Koniec udawanego przywództwa

Stefan Sękowski

Dobrze, że Ewa Kopacz nie będzie szefem PO. Polska potrzebuje silnej opozycji w sejmie.

Koniec udawanego przywództwa

Ewa Kopacz nie będzie kandydowała na przewodniczącą Platformy Obywatelskiej. Jeszcze nie wiadomo, kto będzie, ale ktokolwiek by to był, prawdopodobnie będzie bardziej pasował na to stanowisko, niż była premier. I to jest dobra wiadomość dla Polski – nie tylko dla zwolenników PO.

Kopacz została szefem partii i rządu tylko i wyłącznie dzięki namaszczeniu Donalda Tuska. Nigdy nie miała szczególnie silnej pozycji w swoim ugrupowaniu. Szczerze mówiąc: nikt nie miał, a nawet jeśli próbował mieć, budując wokół siebie jakąś frakcję, był skutecznie pacyfikowany przez partyjnego dyktatora z Kaszub. I gdy ten osiągnął to, do czego chyba służyło mu kierowanie polskim rządem – czyli wysokie unijne stanowisko – została po nim luka.

Ale teraz Platforma Obywatelska, po latach rządów pod medialnym parasolem ochronnym będzie musiała stać się normalną partią. A to oznacza, że będzie musiała też spośród swoich członków wyłonić nowego lidera. Nie jest wykluczone, że będzie nim Donald Tusk, który po dwóch i pół roku roznoszenia paluszków na unijnych szczytach być może straci swoje stanowisko. Ale do tego czasu ktoś będzie musiał być przewodniczącym.

I mam nadzieję, że będzie to ktoś, kto będzie miał pomysł na PO. Bo choć rozwój sytuacji w tej niegdyś umiarkowanie konserwatywno-liberalnej partii, która z biegiem lat stała się bezideową partią władzy, obserwuję z rosnącym zażenowaniem, to jednak zdaję sobie sprawę z tego, że każdy rząd potrzebuje silnej opozycji. Po to, by nie zgnuśnieć, by musieć się gimnastykować, przedstawiając własne projekty, by czuć oddech konkurencji na plecach. Potrzebuje opozycji, która będzie rzetelnie rozliczała go z poczynań i merytorycznie na nie odpowiadała. Nie jest nią na pewno ugrupowanie, na którego czele stoi kobieta ("ja jako kobieta"), która ostatnie przemówienie w roli premiera wykorzystuje na pokazanie, jaki jej rząd był dobry i odgrażanie się nowej premier. Nie jest nią partia, której liderka potrafi jedynie międlić do znudzenia te same slogany o grożącym Polsce średniowieczu i nawet nie umie przedstawić w zrozumiały sposób szczegółów własnego programu. Słowem: nie jest to partia, której przewodzi figurantka.

W Wielkiej Brytanii drugie co do wielkości ugrupowanie nazywane jest „Opozycją Jej Królewskiej Mości”. To symbol, że pomimo podziałów politycznych scena polityczna stanowi jedno i że Korona potrzebuje zarówno rządu, jak i jego surowego recenzenta. Czy PO będzie opozycją, jakiej potrzebujemy, czy jednak wybierze wygodę wsłuchiwania się w umizgi własnych klakierów? Czas pokaże. Jednak mam nadzieję, że Platforma będzie miała silnego lidera. Nie tylko dla własnego dobra, ale przede wszystkim dla dobra Polski.