Pobudka!

Marcin Jakimowicz

|

GN 47/2015

publikacja 19.11.2015 00:15

O poskramianiu węży z Dariuszem Malejonkiem

Pobudka! Dariusz Malejonek ur. 1962, muzyk, kompozytor, grał w legendarnych zespołach reggae: Kulturze, Izraelu oraz w Armii, Moskwie, HOUK. Współzałozyciel 2Tm2,3, lider Maleo Reggae Rockers. Jakub Szymczuk /foto gość

Marcin Jakimowicz: Czujesz się przez cały czas kochany przez Pana Boga?

Dariusz Malejonek: Tak. Ale często muszę walczyć o to, by to od Niego usłyszeć. Ten świat skutecznie zagłusza Jego głos, próbuje Go wyciszyć, co chwilę bombarduje mnie informacjami: Bóg cię nie kocha, jesteś sam, to, co robisz, nie ma sensu. To są strzały, które cały czas wróg wymierza w moje serce. Jeżeli nie pomodlę się rano, nie przeczytam Biblii i nie uchwycę się mocno tego słowa, jest ciężko. Ale gdy uda mi się usłyszeć z samego rana tę słodką melodię, te wszystkie obietnice, które Bóg wypowiada na mój temat, jest o wiele łatwiej. Wiesz, ja naprawdę doświadczyłem na własnej skórze, że są siły, które chcą mi tę świadomość wydrzeć, zniszczyć. 

Bywały chwile, gdy wołałeś do Boga, a odpowiadała ci pustka?

Tak. Wiele razy. To normalna sytuacja. Nie bez powodu na ostatniej płycie 2Tm 2,3 śpiewamy Psalm 22: „Eli, Eli lama sabachtani”. Ten dramatyczny krzyk: „Gdzie jesteś? Czemuś mnie opuścił?”. Często poruszam się w ciemności, po omacku. Dzięki Bogu nie jest to tak długa noc jak u Matki Teresy z Kalkuty, bo chyba bym oszalał… Ale przeżywałem też nie tak dawno chwile, gdy przyszła mi do głowy myśl: a co, jeśli Boga nie ma?

Przeraziłeś się tych intuicji?

To było najstraszniejsze doświadczenie ostatnich lat. Zacząłem się modlić, wołać, krzyczeć do Pana Boga i łaska wiary wróciła. Po tym wszystkim pytałem: „Po co? Dlaczego przytrafiło mi się coś tak potwornego?”. I zrozumiałem: po to, bym czuł to, co przeżywają ludzie niewierzący. Bym ich nie oceniał, nie krytykował. Czytam wywiady z muzykami, którzy nie mają łaski wiary, i widzę, że w stanie, który był dla mnie nie do zniesienia, oni żyją na co dzień.

Poznałem osobę, która wróciła do Kościoła, bo usłyszała, jak śpiewałeś na scenie „Nie umrę”. Darek Malejonek boi się, że trafi do piekła?

Nie boję się. Znam moje uczynki i nie mam złudzeń co do tego, jakim jestem człowiekiem, ale wierzę w przeogromne Boże miłosierdzie. Myślę, że Bóg nikogo nie skazuje na piekło. To człowiek w swojej pysze może powiedzieć „nie” i wzgardzić miłosierdziem. Jedyny grzech, którego Bóg nie może odpuścić, to ten niewyznany.

„Dawid szedł na wojnę z Filistynami i nie miał miecza” – opowiadałeś przed laty. „Kapłan powiedział: »Jest tylko miecz Goliata, którego zabiłeś«. A wtedy Dawid odrzekł: »Jest to najlepszy miecz«. Muzyka rockowa jest takim mieczem Goliata”. Dalej masz taką świadomość?

Tak. Dostałem list. Napisał do mnie chłopak. Przed laty stoczył się kompletnie. Pił, ćpał, pogrążał się z dnia na dzień. Trafił na koncert Houka. Gdy pod koniec koncertu rzuciłem do mikrofonu: „Z Bogiem!”, strasznie się wkurzył. Jak mogę coś takiego gadać? Wrócił do domu i… nie mógł się od tych słów uwolnić. One cały czas w nim pracowały, rezonowały, uwierały. Napisał, że był to początek jego nawrócenia. Dziś ma piątkę dzieci i zgłosił się z rodziną na… misje do Chin. Zaczęło się od krótkiego „Z Bogiem!”. Nigdy nie wiesz, które słowo dotrze do ludzi. Słyszałem wiele podobnych opowieści. Jeden mężczyzna stracił pracę, rzuciła go żona. Załamał się, chciał popełnić samobójstwo. Ktoś podrzucił mu płytę Maleo Reggae Rockers i, jak wspomina, to go uratowało. Wiem, że to nie moja zasługa, ale takie rzeczy naprawdę dają mi „kopa” do pracy…

