Gdy wszystko stało się jasne, czyli reakcje liderów

PAP/drz

publikacja 26.10.2015 07:29

PiS bierze wszystko, Korwin-Mikke niezadowolony, lewicy nie ma, a w PO...

Gdy wszystko stało się jasne, czyli reakcje liderów Premier Ewa Kopacz i marszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska podczas wieczoru wyborczego Platformy Obywatelskiej Radek Pietruszka /PAP

- Wyciągamy rękę do tych wszystkich, którzy chcą dobrej zmiany; może powstać szerszy biało-czerwony obóz - powiedział w niedzielę prezes PiS Jarosław Kaczyński po ogłoszeniu sondażowych wyników wyborów. Kandydatka PiS na premiera Beata Szydło mówiła, że nie można zmarnować nadziei Polaków.

Po ogłoszeniu sondażowych wyników wyborów, które wskazały na zwycięstwo PiS w wyborach parlamentarnych z rządową większością, zgromadzeni na wieczorze wyborczym tej partii w Warszawie skandowali: "Jarosław! Jarosław!". Następnie odśpiewano hymn narodowy.

"Panie prezydencie, melduję wykonanie zadania" - powiedział prezes PiS, wspominając swojego zmarłego w katastrofie smoleńskiej brata, prezydenta Lecha Kaczyńskiego. "Musimy o nim pamiętać, musimy o nim pamiętać także w tej chwili. I kiedy on przed dziesięciu już przeszło laty składał mi meldunek: 'panie prezesie, melduję wykonanie zadania', to ja też dziś składam meldunek: 'panie prezydencie, melduję wykonanie zadania'" - powiedział prezes PiS. Zgromadzeni zareagowali okrzykiem: "Lech Kaczyński! Lech Kaczyński!".

J. Kaczyński podkreślał, że L. Kaczyński potrafił zwyciężać "mimo ogromnej medialnej, a także wizerunkowej przewagi swoich przeciwników". Prezes PiS dodał, że dzięki działalności Lecha Kaczyńskiego jako ministra sprawiedliwości można było stworzyć Prawo i Sprawiedliwość.

"Przed nami nowy czas. Chciałem bardzo wyraźnie i mocno powiedzieć: to ma być czas pracy, czas pracy naszego zjednoczonego obozu" - zaznaczył Kaczyński. Po wymienieniu nazwisk polityków Jarosława Gowina, Zbigniewa Ziobry i Marka Jurka, których formacje tworzą Zjednoczoną Prawicę, prezes PiS podkreślił, że "ten obóz może się rozszerzać".

"Może powstać taki szerszy biało-czerwony obóz w Sejmie. Wyciągamy rękę do tych wszystkich, którzy chcą dobrej zmiany, chcą zmieniać Polskę. Powinno nas być jak najwięcej" - podkreślił Kaczyński.

Jak dodał, jego formacja będzie dążyła do prawdy, ale - zapewnił - "nie będzie żadnej zemsty, negatywnych emocji ani osobistych rozgrywek czy odgrywania się". Szef PiS mówił, że nie będzie "żadnego kopania tych, którzy upadli". "Nawet jeżeli upadli z własnej winy i słusznie" - dodał.

"Musimy wprowadzić pakiet demokratyczny, musimy pokazać, że polskie życie publiczne może wyglądać zupełnie inaczej. Może wyglądać tak, że będziemy z niego dumni" - podkreślił prezes PiS. "Musimy pamiętać, że swego rodzaju karnawał, jakim są wybory, skończył się. Teraz jest wyłącznie czas pracy merytorycznej. I musimy pamiętać o skromności" - dodał.

Prezes PiS zaznaczył, że pierwsze w dziejach polskiej demokracji zwycięstwo jednej partii to coś, na co pracowali różni ludzie, w różnych okresach przez 25 lat od momentu powołania Porozumienia Centrum. Lider PiS wspominał osoby związane z jego ugrupowaniem, które zginęły w katastrofie smoleńskiej. Podkreślał, że oni "wnieśli ogromny wkład w pracę środowiska".

