Lojalność samobójców

Jacek Dziedzina

|

GN 43/2015

publikacja 22.10.2015 00:15

Cokolwiek zrobi Turcja w konflikcie bliskowschodnim, będzie kryta przez zachodnich partnerów. Partnerom nie przeszkadza nawet to, że ich muzułmański sojusznik ma ambicję partnerami zawładnąć.

Pod przykrywką walki z Państwem Islamskim władze tureckie prowadzą wojnę przeciwko Kurdom. W tej walce prezydenta Erdogana popiera wielu jego zwolenników, o czym może świadczyć m.in. demonstracja przeciwko "terrorowi PKK” zorganizowana przed miesiącem w Stambule Pod przykrywką walki z Państwem Islamskim władze tureckie prowadzą wojnę przeciwko Kurdom. W tej walce prezydenta Erdogana popiera wielu jego zwolenników, o czym może świadczyć m.in. demonstracja przeciwko "terrorowi PKK” zorganizowana przed miesiącem w Stambule
TURKISH PRES/EPA/pap

Zamachy przed dworcem kolejowym w Ankarze wybudziły niektórych zachodnich obserwatorów z letargu: zobaczyli, że Turcja jest również areną bliskowschodnich napięć, a nie tylko ich zewnętrznym arbitrem. To jednak oczywiste dla każdego, kto Turcji przygląda się częściej niż tylko przy okazji medialnie atrakcyjnych wydarzeń, jak wybuch bomby w stolicy. Więcej, Turcja jest nie tylko areną, ale aktywnym i zdecydowanym uczestnikiem konfliktów, w których coraz trudniej zrozumieć, kto z kim i przeciw komu walczy.

W labiryncie

Oto próbka tej plątaniny: władze tureckie prowadzą brutalną regularną wojnę przeciwko Kurdom, pod przykrywką walki z Państwem Islamskim, walczącym zarówno z Kurdami, jak i z władzą syryjską, która nie chce niepodległości Kurdów, choć to oni skutecznie powstrzymywali ekspansję Państwa Islamskiego, które z kolei dla Turcji jest bardziej akceptowalne niż niepodległe państwo kurdyjskie, w czym akurat Ankara zgadza się z Damaszkiem, z którym generalnie od dekad trwa w ostrym sporze, przerwanym na krótko parę lat temu, a odświeżonym po wybuchu kryzysu w Syrii i nagłym napływie uciekinierów z tego kraju, których Turcja najpierw przyjęła, a którym później zamknęła drzwi przed nosem, jednocześnie przepuszczając w jedną i drugą stronę dżihadystów z Państwa Islamskiego, w tym samym czasie wypuszczając drugą stroną prawdziwych uchodźców i zwykłych imigrantów zarobkowych, żeby szukali szczęścia na Zachodzie… Za mało? To dodajmy, że tak uwikłany w konflikty blisko- wschodnie kraj jest ciągle strategicznym sojusznikiem Zachodu, choćby przez członkostwo w NATO. Ale i na tym nie koniec. Mówimy o kraju rządzonym przez elitę, która po dekadach narzuconej reżimowej świeckości nie tylko chce przywrócić islam do wszystkich sfer życia i stać się głównym liderem świata muzułmańskiego (konkurując z Iranem, Arabią Saudyjską i Egiptem), ale nie kryje również swoich misyjnych ambicji. Czasem dosłownie, czasem między wierszami ekipa rządząca Turcją przyznaje, że chętnie zaopiekuje się pozbawioną tożsamości Europą. Z czego zatem bierze się ta zachodnia tolerancja dla wszelkich wybryków, a nawet zbrodni popełnianych przez Turcję?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.