W czasie koncertu, na którym jedna z kapel zaproponowała: „Jeśli ktoś chce oddać życie Jezusowi, niech podejdzie pod scenę”, usłyszałem: „To niepoważne. Taka gra na emocjach”. A przecież u Ciebie wszystko zaczęło się właśnie od takiej sceny…

To był 1987 rok. Graliśmy w Jarocinie z Moskwą. Nie szukałem jakoś desperacko Boga, ale dziś widzę, że On mnie szukał. Dowiedzieliśmy się, że zagra tam amerykański zespół No Longer Music. Nie mieli pozwolenia na koncert na dużej scenie, więc grali pod kościołem. Poszedłem. To nie był jedynie koncert, ale też pantomima o tym, że Jezus oddał za nas życie. Lider grupy David Pierce powiedział: „Jeśli ktoś chce oddać życie Jezusowi, niech podejdzie pod scenę”. Początkowo denerwowało mnie to całe gadanie. „Graj, a nie gadaj” – chciałem powiedzieć.

Ale w pewnym momencie poczułem, że to nie są tylko słowa, że jest w nich jakaś moc. Podszedłem i przyjąłem do serca Jezusa. I jak pokazało życie, był to początek drogi nawrócenia. Parę rzeczy jeszcze się posypało. Przede mną była długa droga, ale to był początek. Potem zmarł mój przyjaciel Bartek „System”. Wszystko zaczęło dziać się bardzo szybko. Przyjąłem chrzest, wzięliśmy z Elą kościelny ślub, znalazłem się w Kościele, we wspólnocie neokatechumenalnej. I to, widzę, uratowało mi życie. 

Kochasz Kościół?

Tak. I to dla mojego środowiska jest rzeczą kompletnie niezrozumiałą. Kościół jest przedmiotem szyderstwa: jest dla nich szajką pedofili, watykańską sektą, która łupi kasę z naiwnych ludzi, organizacją przestępczą odpowiedzialną za wyniszczenie Indian i płonące stosy. Odpowiada za większość zła na tym świecie. Tak to widzi wiele osób z rockowego środowiska. Ja poznałem prawdziwy, piękny Kościół, wspaniałych kapłanów. Tu wzrastam i staję się chrześcijaninem. To długi proces. Kiedyś próbowałem dyskutować z ludźmi na Facebooku czy w realu, ale dochodziło tylko do nerwowych przepychanek. Zrozumiałem: nie tędy droga.

„Wszyscy udowadniają swoje racje, a Bóg szuka relacji” – przypomina Ulf Ekman.

Właśnie! Nie chcę udowadniać za wszelką cenę swoich racji. Mogę przekonać innych tylko swoim życiem. Głoszę kerygmat, akceptuję tych ludzi, uczę się ich kochać. Oni przecież postrzegają chrześcijan jako tych, którzy nieustannie wytykają ich palcami, bombardują moralnością, nakazami, zakazami, na każdym kroku punktują. Mają taki obraz chrześcijaństwa, a on, niestety, nie wziął się znikąd. Może takich ludzi spotykali do tej pory? Ja jestem dla nich znakiem zapytania. Bo nie potępiam, nie szczuję, staram się ich zrozumieć. Widzę, że jestem szczęściarzem.

Mam genialną rodzinę, a u wielu moich znajomych życie rodzinne runęło. Nagrywam płytę za płytą, realizuję pasje, jestem głodny muzyki, kipią we mnie pomysły (tu reggae, tu 2 Tm 2,3, tu projekty typu „Morowe panny”), a oni często żyją sfrustrowani jakimiś niezrealizowanymi marzeniami. Bóg postawił mnie wśród tych ludzi, bo byłem jednym z nich i jestem w stanie ich zrozumieć. Wielu chce ze mną pogadać, ma dobrą wolę, ale są i tacy, którzy mnie nienawidzą i traktują to, co robię, jako obrzydliwość, zdradę.

Twoja świeżutka płyta nazywa się „Wake up”. Kto się ma obudzić? Kościół?