Kandydatka PiS na premiera przemówienie rozpoczęła od podziękowań zaangażowanym w kampanię wyborczą. "Nie byłoby tego wspaniałego sukcesu, gdyby nie decyzje, które podjął pan prezes Jarosław Kaczyński i to właśnie panu premierowi należą się największe brawa i największe podziękowania" - powiedziała Szydło. Prezes PiS przerwał krzyczącym: "Jarosław! Jarosław!" i zaczął skandować: "Beata! Beata!".

"Ta praca, którą zaczęliśmy, musi być kontynuowana. I tak naprawdę, moi drodzy, trzeba wsiąść - może już nie do 'szydłobusa' - trzeba wsiąść i pojechać znowu do Polaków i z nimi pracować. Bo jeżeli nie będziemy konsekwentnie spotykali się, rozmawiali i nie będziemy z ludźmi, to to nie będzie dobra władza" - zaznaczyła wiceprezes PiS.

Kopacz na wstępie przemówienia podziękowała Polkom i Polakom za osiem lat rządów PO. Dziękowała też tym, którzy z Platformą "byli do końca". "Z całego serca wam dziękujemy" - podkreśliła.

Zwróciła przy tym uwagę, że osiem lat rządów nie byłoby możliwe, gdyby Polacy dwukrotnie nie zaufali PO. "Ale pamiętajcie też, nie straciliśmy tych ośmiu lat" - zwróciła się do zgromadzonych na wieczorze wyborczym działaczy swej partii.

Podkreśliła, że Polska "jest zdecydowanie piękniejsza niż 8 lat temu". "Polska dzisiaj to kraj, w którym rozwijamy się gospodarczo, w którym bezrobocie jest jednocyfrowe - w takiej kondycji zostawiamy Polskę tym, którzy dzisiaj wygrali wybory" - oceniła.

Premier pogratulowała PiS-owi zwycięstwa; dziękowała też wszystkim tym, którzy oddali głos w niedzielnych wyborach. "Im się też należą brawa" - dodała. "My wszyscy wiemy bardzo dokładnie, że ten werdykt Polek i Polaków to werdykt ludzi żyjących w demokratycznym kraju. I ten werdykt szanujemy" - zapewniła.

Szefowa PO dziękowała też swym współpracownikom oraz innym politykom swej partii, którzy "ciężko pracowali w regionach". "Walczyliśmy do ostatniej minuty" - podkreśliła. Jak powiedziała, "w polityce tak, jak w życiu są dni łatwiejsze i trudniejsze".

"Ale pamiętajcie o jednym - Platforma Obywatelska zawsze będzie stała na straży wzrostu gospodarczego, neutralności światopoglądowej i dbałości o ludzi". "I o tym będziemy pamiętać, będąc bądź to w rządzie, bądź to w opozycji" - zadeklarowała.

"Nie chcę nic mówić, ale to dla nas najgorszy możliwy scenariusz. Nie jest dobrze i nie jestem zadowolony z tego wyniku. Oczywiście to poparcie wzrosło o jakieś 300 tys. głosów w porównaniu do wyborów do europarlamentu, ale obawiam się, że nikogo nie przekonaliśmy" - komentował pierwsze sondażowe wyniki Korwin-Mikke.

Według niego wzrost liczby głosów wynika z wejścia w wiek wyborczy kolejnych młodych osób, które w wyborach do europarlamentu w 2013 roku nie głosowały.

"Nowe idee zwyciężają nie dlatego, że są słuszne, ale dlatego, że zwolennicy starych wymierają. Jestem jednak absolutnie pewien, że zanim wymrą zwolennicy socjalizmu, to ten ustrój się zawali" - powiedział lider partii.

