Kapelani pojechali na front

Andrzej Grajewski

publikacja 31.10.2015 09:59

Kilkuset duchownych różnych wyznań ruszyło zupełnie za darmo do Donbasu.

Kapelani pojechali na front Kapelani prawosławni podczas uroczystości poświęcenia krzyża na poligonie pod Kijowem, gdzie stanie świątynia, która będzie służyć żołnierzom różnych wyznań Andrzej Grajewski /Gość Niedzielny

Od początku wojny na Wschodzie, duchowieństwo wszystkich największych Kościołów chrześcijańskich Ukrainy wspiera wysiłek swych wojsk. Jako kapelani służą w jednostkach armii ukraińskiej, ochotniczych batalionów oraz Gwardii Narodowej. Dorobek ich rocznej służby został podsumowany w czasie międzynarodowej konferencji w Kijowie, która zgromadziła nie tylko kapelanów z całej Ukrainy, ale także gości z Europy Środkowej, m.in. Polski. Wszyscy oni dzielili się swym doświadczeniem oraz próbowali odpowiedzieć na pytanie, jakim wyzwaniem jest obecność kapłana wśród żołnierzy na polu walki, często w miejscach bardzo niebezpiecznych. Należy podkreślić, że wszyscy oni jadą na pierwszą linie frontu, jako ochotnicy. Na Ukrainie służba kapelańska nie ma uregulowanego statusu. To w istocie ciągle jest wolontariat. Nie mają żadnych stanowisk, ani stopni w wojsku. Za swą pracę nie otrzymują nie tylko żadnych pieniędzy, ale nie są objęci także ubezpieczeniami społecznymi na wypadek ran, kontuzji, czy śmierci.

Do tej pory żaden z nich nie zginął, ale kilku było już rannych, bądź kontuzjowanych. Byli także w niewoli u separatystów. Przyjazdy kapelanów są koordynowane przez specjalne centra, utworzone przez każdy z Kościołów, które współpracują ze sztabem generalnym oraz jednostkami w terenie. Przebywają wśród żołnierzy w różnym okresie czasu: przez kilka, lub kilkanaście dni, albo nawet kilka tygodni. Sprawują posługę duszpasterska, ale także starają przywozić ze sobą żywność, ciepłą odzież oraz listy z kraju. Sprawują liturgię w polowych namiotach, adaptowanych na cele kultu. Udzielają sakramentów, a także prowadzą katechezę, a często po prostu są wśród żołnierzy i sama ich obecność dodaje im otuchy.

Najwięcej kapelanów poszło służyć w rejon tzw. Operacji Antyterrorystycznej z Kościoła greckokatolickiego. Większość z nich prowadziła posługę duszpasterską już podczas protestów na Majdanie. Gdy rozpoczęła się wojna na Wschodzie i wielu spośród tych, których wspierali duchowo poszło bronić kraju przed separatystycznym buntem oraz rosyjską agresją, oni poszli za nimi. Za przykładem grekokatolików na front pojechali kapłani prawosławni z Patriarchatu Kijowskiego oraz ukraińskiego Kościoła autokefalicznego. Dołączyli do nich także prawosławni ze struktur ukraińskiego Kościoła prawosławnego uznającego kanoniczną zwierzchność Patriarchatu Moskiewskiego, choć tych jest najmniej i są to bardziej osobiste ich decyzje, aniżeli wynik zorganizowanych działań hierarchii kościelnej.

Cześć z nich pochodzi z Donbasu, gdzie pracowali do wojny, jak proboszcz parafii prawosławnej z Ługańska, ojciec Ihor Sawczuk , z Moskiewskiego Patriarchatu. Za to, że prowadził pracę duszpasterską wśród żołnierzy batalionów ochotniczych został przez separatystów skazany na śmierć i musiał uciekać z rodziną do Kijowa.  Wielką rolę spełniają na froncie także kapelani z Kościołów ewangelikalnych. Cześć z nich musiała opuścić swe domy w Donbasie. Zaangażowanych pro ukraińsko pastorów separatyści wyganiali, a często prześladowali. W Słowiańsku rodzina pastora została zamordowana. Wśród kapelanów jest także grupa księży rzymskokatolickich, którzy służą na froncie, są to najczęściej zakonnicy, zarówno Ukraińcy, jak i Polacy, urodzeni na Ukrainie. M.in. kapelanem oddziałów zajmujących najbardziej wysunięte pozycje nieopodal lotniska w  Doniecku jest  Polak z Ukrainy, o. Edward Kawa, przełożony czarnych franciszkanów w tym kraju. Jednym z dowódców batalionu ochotniczego „Karpacka Sicz”, który dzisiaj jest częścią ukraińskiej armii jest jego parafianin z Ługańska.

Poprosił go o przyjazd, gdyż duże straty, stres bojowy oraz ciągłe napięcie spowodowały, że oddział potrzebował duchowego wsparcia. O. Kawa przebywał z nimi podczas najbardziej trudnych momentów, spowiadając żołnierzy nawet w chwilach zagrożenia życia.  Jak mówi, rozdał już wśród żołnierzy kilka tysięcy różańców i systematycznie uczy ich tej modlitwy. Za pracę kapelanów w Kościele katolickim na Ukrainie odpowiada bp Stanisław Szyrokoradiuk, biskup diecezji charkowsko-zaporowskiej, która najbardziej ucierpiała w czasie walk w Donbasie, gdyż kapłani katoliccy musieli opuścić praktycznie wszystkie swoje parafie na tym terenie. 

– Żołnierze ufają kapelanom dopiero wtedy, gdy zobaczą, że ci są z nimi w najbardziej gorących punktach i razem z nimi narażają, życie powiedział mi o. Mychajło, młody ksiądz prawosławny, który przeżył dramatyczny odwrót oddziałów ukraińskich z kotła pod Debalcewem. Podobne zdanie wyrażali praktycznie wszyscy kapelani, z którymi rozmawiałem. Wielu z nich przebywa z żołnierzami na pierwszej linii frontu, śpi razem z nimi w schronach, dzieli wszystkie ich trudne chwile. Służą wszystkim chrześcijanom, bez różnicy wyznania i to także jest ważne, wspólne doświadczenie kapelanów.

W tym wszystkim ważne jest także, aby nie zapomnieć o istocie powołania kapłańskiego, mówił o. Andrij Zieliński, kapłan greckokatolicki, który jako jeden z pierwszych zaczął prowadzić modlitwę różańcową na Majdanie i jako jeden z pierwszych zgłosił się do służby kapelańskiej. Nigdy nie możemy zapominać, że naszą misją jest głoszenie Ewangelii, a nie bycie ideologicznym orężem w rękach państwa, podkreślał podczas konferencji. – Kapelan powinien wypełniać swoje obowiązki tylko z pozycji miłości, powiedział mi o. Ihor Sawczenko. Nawet jeśli ma świadomość tego, że żołnierze wśród których pracuje za chwilę ruszą walczyć, nie może w nich wzbudzać nienawiści do przeciwnika. Kapelan to człowiek, który przygotować ma człowieka do życia w pokoju, a nie do wojny. Przecież kiedyś ta nieszczęsna wojna się zakończy i trzeba będzie z tymi, którzy dziś stoją po drogiej stronie żyć wspólnie w pokoju w jednym domu, powiedział kapłan, który sam został przez separatystów wygnany ze swego domu w Ługańsku.