Cieszę się bardzo z tej płyty. Udało się osiągnąć niesamowite brzmienie. Wołam na niej przede wszystkim do siebie. Każdy z nas śpi – nie oszukujmy się. Pobudka jest konieczna. Jezus wzywa nas do czujności. Jest wąż, kobra, która strzela ci w oczy jadem. Trafiona ofiara jest bezbronna. Musisz uważać, bo nie masz pojęcia, kiedy zaatakuje.

Boisz się tych ataków, rykoszetów? 

Nie paraliżuje mnie strach, ale wiem jedno (powiedziałem to wczoraj, gdy otrzymywałem nagrodę Strażnik Pamięci): za każdy sukces, za dobro trzeba zapłacić pewną cenę, odpokutować. Diabeł jest jak pies na łańcuchu. Jak nie podejdziesz zbyt blisko (nie usiądziesz przy komputerze, by włączyć stronę z pornografią, nie wejdziesz w szemranie itd.), nie ugryzie cię. On jest niebezpieczny tylko na swym terytorium. List do Efezjan mówi, że toczy się walka, że żyjemy w czasie wojny. Potrzebny jest oręż, i taki daje nam Bóg. To tarcza wiary, hełm zbawienia itd. Diabeł boi się tego, kim możemy się stać, gdy wyzwolimy się spod jego wpływu. Boi się, że będziemy znakiem dla świata. Ale jeżeli jesteśmy spętani niemocą, nałogami (mówię o chrześcijanach!), jesteśmy niegroźni. Przeciwnik jest megainteligentny, zna nasze słabe punkty i tam uderza. Mówi: „Zobacz, Bóg cię nie kocha, żona nie rozumie, jesteś niedoceniony, niesprawiedliwie traktowany” i tu otwiera się furtka, by odpuścić, pofolgować ciału, wejść w uzależnienia…

Jezus rozkazując demonom: „Milcz!”, mówił dosłownie: „Zakładaj kaganiec!”.

Bóg nie daje nam ducha lęku. Mamy zwycięstwo w kieszeni, a my żyjemy zalęknieni. Nauczyłem się, by rano zapraszać do serca Boga, a wyrzekać się diabła. Gdy czuję wokół siebie jakiś diabelski smród, gdy ogrania mnie lęk, zniechęcenie, gdy sypią się relacje, padam na kolana i staram się namierzyć Złego, określić, jaki to duch i po prostu go wyrzucić.

To, że mówiłeś w środowisku o Jezusie, było obciachem. To, że wspominałeś o Kościele, było obciachem do kwadratu, ale to, że często opowiadałeś o Maryi, było już kompletnie nie do przyjęcia.

Mam świadomość Jej ogromnej mocy, opieki. Wiem, że to Maryja wyjednała mi nawrócenie. Dostałem kiedyś takie proroctwo. To Ona zrodziła mnie dla Kościoła. Mam z Nią silną więź. Wielu myśli, że Jej rola skończyła się w chwili, gdy urodziła Zbawiciela. Nie! To był dopiero początek! (śmiech) Wierzę, że żyjemy w czasach ostatecznych: strasznych, w czasach wojen, krwi, ogromnej biedy. Co robi Maryja? Przychodzi (np. w Fatimie, czy Kibeho) i daje wskazówki. Prosi: zróbcie wszystko, co powie Jezus. Każe nalewać wodę do stągwi? Nalewajcie… 

…Napijecie się 600 litrów wybornego wina!

To przecież 900 butelek 0,7! Naprawdę warto Jej słuchać. (śmiech) Bóg ma gest. Chrześcijanin to nie dziad. Bywały chwile, gdy nie miałem pieniędzy (nie cierpię tego stanu!), ale wiem, że te sytuacje uczyły mnie, że jestem zależny od Boga. We wszystkim.

Bob Marley jest w niebie?

Wierzę, że jest. Zrobił tyle dobra, pomógł tylu osobom. Tuż przed śmiercią nawrócił się. Rak był w ostatnim stadium, a on zawołał kapłanów Ortodoksyjnego (Koptyjskiego) Kościoła Etiopskiego. Zapragnął przyjąć chrzest. Dostał nowe imię: Berhane Selassie, czyli Światło Trójcy Świętej. Pogodził się z Jezusem. To temat tabu. Dla rastafarian na całym świecie to był cios, więc zamietli sprawę pod dywan. A Marley pokazał, kto naprawdę jest Królem królów, niezwyciężonym Lwem z plemienia Judy, Alfą i Omegą!•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.