Korwin-Mikke dodał, że dziwi go przede wszystkim doskonały wynik Platformy Obywatelskiej. "Byłem pewien, że 20 proc. PO nie przekroczy, ale widocznie tak musiało być" - mówił.

Podkreślił, że nawet w przypadku utrzymania się niekorzystnego wyniku, jego celem nadal będzie przekonanie jak największej liczby ludzi do naprawiania Polski.

Po jego przemówieniu kilkuset zwolenników zgromadzonych w warszawskim klubie Hybrydy, gdzie odbywał się wieczór wyborczy, skandowało "Korwin-Mikke" oraz hasło kampanii "Wolność, własność, sprawiedliwość". Razem z prezesem na scenie było kilkunastu kandydatów i kandydatek na posłów z list KORWiN.

"Wiemy doskonale, jak duże były błędy sondażowe, oczywiście lepiej byśmy się czuli, gdyby tam było 5,01 proc., a nie 4,9. Niemniej jestem głęboko przeświadczony, że ten wynik się poprawi, ponieważ dojdą głosy z zagranicy. Ludzie za granicą wiedzą, dlaczego wyjechali. Wiedzą kto ich wygonił z tego kraju i przed kim uciekali" - mówił przemawiający po Korwin-Mikkem poseł i kandydat KORWiN Przemysław Wipler.

Jak dodał, do takiego myślenia skłoniły go e-maile i smsy od głosujących za granicą Polaków, w których wyrażali nadzieję na obecność w przyszłym Sejmie "kilku myślących ludzi, którzy będą walczyli o jego normalność".

"Tego domagają się ci ludzie i jesteśmy przekonani, że ich głosy mogą być tym małym kamyczkiem, który przeważy tę szalę" - przekonywał Wipler.

"Udowodniliśmy, że inna polityka jest możliwa; że jest możliwa polityka robiona przez zwykłych ludzi i w interesie zwykłych ludzi; że jest możliwa polityka, która nie kończy się na roszadach w telewizyjnych studiach, a która dzieje się na ulicy, która dzieje się w kontakcie z innymi ludźmi, która jest robiona przez związkowców, przez spółdzielców, przez ludzi, którzy walczą przeciwko umowom śmieciowym. To jest nasz pierwszy krok" - mówił Zandberg.

"To są 4 proc., które wywalczyliśmy na ulicach, które wywalczyliśmy, chociaż przez większą część kampanii telewizje poświeciły nam 8 sekund" - podkreślił.

Jego zdaniem, polityka nie zaczyna się, ani nie kończy w telewizyjnych studiach ani nad urną wyborczą. "Polityka jest każdego dnia, kiedy tysiące ludzi z Razem będą w swoich miastach, w swoich miasteczkach, stać po stronie ludzi pracy, organizować się w obronie pracowników, których prawa są łamane, budować spółdzielnie, prowadzić edukację - tam będziemy działać jutro, pojutrze, przez kolejny miesiąc, przez kolejny rok, przez kolejne lata" - deklarował Zandberg. "W końcu będzie w Polsce demokratyczna lewica, za którą nie trzeba się wstydzić" - mówił.

Według Zandberga Polacy zagłosowali na PiS (które według sondażu wygrało wybory), bo mieli dosyć "arogancji liberalnego establishmentu". "Zagłosowali dzisiaj na PiS, chociaż nie kochają Antoniego Macierewicza i nie marzą o powrocie Jarosława Kaczyńskiego do władzy. To będzie bardzo szybko widać" - powiedział.

"Nasza rola to pokazać, że konsekwentnym działaniem i zaangażowaniem społecznym inna Polska jest możliwa, jest możliwa socjalna i demokratyczna alternatywa" - deklarował. Zapowiedział, że partia będzie "krok po kroku budować w Polsce silną lewicę, która będzie w stanie realnie odsunąć PiS od władzy".

