całości zbiorów danych”. W dodatku dotyczących wydarzeń może i ciekawych, ale niekoniecznie istotnych.  Jest to zatem wiedza fragmentaryczna, przyczynkarska, nie dając szans zrozumienia logiki dziejów.

Paradoksalnie, żyjemy w czasach ogromnej popularności historii. Nigdy jeszcze nie było tak wielu pism, książek, dokumentów. A wszystkie podane w niezwykle atrakcyjny sposób. W dodatku wielu młodych ludzi pasjonuje się przeszłością. Raport pokazuje, że jest grupa uczniów mająca znakomitą i pogłębioną wiedzę historyczną. Tyle, że nie zawdzięczają jej szkole. Są jednak i tacy, którzy nie mają zielonego pojęcia od czasach minionych. I w tym akurat szkoła ma swoje „zasługi”

Programy nauczania nie są pisane pod pasjonatów. Wykształcenie średnie – jak sama nazwa wskazuje – powinno dawać wszystkim pewien standardowy zestaw wiedzy, także tej historycznej. Nie pogrupowanej w tematy w rodzaju: "Kobieta i mężczyzna, rodzina", "Swojskość i obcość", "Język, komunikacja, media", ale nauczanej po kolei i „po Bożemu”. I w tym sensie polskiej szkole niewątpliwie potrzebny jest pilny powrót do normalności.