Pierwszy samodzielny rząd w III RP powstał w wyniku wielu kompromisów. Jego skład ma spełnić oczekiwania zarówno twardego elektoratu PiS, jak i rynków finansowych.
STANISłAW KOWALCZUK /east news
To nie jest autorski gabinet Beaty Szydło, ani nawet Jarosława Kaczyńskiego, choć z pewnością prezes PiS był jego głównym architektem. Polską rządzić będzie jednak Zjednoczona Prawica, a nie Prawo i Sprawiedliwość. Jest to w większym stopniu, niż się wydawało wcześniej, rząd koalicyjny. Jarosław Gowin został w nim jednym z wicepremierów, a Zbigniew Ziobro dostał to, o czym marzył – drugą szansę w Ministerstwie Sprawiedliwości. To jest rząd wewnętrznych kompromisów, nie tylko między PiS a Polską Razem i Solidarną Polską. Mamy w nim najtwardszych współpracowników Jarosława Kaczyńskiego, ale też nowe twarze spoza polityki. Rutynę i młodość. Doświadczonych partyjnych liderów, ale i ekspertów cenionych przez rynek. Nie brak oczywiście kandydatur wzbudzających kontrowersje, ale dla stabilności nowego gabinetu może to i lepiej, że praktycznie wszyscy mocni gracze prawicy są w nim, a nie poza – w roli recenzentów.
Nominacje symboliczne
Wbrew wcześniejszym deklaracjom Beaty Szydło szefem MON nie został Jarosław Gowin, lecz Antoni Macierewicz. Tłumaczenie pani premier, że lider Polski Razem wybrał inny resort, ma oczywiście charakter dyplomatycznej wymówki. Okazało się, że pozycja Antoniego Macierewicza jest dziś w PiS zbyt silna, by pozostawał poza rządem. A znaczenie MON oraz decyzji tam podejmowanych zbyt duże, by PiS oddał ten resor koalicjantowi. Podobnie jest w przypadku polityki zagranicznej i służb specjalnych. Ma rację opozycja mówiąc, że są to nominacje symboliczne.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.