Wszystko gra

Marcin Jakimowicz

|

GN 47/2015

publikacja 19.11.2015 00:15

Przyszedłem, by zobaczyć, jak z kawałka drewna można wyczarować mistrzowskie skrzypce, a usłyszałem prawdziwe love story. Posłuchajcie opowieści w dobrym tonie.

– Połączył nas Pan Bóg a także wspólna pasja  – nie mają wątpliwości Ola i Arek Gromkowie – Połączył nas Pan Bóg a także wspólna pasja – nie mają wątpliwości Ola i Arek Gromkowie
Roman Koszowski /FOTO GOŚĆ

Gdy wszedłem do pracowni lutników, byłem pewien jednego: Aleksandra i Arkadiusz Gromkowie mogą bić rekord Guinnessa pod względem liczby instrumentów (muzycznych i stolarskich) zgromadzonych na metrze kwadratowym. O ich miejscu pracy naprawdę nie można powiedzieć: coś tu nie gra. Patrząc na ścianę pracowni, można dostać oczopląsu. Różne odcienie drewna, materiały, narzędzia, słoiki, struny. Obok słoiczka z zajęczym klejem w szeregu posłusznie ustawiły się smyczki z końskiego włosia.

Jak w ulu

W pracowni lutniczej, która przykucnęła przy nowoczesnej Akademii Muzycznej, ruch jak w ulu. Ludzie wchodzą, wychodzą. Zamawiają skrzypce, przynoszą uszkodzone instrumenty. Niektórzy doskonale wiedzą, o co prosić, inni przynoszą skrzypce, które znaleźli w babcinej szafie, bo ich zdaniem „coś za bardzo brzęczą”. A małżeństwo lutników bierze się do roboty. I z dnia na dzień uczy się najtrudniejszej cechy na świecie: cierpliwości. Naprawdę niewiele się w tej pracy zmieniło od czasów legendarnego lutnika z Cremony. À propos tego geniusza: Dom Sotheby’s rzadką altówkę z warsztatu Antonio Stradivariusa z 1719 roku, uważaną za jeden z najdoskonalszych instrumentów, jakie wykonał włoski lutnik, wycenił na, bagatela, 45 mln dolarów. To rekordowa cena za instrument muzyczny.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.