Hospicjum, czyli wspólnota

Piotr Legutko

|

GN 44/2015

publikacja 29.10.2015 00:15

W tym miejscu śmierć nie jest dla nikogo zaskoczeniem. Chorzy terminalnie wiedzą, że to, co nieuniknione, jest już blisko. Bardzo blisko.

Lekarzom, pielęgniarkom i wolontariuszom w hospicjum chodzi o to, by na tej ostatniej prostej do nieba ulżyć cierpieniom Lekarzom, pielęgniarkom i wolontariuszom w hospicjum chodzi o to, by na tej ostatniej prostej do nieba ulżyć cierpieniom
henryk przondziono /foto gość

Statystyki są nieubłagane. Przeciętny czas pobytu w hospicjum to 21 dni. Kilka miesięcy to sytuacja wyjątkowa. Już częściej chodzi o kilka dni. Opieka, jakiej potrzebują tu chorzy, jest więc bardzo specyficzna. W pierwszej kolejności to opieka paliatywna. Lekarzom, pielęgniarkom i wolontariuszom chodzi o to, by na tej ostatniej prostej do nieba ulżyć cierpieniom: najpierw fizycznym, potem duchowym. Jakakolwiek rozmowa, próba wsparcia możliwa jest dopiero wtedy, gdy ból słabnie. – Prawo do ulgi w cierpieniu i uśmierzania bólu to jedno z podstawowych praw człowieka – przypomina Tomasz Grądalski, lekarz naczelny Towarzystwa Przyjaciół Chorych „Hospicjum św. Łazarza”.
 

Jak nie teraz, to kiedy?

Lęk jest w hospicjum czymś naturalnym. Niełatwo go oswoić, w większości przypadków okazuje się to niemożliwe. Bliscy umierających też są zazwyczaj bezradni. Bezsilności wobec tego, co już nieuniknione, towarzyszy bariera komunikacyjna. Co mówić? O czym rozmawiać? Pocieszać? Udawać? Zmieniać temat? – W trakcie różnych dyskusji na ten temat dzielę się opinią, że dobrze jest, jeśli chory zrobi pierwszy krok. Paradoksalnie to jemu jest łatwiej. Poza tym dla rodzin to ważny sygnał, że już można rozmawiać na przykład o zaproszeniu księdza – mówi Jolanta Stokłosa, prezes krakowskiego Hospicjum św. Łazarza.

To temat bardzo delikatny i trudny. Zwłaszcza gdy koleje życia chorego były powikłane. Ale z drugiej strony to sytuacja zero-jedynkowa. Jak nie teraz, to kiedy? Zdarzają się przypadki, że bliscy chcą, by umierający ostatnie dni spędził w hospicjum, licząc na cud… już nie wyzdrowienia, ale nawrócenia. I takie cuda są tu na porządku dziennym.

Łatwo oczywiście nie jest. Równie częsta jest wśród odchodzących postawa wyparcia. Choć słowa: „nie chcę księdza” mogą równie dobrze oznaczać: „potrzebuję jeszcze trochę czasu”. Czasem łatwiej rozmawia się z klerykiem (których przychodzi tu wielu) albo z siostrą zakonną. Te drugie najczęściej przełamują lody bezpośredniością, klerycy z kolei potrafią (i chcą) słuchać.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.