"Taki ruch społeczny jest możliwy tylko wtedy, jeżeli tysiące ludzi się w niego zaangażują. Już dziś są nas tysiące, a będą nas dziesiątki tysięcy. Zbudujemy inny model polityki - masowej, demokratycznej, zaangażowanej, wokół programu" - mówił Zandberg.

"Wracamy do pracy" - zadeklarował z kolei członek zarządu krajowego Jakub Danecki. Mówił o licznych telefonach i e-mailach, które w ostatnich dniach dostawali członkowie Razem. "Ci ludzie są kolejną falą, która zasili Razem. Musimy otworzyć się na kolejne osoby i myśleć o tym, w jaki sposób budować ten ruch" - powiedział.

"Udowodniliśmy, że możliwy jest ruch, który reprezentuje miliony, a nie milionerów - mówiła Marcelina Zawisza. Podziękowała wszystkim, którzy zagłosowali na Razem. "Nie zawiedziemy was" - obiecała.

"Będziemy budować mocną opozycję w Sejmie i siłę parlamentarną na przyszłość. Jeśli wyniki będą tak wyglądały, to scena polityczna zmienia się tak, że PO staje się socjaldemokracją Rzeczypospolitej i brakuje silnego ugrupowania centrowego, którym możemy być tylko my" - powiedział Petru wieczorem dziennikarzom.

Podkreślił, że "ma nadzieję, że pani Beata Szydło jest rozsądną kobietą i nie będzie realizować tego wszystkiego, na co Jarosław Kaczyński ją namawiał".

"PiS ma teraz swojego prezydenta i swój rząd. To wielka odpowiedzialność. Mam poważne obawy co do jakości rządzenia, zobaczymy. Mam nadzieję, że z punktu widzenia Polski to nie będzie zmiana na dużo gorsze" - dodał. Mówił, że większość zapowiedzi PiS, szczególnie tych dotyczących gospodarki, "przerażała go". "Jednak dotąd zasadą PiS było to, że wiele obiecują, ale potem nie robią; zobaczymy, jak będzie tym razem" - mówił Petru.

Pytany, co w tej sytuacji może zdziałać w Sejmie, lider Nowoczesnej powiedział, że zamierza składać swoje projekty ustaw. "Bo czy mamy 20, czy 30 posłów - to i tak nie mamy większości. Niemniej wydaje mi się, że dotąd brakowało głosu rozsądku w polskim parlamencie. Mam nadzieję, że raz na jakiś czas coś uda nam się załatwić" - powiedział. Według Petru właśnie to jest "najlepszy sposób, by budować silną, centrową, zdroworozsądkową siłę na przyszłość".

Wśród spraw do załatwienia wymienił likwidację finansowania partii politycznych z budżetu państwa. "PO to zapowiadała, podobnie Kukiz. Może się zatem to uda" - mówił Petru.

Pytany o ocenę swojego wyniku, powiedział, że "jest zadowolony, ale bez euforii, bo ta byłaby, gdyby wynik był dwucyfrowy". "Liczymy na więcej w wyborach europejskich, a potem samorządowych i prezydenckich" - dodał.

Kukiz zapowiedział, że oprócz zmiany konstytucji najważniejsze kwestie dla jego ruchu, to: ustawa "antysitwowa", która zakazywać będzie członkom partii zajmowania kierowniczych stanowisk w spółkach Skarbu Państwa oraz ustawa deregulacyjna, która - jak mówił - "ma skasować niepotrzebne przepisy".

Zadeklarował, że z żadną partią nie wejdzie w trwałą koalicję w parlamencie. Jak mówił, będzie popierał dobre pomysły dla Polski, niezależnie od tego, która partia je zgłosi. "Będziemy popierać projekty ustaw, które są korzystne z punktu widzenia interesu obywateli i które dotyczą zmian ustrojowych. (...) Polska jest moim trwałym koalicjantem, trzeba kraj postawić na nogi" - podkreślił lider ruchu.

