Czego ja chcę?

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 43/2015

„Niewidomy żebrak Bartymeusz, syn Tymeusza”.

Czego ja chcę?

1 Rzadko poznajemy w Ewangelii imiona uzdrowionych. Czy Bartymeusz to jego prawdziwe imię? Bar-tymeusz to dosłownie „syn Tymeusza”. Imię Tymeusz znaczy „szanowany, ceniony”. „Syn szanowanego” jest żebrakiem. Co się stało, że wylądował na ulicy? Czy powodem było kalectwo? Nieraz dzieci żyją jakby w cieniu swoich „cenionych” rodziców. Nie mają dość siły, aby stanąć na własne nogi. Każdy z nas jest czyimś synem/córką. Nosimy w sobie rodziców, na dobre i na złe. Są dawcami życia, jesteśmy z ich miłości, z ciała i krwi, DNA. Są łaską, ale bywają też ciężarem, kompleksem, krzyżem. Nasze relacje z rodzicami wymagają często uzdrowienia, przebaczenia. Bartymeusz nazywa Jezusa dwa razy „Synem Dawida”. Czy to przypadek? Można się tu dopatrywać tego, że relacja z rodzicami była dla niego problemem. Jak to jest u mnie?

2 „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną”. Nie ma człowieka, który by nie potrzebował Bożego zmiłowania. Wszyscy mamy problemy ze wzrokiem. Nie widzimy celu, nadziei, sensu, prawdy, grzechu i przebaczenia, Boga. Świat zwątpił dziś w to, że człowiek może w ogóle zobaczyć ostateczną prawdę o sobie, o świecie, o Bogu. „Nie ma żadnej jednej prawdy, każdy ma swoją prawdę” – to dogmat współczesności. „Wielu nastawało na niego, żeby umilkł”. Nie chcą, żeby ktoś publicznie głośno wzywał imienia Bożego. Niech żebrak siedzi sobie w domu i wyje. My nie potrzebujemy żadnego zlitowania – ten arogancki głos jest coraz mocniejszy. Ci, którzy tak wołają, nie wiedzą (nie widzą!), że sami (może najbardziej) potrzebują zmiłowania. Dlatego my, żebracy, ślepi, ale spragnieni Bożego miłosierdzia, musimy podnosić swój głos, nie ustawać. Jak Bartymeusz, który „jeszcze głośniej wołał”.

3„Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię”. To jeszcze nie słowa Jezusa, ale słowa innych o Jezusie. Już one niosą otuchę, nadzieję. Tylko Zbawca dokonuje cudu, ale my możemy w imieniu Jezusa mówić innym, by powstali, by byli dobrej myśli, by czuli się wezwani. „On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa”. Ależ był spragniony tego spotkania! Zostawił nawet płaszcz, cały swój majątek. „Zerwał się”. Najedzeni nie zrywają się z miejsca na widok chleba, napojeni nie biegną do źródła. Sytuacja niedostatku, biedy materialnej lub duchowej sprawia, że człowiek pragnie z całych sił spotkania z Jezusem. Jest gotów zostawić wszystko, by Go spotkać. A ja?

4„Co chcesz, abym ci uczynił?” – pyta Jezus. Jak sługa. Podobnie pyta i nas. „Czego chcesz?”. Bartymeusz nie musiał się zastanawiać. Wiedział, czego chce. My często sami nie wiemy, czego chcemy. Więc warto posłuchać podpowiedzi Bartymeusza: „Rabbuni, żebym przejrzał”. To brzmi jak formuła nawrócenia. Zacząć wreszcie widzieć siebie i świat prawdziwie. „Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą”. To brzmi z kolei jak definicja wiary – widzieć i iść za Panem drogą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.