Koniec, który jest początkiem

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 46/2015

W końcówce roku liturgicznego Kościół zachęca do wsłuchania się w Jezusowe zapowiedzi końca świata.

Koniec, który jest początkiem

1 Pan zachęca nas do gotowości. Mamy liczyć się z tym, że świat, który znamy, przeminie bezpowrotnie. Ów koniec będzie zarazem początkiem. Pojawi się coś nowego, co będzie w jakiejś mierze kontynuacją tego, co znamy, a zarazem całkowitą nowością, niespodzianką. Nadejście końca świata zwiastują pewne znaki. Mówi o nich dzisiejszy fragment Ewangelii. Wielki ucisk, zaćmienie słońca, spadanie gwiazd, wstrząśnięte moce na niebie. Czy chodzi tylko o zjawiska przyrodnicze? A może także jakiś niepokój w ludzkim świecie? Jakiś rodzaj ciemności moralnej, upadku „gwiazd”, czyli autorytetów, zaćmienia umysłu, osłabienia ludzkich mocy, np. sumienia, odpowiedzialności, wrażliwości itd.? Pewnie o jedno i o drugie.

2 „Wówczas ujrzą Syna Człowieczego”. Koniec świata wiąże się z ponownym nadejściem Syna Bożego. Tym razem już nie w cichym Betlejem, w skromnej stajni czy grocie, ale „w obłokach z wielką mocą i chwałą”. Przyjdzie jako Bóg, ale także jako Człowiek, który nas rozumie. Aby nas sądzić. We fragmencie, który rozważamy, mowa jest o „zebraniu wybranych z czterech stron świata”. To zapowiedź Kościoła w chwale, wspólnoty nieba. Zgromadzenie ludzi wokół Jezusa. To jedna z teologicznych definicji Kościoła. Dziś też Pan Bóg posyła swoich aniołów aż po krańce ziemi, aby nas zgromadzić w swoim Domu. Kiedyś zbierze nas definitywnie we wspólnocie zbawionych.

3 „A od drzewa figowego uczcie się przez podobieństwo”. Drzewo wypuszczające liście jest zapowiedzią lata. Znaki, o których mówi Jezus, zapowiadają nadchodzący koniec świata, który „blisko jest, we drzwiach”. Nie musimy się bać. Mamy być przygotowani. Czyli robić dobrze to, co do nas należy. Modlić się, ufać, wierzyć Bogu bardziej niż gazetom, kochać, przebaczać, chodzić do spowiedzi, nawracać się. Każdy dzień przeżywać jako krok do przodu, w stronę szczęśliwego zakończenia historii.

4 „Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą”. Słowo wydaje się czymś bardzo ulotnym, nietrwałym. Znika tuż po wypowiedzeniu. Można je utrwalić na piśmie, ale papier jest łatwopalny. Wykuć w kamieniu, ale i te się kruszą. Na twardym dysku w komputerze, ale i te zawodzą. Słowa Jezusa trwają, przekazywane przez Jego uczniów z pokolenia na pokolenie, z serca do serca, wypisane w ludzkiej duszy. Nieważne są daty czy godziny spełnienia się Bożych obietnic. Ważne jest to, że słowo Jezusa zapewnia nas, że Bóg pozostaje panem historii każdego pokolenia. Mimo wstrząsów ziemi i nieba, mimo spadających gwiazd, wojen, ucisków, zamętu i niepokoju. Jedyne, co nam zostaje, to przylgnąć do słowa Pana, ukochać je, schronić się w nim, znaleźć w nim ukojenie, spokój, nadzieję. Trzymać się go jak arki Noego nad wzburzonymi morzami historii. Szkoda uszu, nerwów, języka na słowa, które nie prowadzą do Słowa.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.