Od 200 dni w Mariupolu trwa nieprzerwana modlitwa chrześcijan różnych Kościołów. Są przekonani, że ich modlitewny namiot chroni miasto i ich wolność.
Paulini, ojciec Leonard Aduszkiewicz (stoi po prawej stronie) i Marek Kowalski podczas Mszy św. w namiocie modlitwy w Mariupolu
andrzej grajewski /foto gość
Siły naszej modlitwy doświadczyliśmy już we wrześniu ubiegłego roku, kiedy przez centrum miasta przeszła procesja z krzyżem. Zatknięto go później w miejscu, gdzie do niedawna stał pomnik Lenina – wspomina Łesia Skałun z chrześcijańskiego Kościoła Słowa Bożego w Mariupolu. Uchodzi za jednego z najlepszych notariuszy w mieście. Rozmawiamy w jej eleganckim biurze, wieczorem, kiedy ostatni interesanci opuszczają lokal. – Pamięta pan atmosferę tamtych dni? – pyta, wspominając nasze spotkanie przed rokiem. W centrum miasta słychać było ostrzał artyleryjski, a świeżo wykopane okopy zaczynały się za rogatkami miasta. – Później wojskowi nam powiedzieli – kontynuuje opowieść – że po tamtej stronie wszystko było już gotowe do szturmu. Przeszedł jednak huragan, jakiego nikt tu nie pamiętał.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.