"Do ostatniej kropli krwi będę walczył o zmianę konstytucji na proobywatelską, m.in. o zniesienie progu referendalnego, oddzielenie władzy ustawodawczej od wykonawczej, o zmianę ordynacji wyborczej na jednomandatową, o gruntowną reformę wymiaru sprawiedliwości" - zapowiedział Kukiz. Jak ocenił, obecna konstytucja to "akt haniebny".

"9 procent, które uzyskaliśmy, to dowód na to, jak silna jest idea obywatelskości w Polsce. Mimo potężnej finansowej i medialnej przewagi systemu udało nam się przeżyć. To coś nieprawdopodobnego" - mówił Kukiz. "My z naszą energią, bez pieniędzy i struktur, jedynie idąc za głosem sumienia, zrobiliśmy rzecz niesamowitą" - ocenił. Jak dodał, jego ruch był najbardziej atakowany i "hejtowany przez system".

Zapowiedział też, że natychmiast po wyborach jego ruch zacznie "tworzyć struktury i organizować obywateli". "Gwarantuję wam, że najpóźniej w ciągu dwóch lat system padnie" - podkreślił Kukiz. Zapowiedział też otwarcie w Londynie i Dublinie biur ruchu.

"Idziemy do parlamentu, aby patrzeć innym na ręce, codziennie będę im przypominał o obietnicach wyborczych - takich jak 500 złotych na dziecko" - zapowiedział Kukiz.

Pytany, czy nie boi się, że PiS będzie "wyciągał" posłów z jego ugrupowania, Kukiz powiedział: "To tak, jakbym przed ślubem z żoną bał się, że mnie zdradzi. Mam swoich ludzi, ja jestem ich, zaufaliśmy sobie".

"Kto wie, czy lepszą opcją nie będzie, gdy PiS będzie samodzielnie sprawować władzę, dlatego że wówczas nie ma (dla nich) żadnego wytłumaczenia w przypadku niezrealizowania obietnic"- zaznaczył Kukiz.

Kukiz dziękował wyborcom i sympatykom ruchu za "zaangażowanie i wiarę". Dziękował też za wsparcie swojej rodzinie.

"Byliśmy, jesteśmy i będziemy w parlamencie. Będziemy zawsze ugrupowaniem demokracji parlamentarnej, zawsze stojącym na straży konstytucji i praw naszego narodu" - mówił Piechociński.

Szef PSL zaznaczył, że ludowcy będą chcieli realizować zobowiązania z kampanii wyborczej, nawet nie będąc w rządzie. "Zawsze będziemy służyć ludziom, zawsze będziemy służyć Polsce" - mówił.

Według prezesa PSL kolejna kadencja Sejmu "powinna być dobra dla Polski". "To powinna być kadencja, w której nasze problemy będą zmniejszone, a wszystkie szanse wykorzystane. I zróbmy to razem" - podkreślił Piechociński.

Według sondażu wyborczego Ipsos dla TVN24, TVP1 i Polsat News Zjednoczona Lewica otrzymała 6,6 proc. głosów. Komitet koalicyjny, by wejść do Sejmu, powinien uzyskać w wyborach 8 proc. poparcia. Wchodzący w skład Zjednoczonej Lewicy SLD znajdzie się po raz pierwszy poza Sejmem.

"Nie oszukujmy się, liczyliśmy na więcej, i to było w zasięgu naszych możliwości" - mówiła Nowacka podczas wieczoru wyborczego. "Jeszcze niepoliczone są wszystkie głosy, ale dziś już wiemy, że to, co robiliśmy razem, miało głęboki sens, bo nauczyło nas być razem" - powiedziała. "Warto być razem, warto walczyć wspólnie" - dodała.

Według sondażu late poll najbliższy Sejm będzie pierwszym po 1989 roku bez przedstawicieli lewicy.